Święta Wielkanocne w siodle
Tradycji w Bieńkowicach stało się zadość i w lany poniedziałek przez miejscowość przeszła wielkanocna procesja konna.
Najpierw w miejscowym kościele odbyła się msza św. w intencji rolników. Po niej procesja wyruszyła w pola, by tam modlić się o urodzaj. Jak co roku, zatrzymywała się przy każdym z przydrożnych krzyży. Punktem kulminacyjnym wyprawy była kapliczka św. Urbanka na granicy Bieńkowic z Sudołem. Na czele procesji jedzie konno trzech mężczyzn, jeden z nich trzyma figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Naszym moralnym obowiązkiem jest kontynuowanie tradycji, przekazanej nam przez naszych pradziadów i prosić Boga, żeby przejęły ją po nas kolejne pokolenia – mówi Gerard Grzibek, który prowadzi w trakcie procesji modlitwy i śpiewy. Nie ma już tylu chętnych, bo i koni jest mniej. Kiedyś były w każdym gospodarstwie. Zostały zastąpione przez traktory – przyznaje Gerard Stoszek, który najdłużej, bo od 45 lat jeździ w procesji. W tegorocznej procesji wzięło udział ok. 60 koni. Wśród jeźdźców nie zabrakło też dosiadających koni pań. Dziewczyny to cała ozdoba i osłoda procesji – przekonuje Maksymilian Galda, hodowca koni z Bieńkowic. Jazda w procesji, między ludźmi to spory stres. Zwierzęta się denerwują i nie zachowują tak, jak zwykle – przyznaje Bożena Karpisz. Jednocześnie zapewnia, że uroczysty przemarsz daje jej sporo satysfakcji i dumy z dosiadania pięknego zwierzęcia.
W procesji uczestniczyły też bryczki i wozy, w których jechali zaproszeni goście oraz przedstawiciele lokalnych władz samorządowych. Kiedyś jeździły w nich damy, teraz wozimy nowożeńców – mówi Marek Biczysko z Rogowa, prezentując białą ponad 100-letnią karetę coupe. Po procesji dla jej uczestników odbył się rodzinny piknik.
(Adk)