Furmanką na mecz
Już 85 lat istnieje LKS Ruda Kozielska. Zarząd klubu uznał, że jest to doskonała okazja do świętowania i zorganizował dwudniowy festyn sportowo-kulturalny.
Atrakcjami pierwszego dnia imprezy był wyścig rowerowy dla dzieci i młodzieży oraz turnieje: tenisa stołowego i piłki nożnej stołowej (tzw. piłkarzyki). Po sportowych zmaganiach przyszedł czas na koncert zespołu Seven Heaven. Następnego dnia wielu emocji dostarczył turniej piłki nożnej o Puchar 85-lecia LKS Ruda Kozielska. Rywalizowały ze sobą takie zespoły jak: LKS „Buk” Rudy, KS „Korona” Bargłówka, LKS Jankowice, LKS Ruda Kozielska. Zwycięzcą turnieju, tak jak przed tygodniem w Jankowicach, okazały się Rudy. Wyniki meczów przedstawiają się następująco: Rudy – Ruda Kozielska 3:0, Bargłówka – Jankowice 1:0, Ruda Kozielska – Jankowice 4:0, Rudy – Bargłówka 3:1.
Wielką atrakcją festynu była Śląska Biesiada, którą prowadzili Berta i Szwagier, czyli Piotr i Agnieszka Szefer. Nie zabrakło też konkursów dla dzieci oraz tradycyjnej „zuski”. Na zgłodniałych i spragnionych czekały stoiska gastronomiczne. Dobrej zabawy, połączonej ze sportowymi emocjami, nie popsuła nawet deszczowa pogoda, która trochę dała się we znaki uczestnikom finałowego meczu Rudy – Bargłówka.
Starzy działacze klubowi chętnie opowiadali o tym, „jak to było za ich czasów”. W latach 50. był już zgłoszony LZS Ruda Kozielska. Prezesem był wtedy słynny z przedwojennego palanta Józef Widera, wiceprezesem – Alfons Mazurek, natomiast skarbnikiem Maksymilian Musioł. Byłem najmłodszy w zarządzie, zazwyczaj to mnie „wypychali”, kiedy trzeba było coś załatwić dla klubu. Nie zawsze się udawało, czasem dostawałem niezłą burę – wspomina Alfons Mazurek. Kiedyś wszystko trzeba było „wychodzić”, załatwić. Ciężko było, o wiele ciężej niż teraz. Po wojnie nie mieliśmy piłek, tośmy je szyli z różnych szmat i po podwórkach grali. Ale taka szmaciana piłka to wystarczała na raz i trzeba było nową szyć – dodaje Herbert Miera. Na mecze jeździło się na rowerach albo furmanką. Ci rolnicy, którzy zawozili drużynę na mecz, nigdy nic za to nie brali. Obydwaj działacze przyznają, że początki były trudne. Dzisiaj władze gminne czynią starania o te kluby, przeznaczają pewne kwoty na działalność sportową, utrzymują pomieszczenia, szatnie. Wtedy tak nie było, bardzo dużo rzeczy się robiło społecznie. Ale we wsi była i jest do tej pory duża aktywność społeczna, ludzie są zgrani. Większość naszych piłkarzy działa też w OSP. Wszystkie trudne chwile udało się przetrwać. Cieszymy się z tego, że klub istnieje, że młodzież ma zajęcie a zarząd tak sprawnie wszystkim kieruje – dodają Alfons Mazurek i Herbert Miera.
(e.Ż)