Czołg w rowie
Przez kilka godzin, 5 października, droga krajowa nr 45 w rejonie Szonowic była zamknięta. Zdezorientowani kierowcy krążyli więc po okolicznych wioskach, szukając objazdu. Wszystkiemu winne były fragmenty czołgu, które saperzy musieli odkopać ręcznie.
Znalezisko, pochodzące z czasów II wojny światowej, zostało odkryte 4 października, podczas prac związanych z czyszczeniem przydrożnych rowów melioracyjnych. Robotnicy natknęli się na fragmenty pocisków.
Dzień później na miejsce przybyli saperzy z Lublińca. Są to same lotki pocisków różnego kalibru. Nie stanowią żadnego zagrożenia. Ktoś musiał je tu zakopać. Raczej mało prawdopodobne, by wybuchły w tym miejscu - powiedział nam st. chor. Tomasz Znojkiewicz z lublinieckiego patrolu rozminowania. Oprócz resztek granatów moździerzowych znalezione zostały także wojskowe menażki oraz fragmenty kości żeber i piszczeli. Zostaną przekazane do Zakładu Medycyny Sądowej, celem ustalenia, czy są to ludzkie szczątki, a jeżeli się to potwierdzi, określenia ich wieku.
Znacznie głębiej w ziemi leżały też większe metalowe przedmioty. Ich odkopywanie zajęło saperom kilka godzin. Okazało się, że są to fragmenty pancerza czołgu, najprawdopodobniej radzieckiego. Rok temu znaleźliśmy dość duży pocisk. Od kiedy jestem sołtyską, takie rzeczy zgłaszałam już kilka razy - mówi Maria Głombik, sołtys Ponięcic. Nie jestem tutejsza, ale mój mąż, który stąd pochodzi, mówi, że w lesie obok parkingu niewybuchów jest sporo i boi się tam chodzić - dodaje kobieta. Potwierdza to też Ginter Kalabis, jeden z najstarszych mieszkańców wioski. W lesie może być też jeszcze sporo ludzkich szczątków. Przy zamku był zbiorowy grób, gdzie powrzucano trupy. Później wywieźli je do Raciborza na radziecki cmentarz. Czołgów radzieckich było tu dużo. Tylko między Ponięcicami a Szonowicami zostało ich sześć. Porozbierali je i chyba wywieźli na złom - wspomina straszy mężczyzna. Wojna wygnała go z domu. Do Ponięcic powrócił w 1947 r.
Po tym, jak informacja o znalezisku obiegła media, zgłosił się do nas czytelnik, emerytowany członek wojskowej jednostki specjalnej. Mężczyzna chce zachować anonimowość. Wskazuje, że tego typu akcje mogłyby przebiegać znacznie sprawniej. Saperzy muszą przyjechać do każdego zgłoszenia. Ale ktoś mógłby już wcześniej określić, co zostało znalezione oraz stopień zagrożenia. Saperzy wiedzieliby na co mają się nastawić. W Szonowicach okazało się, że były to niegroźne skorupy, a tymczasem mogliby bardziej przydać się gdzieś indziej. Z drugiej strony mogło się też okazać, że faktycznie niebezpieczeństwo jest duże i trzeba ewakuować pół wioski, bo zanim saperzy dojadą, będzie już za późno - wskazuje nasz rozmówca. Jego zdaniem wstępnym rozpoznaniem powinni zająć się policjanci albo też przeszkoleni w tym kierunku pracownicy Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Obowiązują nas konkretne procedury. O znalezisku powiadamiana jest policja, która posiada grupę pirotechników. Przeprowadza wstępny rekonesans a następnie wzywa saperów - powiedział Zbigniew Nawrocki, kierownik PCZK raciborskiego Starostwa. Przez cały czas miejsce, w którym znaleziono części pocisków, zabezpieczali policjanci.
Saperzy poprosili o koparkę, dzięki której szybciej wydobyliby z ziemi fragmenty czołgu. PCZK zwróciło się w tej sprawie do administratora drogi, czyli Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W przypadku materiałów niebezpiecznych akcję prowadzą saperzy. Są do tego specjalnie przeszkoleni. Nikt nie wziąłby odpowiedzialności za wysłanie w to miejsce cywilnego sprzętu i zwykłych ludzi - usłyszeliśmy od Andrzeja Łojewskiego, kierownika Rejonu w Gliwicach GDDiA. Poza tym jesteśmy tylko administratorem drogi i nie dysponujemy sprzętem, tym bardziej takim, jaki powinni mieć saperzy. I to wcale nie tak, że nie chcieliśmy dać koparki, lecz jej nie posiadamy. Wszelkie prace zlecamy firmom - dodał kierownik.
Sprzęt na miejsce nie dotarł, więc saperzy kopali łopatami, a tak długo, jak to robili, droga musiała być zamknięta dla ruchu. Skończyli ok. godz. 17.00.
(A. Dik)