W krainie owoców morza
Od wielu lat nauczyciel z Pawłowa Wojciech Zalewski przemierza świat. W okresie świątecznym był na Dominikanie.
Postanowiłem przejechać z plecakiem kraj w Ameryce Środkowej i udało się – cieszy się Zalewski. Przez Berlin poleciał samolotem czarterowym do Punta Cana. Po 11 godzinach był na Karaibach. Upał uświadomił mi, że te święta będą inne – wspomina podróżnik. Na lotnisku znalazł taksówkarza, który przewiózł go za niższą stawkę, bo skojarzył słowo „Polonia” z papieżem. Wigilia w stolicy Dominikany-Santo Domingo była barwna i głośna, z fajerwerkami – bo taka jest tradycja. Na świątecznych stołach królowała langusta – miejscowy smakołyk.
Różnica czasu między Polską a Dominikaną (5 godzin) nie pozwoliła Zalewskiemu długo pospać i rankiem udał się na Stare Miasto. Wrażenia były bardzo pozytywne. Wybrzeże w stolicy jest słabo zagospodarowane. Zaskoczeniem były sztuczne drzewka świąteczne i szopki sponsorowane przez… Coca Colę. Mieszkańcy byli spontaniczni i życzliwi. W stolicy Dominikany nie było zbyt wielu turystów.
25 grudnia większość Dominikańczyków odsypia zabawy wigilijne i znalezienie otwartej świątyni graniczyło z cudem. Po południu udało mi się dotrzeć na wieczór kolęd w języku hiszpańskim i było to duże przeżycie – mówi pan Wojciech. W drugi dzień świąt wyruszyłem na północ do kurortów nadmorskich Sosua i Cabarete. Plaże były tam kameralne choć pełne głośnej młodzieży. Zabawa trwała na okrągło, a okoliczne stragany zachęcały do konsumpcji świeżych owoców morza.
Zalewski zamieszkał w jednym z tańszych hoteli w Sosua. Poznał tam Roberto, motocyklowego taksówkarza (zdominowali w Santo Domingo wszelką komunikację). Za małe pieniądze Polak zwiedził z nim Puerto Plata, Sosua i Cabarete - najpiękniejsze miejsce na północnym wybrzeżu. Plaża ciągnie się tu kilometrami, woda ma ponad 30 stopni a płytki brzeg zachęca do kąpieli – wylicza podróżnik.
W kolejną noc nad miastem przeszła straszna ulewa i woda pojawiła się nawet w pokojach hotelowych. Ustąpiła już następnego dnia. Wczesnym rankiem, po godzinnym locie małym sportowym samolotem, Wojciech Zalewski zwiedził Haiti. Sam lot był ciekawym przeżyciem. Kupno biletu ograniczyło się do przekazania gotówki, w zamian za tekturową karteczkę. Pani z biura ,,zagoniła” dwóch pasażerów do samolotu, skąd z pilotami podziwialiśmy piękno wyspy – mówi turysta spod Raciborza. Ostatni dzień na Dominikanie poświęcił na zwiedzenie kurortów i wschodnich plaż Punta Cana i Bavaro – białe piaski otaczają tam wysokie, skręcone palmy.
Wracałem z przygodami. Najpierw pięciogodzinne opóźnienie samolotu, przymusowe lądowanie w Dublinie z powodu śmierci pasażera, a potem komplikacje komunikacyjne w Niemczech i Polsce z powodu śnieżycy. To wszystko stawiało pod znakiem zapytania mój plan dotarcia na imprezę sylwestrową. Zdążyłem jednak i przywitałem Nowy Rok z najbliższymi - cieszy się Wojciech Zalewski.
(opr. m)