Mieszkamy z robakami
„Strach tu mieszkać. Podłogi są tak przegniłe, że robią się w nich dziury. Wychodzi z nich pełno robactwa. Jak to kiedyś rąbnie to się pozabijamy!” - denerwuje się Florentyna Łuczak, mieszkanka kamienicy przy ul. Rybnickiej. „Przynajmniej nie ma już tarantul” - przyznaje z ulgą córka Bernadeta. Podczas powodzi pająki uciekły z pobliskiego sklepu zoologicznego. Jednego zatłukły wtedy szczotką, inne wyłapały do słoików.
Od 1997 r. nie może się doprosić pomocy ze strony Miejskiego Zarządu Budynków. Podczas powodzi kamienica nasiąkła wodą. Od tamtego czasu nie była remontowana. W całym mieszkaniu panuje wilgoć. Z każdego zakamarka wychodzi pleśń, pokrywając ściany grubym kożuchem. Drewniane stropy są tak spróchniałe i przegniłe, że znajdujące się na pierwszym piętrze budynku mieszkanie w każdej chwili może się zawalić. W kuchni już zrobiła się ogromna dziura, z której garściami można wybierać próchno. Gdy ulicą przed budynkiem przejeżdżają tiry, to lokatorzy uciekają do pokoi po drugiej stronie mieszkania. Trzęsie się wtedy cały dom. Boimy się, że od tego podłoga się w końcu zapadnie - mówi kobieta. Gdy po raz pierwszy zwróciłam się do MZB o wymianę podłogi, to mi odpisali, że gumolitu nie wymieniają. A przecież wyraźnie napisałam o co chodzi. Od tego czasu co tydzień ja albo córka tam chodzimy, prosimy, dzwonimy. Przyszli tu w sierpniu zeszłego roku i powiedzieli, że nie mogli wcześniej, bo śnieg ich zastał. W końcu powiedziałam, że sama wymienię tę podłogę. MZB przysłało tu innych robotników. Coś tam posprawdzali i powiedzieli, że nic nie możemy zrobić, bo stropy są już za bardzo spróchniałe. Gdyby zajęli się tym wcześniej, to może dałoby się to jakoś naprawić - opowiada Florentyna Łuczak.
Po powodzi Łuczakowie w całym mieszkaniu wymienili okna na plastikowe. Stare, drewniane, były już spróchniałe. Lada chwila mogły wypaść. Jednak i te plastikowe są już poniszczone przez pleśń i wilgoć. Jak byli ci robotnicy w sierpniu, to pokazałam im pleśń. Powiedzieli, że to moja wina, bo mam szczelne okna - twierdzi. W kuchni nie mam pieca, bo rozebrali go robotnicy, kiedy pękła rura kanalizacyjna i tylko tak mogli się do niej dostać. Ale mi go nie odbudowali, bo powiedzieli, że to moja wina, że rura pękła, bo była stara. Tej nowej to z kolei nie zabezpieczyli, bo teraz, jak sąsiadka z góry puszcza wodę, to wszystkie ścieki leją mi się po ścianie. Piec w pokoju to przyszli naprawić dopiero wtedy, jak wybuchł. Musiała go gasić straż pożarna. Tym razem to nie była moja wina, bo przyszedł zdun i powiedział, że piec był źle zrobiony. A najśmieszniejsze jest to, że był to ten sam fachowiec, co mi go stawiał. Wtedy mówił, że mało mu płacą i nie będzie się starać. Za drugim razem powiedział, że w drodze wyjątku postawi już piec dobrze - Florentyna Łuczak wyliczać mogłaby jeszcze długo.
Fachowcy z MZB ponownie przyszli 20 maja by wymienić podłogę. Mieli ze sobą wiadro, łopatę i oranżadę. Nie wiem, co chcieli tym zdziałać - komentuje kobieta. Nie zgodziła się na żadne prace, przede wszystkim dlatego, że lada chwila u Łuczaków miało odbyć się wesele a robotnicy przyznali, że do tego czasu nie skończą z remontem.
Do remontu nadaje się nie tylko podłoga, lecz całe mieszkanie. Gdy jej córka wbiła w kuchni gwóźdź, ze ściany w przedpokoju odpadł tynk. Gdy to samo chciała zrobić w dużym pokoju, odpadła część ściany, odsłaniając zdziwionym mieszkańcom zamurowane drzwi.
Z powodu atakującej wszystko pleśni jedzenie zmuszeni są trzymać w dużym pokoju, ponieważ tam jest jej jeszcze najmniej. Wymieniane rok temu meble kuchenne są zgniłe i się rozpadają. To samo dzieje się z innymi sprzętami. Z przegniłej podłogi wychodzi robactwo. W mieszkaniu zadomowił się szczur. Kobieta obawia się, by nie rzucił się na jej 7-letniego wnuka. Przynajmniej nie ma już tarantul - przyznaje z ulgą córka Bernadeta. Podczas powodzi pająki uciekły z pobliskiego sklepu zoologicznego. Jednego zatłukły wtedy szczotką, inne wyłapały do słoików.
Mieli przyjść
W kwietniu po raz kolejny Florentyna Łuczak poszła do MZB. Powiedzieli, że przyjdą 18 maja. Powynosiliśmy wszystkie meble. Nie przyszli - twierdzi kobieta. Warunki, w jakich muszą mieszkać, powodują u nich wiele chorób. Wnuk cały czas choruje. Jak miał 3 lata, którejś nocy nagle zaczął się dusić. Poszliśmy do lekarza. Okazało się, że ma alergię. Od tej pleśni i wilgoci w domu ciężko oddycha. Na podwórku czuje się inaczej. Zresztą, wszystkim nam to szkodzi - mówi Łuczakowa.
Zwróciliśmy się w tej sprawie do kierownika rejonu MZB, pod który podlega kamienica przy ul. Rybnickiej. MZB przeszło reorganizację i dopiero miesiąc temu budynki w tej dzielnicy zostały mi przekazane. Nie jestem więc zorientowany w tej konkretnej sprawie. Ale obiecuję, że się tym zaraz zajmiemy - zapewnił nas Mariusz Wilk, kierownik OGM I.
Byli i powiedzieli, że przyjdą 8 czerwca - potwierdziła nam Florentyna Łuczak. Kobieta ma nadzieję, że pracownicy MZB zdążą z remontem, póki jest jeszcze co naprawiać.
(A.Dik)