Dziki problem
Kiedyś to była dla nas egzotyka. Teraz to prawdziwa inwazja! - mówi Konrad Kuźnik o pojawiających się w Pogrzebieniu dzikach. Czegoś takiego na tych terenach jeszcze nie widzieliśmy - przyznaje Bogdan Bednarczyk, łowczy z Koła Łowieckiego „Odra” z Rybnika.
Dziki są w tym roku wyjątkowo poważnym powodem do zmartwienia dla okolicznych rolników a także myśliwych. Gospodarzom niszczą uprawy a odszkodowania za to płacić muszą koła łowieckie. Problem w tym, że populacja dzików na tych terenach w ciągu tylko jednego sezonu powiększyła się z ok. 30 do nawet 100 sztuk. Skala zniszczeń na polach jest więc ogromna.
Żeby tylko zjadły i poszły. Ale one tratują i zryją wszystko dookoła. Wiosną trzeba było na nowo obsiać pola i dosadzać kukurydzę, bo jak tylko wzeszły pędy, to dziki zaraz je powyrywały. Opóźniają nam się przez to żniwa - mówi rolnik Jacek Gorywoda. Pokazuje stratowane pola kukurydzy, gdzie poprzedniej nocy żerowała wataha dzików. Widać jeszcze wyraźne tropy odciśnięte w ziemi. Szkód przybywa każdej nocy. Dla rolnika jest to ogromna strata, której nie powetuje nawet materialna rekompensata. Nie zwróci poniesionych dodatkowo kosztów i skutków późniejszych żniw, czyli gorszych plonów i niższej za nie ceny. Nie dostałem jeszcze odszkodowania za straty wiosenne - twierdzi mężczyzna.
Konrad Kuźnik ogrodził przydomowe uprawy drewnianymi paletami. Ale i to nie pomogło. Nocą dziki podeszły mu prawie pod sam dom.
Rolnicy czują się bezradni. Próbowali już wszystkich sposobów odstraszenia tych zwierząt. Nawet specjalnych środków chemicznych, wydzielających zapach człowieka. Jedyne, co im pozostało, to pilnowanie pól nocą, kiedy dziki żerują. Zaopatrzyli się w petardy, którymi chcą przegnać zwierzęta.
Choć ze swej natury dziki uciekają przed ludźmi, mogą być dla nich niebezpieczne. Dorosły samiec waży ponad 300 kg, zaś jego szable, czyli dolne kły, mogą osiągnąć nawet 30 cm długości. Zagrożenie stanowi ranny osobnik lub też maciora z młodymi. Jeden mężczyzna wracał nocą polami z festynu. Natknął się na maciorę z młodymi, która zaczęła go gonić. Uciekł przed nią na drzewo i siedział tam do rana, bo samica nie chciała spod drzewa odejść - opowiada Jacek Gorywoda.
Skala zjawiska martwi też myśliwych z „Odry”, dzierżawiących łowieckie tereny gminy Kornowac, a także Lubomi i Syryni, w sumie 450 ha lasów. Rolnicy mają szkody a my musimy za to płacić. Idą na to pieniądze z naszych składek i ze sprzedaży ustrzelonej zwierzyny - mówi łowczy Bednarczyk. Tylko za straty, spowodowane przez watahy dzików wiosną, na polach obsianych zbożem, myśliwi z „Odry” muszą wypłacić ok. 15 tys. zł. Otrzymali już zgodę na zwiększenie limitu odstrzału dzików. W dobrych czasach, gdy było ich tu dużo, zdarzało ustrzelić kilkanaście osobników - wspomina Bogdan Bednarczyk. W tym sezonie liczba ta sięgnęła już 24 sztuk i powiększy się nawet do 60.
Łowczy Bednarczyk przypuszcza, że tak nagły wzrost populacji dzików spowodowany jest ich migracją z północy Polski, gdzie przez długi czas utrzymywała się susza. Do tego na naszych terenach znalazły sobie dogodne miejsca żerowania, czyli właśnie pola uprawne. Choć dziki nie pogardzą nawet drobnymi gryzoniami czy owadami, prawdziwym przysmakiem jest dla nich bogata w białko kukurydza, której mają tu pod dostatkiem. Obfitość pożywienia może być z kolei przyczyną innej, zaobserwowanej przez myśliwych anomalii. Normalnie lochy proszą się w marcu, teraz przez cały rok. Spotkaliśmy młode urodzone nawet we wrześniu - przyznaje Bogdan Bednarczyk.
Wójt gminy, Józef Stukator, zwrócił się do wojewody o pomoc w rozwiązaniu problemu. W lipcu odbyło się w Kornowacu spotkanie w tej sprawie, w którym uczestniczył wicewojewoda Andrzej Waliszewski, przedstawiciele Lasów Państwowych, raciborskiego Starostwa, kół łowieckich, sołectw oraz rolnicy. Wszyscy zgodzili się z koniecznością zwiększenia odstrzału dzików, gdyż ze względu na stale powiększające się tereny pod uprawę kukurydzy i owsa, wzrastać będzie też populacja zwierzyny, a co za tym idzie, także i problem. Dyskutujący dostrzegli również konieczność „zatrzymania dzika w lesie”, z którego wyganiany jest przez ludzi, np.: grzybiarzy, turystów czy amatorów zimowych kuligów.
(A. Dik)