Urzędnicy trwonią nasze pieniądze
Gdyby prezydent i urzędnicy musieli się rozliczyć z nietrafionych zakupów za publiczne pieniądze, to już dawno poszliby z torbami. Tymczasem żaden z nich nie poniósł odpowiedzialności za wywaloną w błoto kasę. Przypadki zadziwiającej niefrasobliwości zaczynają się mnożyć.
Cztery tysiące złotych za bezwartościową strategię rozwiązywania problemów społecznych. 450 tys. zł za nieprzydatny nikomu projekt zrobienia ze żwirowni Acapulco. 20 tys. zł za odrzuconą przez radnych strategię rozwoju miasta. Zakupy dokonywane przez raciborski Urząd Miasta powinny zaniepokoić podatników, bo to oni płacą za coś, co nikomu na nic się nie przydaje.
Degradacja wartości etycznych
Podczas gdy w miejskiej kasie brakuje pieniędzy, urzędnicy zlecają wykonanie dokumentów wartych funta kłaków. Najnowszy przykład to strategia rozwiązywania problemów społecznych. Rzekomy specjalista z Żor, który przekonał naszych samorządowców, że niejedna gmina przyjęła już opracowany przez niego dokument, skasował za bezwartościowy plik papierów 4 tys. zł. Na ostatniej sesji do kosza wyrzucili go radni, bo uznali całość za stek bezwartościowych frazesów. Wiceprezydent Mirosław Szypowski, który wcześniej rekomendował przyjęcie strategii, na posesyjnej konferencji przyznał, że „ma ona wartość papieru", ale rzekomo „nie jest do końca najgorsza", choć „trudno powiedzieć jaka jest lepsza". Na pytanie, jak wybrano owego specjalistę, wiceprezydent poinformował, że „w drodze poszukiwań".
Radny Mirosław Lenk nie ma wątpliwości, że to knot. Najpierw autor streścił kilka ustaw, przepisał powszechnie już znane dane z miejskich sprawozdań, po czym omówił ankietę, a dokładnie 110 wypełnionych formularzy, co w skali ponad 50 tysięcznego miasta musiało dać zafałszowany obraz. Karygodne błędy w metodologii (raptem 24 proc. respondentów to mężczyźni, a 32 proc. bezrobotni, choć udział tych w strukturze aktywnych zawodowo raciborzan to raptem 12 proc.) doprowadziły do bzdurnych wniosków. Dwa przykłady: za mocną stronę miasta autor strategii uznał „duży udział młodzieży w strukturze ludności", a za słaby „szybkie tempo starzenia się społeczeństwa". Mamy też rzekomo „znaczący udział kultury górniczej w strukturze zawodowej mieszkańców", „brak dużych zakładów", „niekorzystny bilans ilości szkół wyższych", a zauważalna staje się „degradacja wartości etycznych". Kiedy pytaliśmy tego pana o wytłumaczenie tych haseł nie był w stanie odpowiedzieć - kwituje Lenk.
Koła bez wozu
Na cztery tysiące można by machnąć ręką, gdyby nie kilka innych wpadek magistratu. Słynne jest już studium wykonalności dla projektowanej budowy ośrodka na Ostrogu. Za dokument miasto zapłaciło 450 tys. zł. Dziś zarasta pajęczynami, bo gdyby zechcieć go zrealizować trzeba aż 20 mln zł. Nikt przy zdrowych zmysłach, a szczególnie urzędnicy z Brukseli, nie dają na to pieniędzy.
Kosztem 20 tys. zł poznańska firma zaktualizowała strategię rozwoju miasta na lata 2006-2015. Radni odrzucili ten dokument, wskazując, że nie spełnia oczekiwań i oczekując od prezydenta, że wykonawca w ramach reklamacji poprawi błędy. Sami buńczucznie zapowiedzieli, że wezmą się za uzupełnianie dokumentu, a przewodniczący Rady Miasta Tadeusz Wojnar dodał, że wadliwemu projektowi „trzeba dorobić koła". Dziś radny Lenk mówi o odrzuconej strategii rozwoju, że jest „o niebo lepsza" od efektów pracy żorskiego „specjalisty" od rozwiązywania problemów społecznych. Cóż z tego, skoro rajcy do dziś nie kiwnęli palcem, by ją uzupełnić i przyjąć. Pieniądze więc wydano, ale nikt nie wie po co.
#nowastrona#
Koniec z tym
Gliwicka kancelaria prawna nie zajmie się przekształceniem raciborskich wodociągów z zakładu budżetowego w spółkę. Zanim jeszcze radni podjęli decyzję w tej sprawie, okazało się, że prezydent znalazł w Gliwicach specjalistę, który oferował swoje usługi za 20 tys. zł. Sprawę przekształcenia odłożono na czerwiec, ale już wiadomo, że zrobi to Zakład Wodociągów i Kanalizacji własnymi siłami, wspartymi przez radców urzędowych. Zdaniem przewodniczącego Wojnara likwidacja zakładu i utworzenie spółki jest „proste jak budowa cepa", a już na pewno niewarte 20 tys. zł publicznych pieniędzy. Ostrzegł też prezydenta, że wolą radnych jest, by w ostatnim okresie swoich rządów korzystał z wiedzy swoich urzędników a nie obcych firm, którym zależy tylko na pieniądzach a nie najtańszych i najrozsądniejszych rozwiązaniach.
Czy ostatnie doświadczenia będą dobrą nauką na przyszłość? Oby. Podobne wpadki jak ekipa Jana Osuchowskiego notowały bowiem także poprzednie władze. Wystarczy wziąć znacznie droższe od Acapulco studium wykonalności podłączenia okolicznych gmin do raciborskiej oczyszczalni. Kiedy przyszło do składania wniosku do Brukseli okazało się, że realizacja dokumentu mija się z celem, bo koszty odprowadzania ścieków np. z Rudnika przekroczyły 20 zł za metr sześcienny. Celowość inwestycji można by porównać do budowy lodowisk otwartych w Afryce równikowej. Projekt więc całkowicie zmieniono, nową sieć wodociągowo-kanalizacyjną będzie miał tylko Racibórz, a ościenne samorządy muszą sobie same poradzić z problemem.
Na nietrafionych decyzjach suto opłacanych włodarzy tracą tylko i wyłącznie mieszkańcy. Jeszcze żadnego naszego samorządowca nie spotkała kara za wyrzucenie publicznych pieniędzy w błoto. A szkoda, bo może by się nauczyli, że nawet nie swoją złotówkę trzeba przed wydaniem dwa razy obejrzeć.
Grzegorz Wawoczny