Skrojone na miarę
Brak salonowego obycia może być niemiłosiernie skarcony. Przekonał się o tym w minionym tygodniu poseł Henryk Siedlaczek. Sprawdziliśmy, jaki jest obraz raciborskich parlamentarzystów w mediach ogólnopolskich i jak oni sami wpływają na swój image.
Bez dobrej prasy trudno na dłużej zagościć w polityce – wie o tym każdy parlamentarzysta. W cenie są więc specjaliści tacy, jak Piotr Tymochowicz, którzy potrafią wykreować medialną postać polityka. Liczy się dobry ubiór, gest, sposób formułowania jasnych i prostych wypowiedzi, umiejętność znalezienia się w trudnej sytuacji. Czy te zalety mają posłowie rodem z Raciborza? Jak się okazuje, ze swoim wizerunkiem w ogólnopolskich mediach radzą sobie ze zmiennym szczęściem.
Marynarka z kamizelką
Pecha i to od startu kadencji ma poseł nowicjusz Henryk Siedlaczek z PO, były starosta raciborski. Od razu przykuł uwagę skandalizującego tygodnika „NIE” Jerzego Urbana. W pierwszym tegorocznym numerze gazeta oceniła ubiór parlamentarzystów. Znana polska projektantka Dagmara Rosa wystawiła nie najlepszą cenzurę Siedlaczkowi pisząc: „Zza sejmowej kolumny straszy poseł Platformy Henryk Siedlaczek. Pierwszy raz w życiu widzę marynarkę doszytą do kamizeli. Być może dlatego ten garnitur jest tak źle skrojony”.
Obcesowa notka w „NIE” nie burzy kariery parlamentarzysty, bo tygodnik adresuje swoje wulgarne niejednokrotnie treści do coraz węższej grupy odbiorców. Znacznie gorsza dla posła Siedlaczka była jednak czołówka „Faktu” z 24 sierpnia (gazeta ma pół miliona nakładu). Na pierwszej stronie widać byłego starostę w sejmowej kawiarni przy lampce wina. Dziennik skrytykował go za balowanie w czasie, gdy na sali trwały obrady. „Gdzie zatem – czytamy w „Fakcie” – podziali się wybrańcy narodu? Komisje skończyły prace, na korytarzach nie ma żywego ducha. Za to nie brakuje posłów w sejmowej knajpie. Tu przy piwku i winku poselska harówa robi się przyjemniejsza. (…) Prym wiedzie tu Henryk Siedlaczek (50 l.) z Platformy Obywatelskiej. Przy piwku siedzi już od godziny (…)”.
Poseł Siedlaczek może mówić o wyjątkowym pechu. Już w czasie, gdy szefował zarządowi powiatu nie przywiązywał co prawda zbytniej wagi do stroju, ale pracowitości akurat nie można mu odmówić. Sejmowa statystyka obejmuje szereg jego wypowiedzi, interpelacji i zapytań. Feralnego dnia reporter „Faktu” złapał go niedługo po tym, jak skończył przemawiać na sejmowej trybunie. Wyszło jednak na to, że jego posłowanie sprowadza się tylko do biesiad w restauracjach.
Pierwszy segregator
Poseł Andrzej Markowiak (PO) cieszy się już od minionej kadencji opinią pierwszego ekologa i pedanta przy ul. Wiejskiej. Pamiętny dla niego jest tekst sprzed trzech lat w tygodniku „Newsweek”, w którym nazwano go „Syzyfowym posłem”, pisząc jak to segreguje w swoim pokoju odpady. Były prezydent zamiast podkreślić wagę swoich działań, postawił na niepotrzebną ironię twierdząc: „Gdy tak sobie przebieram śmieję się pod nosem, że to trochę bez sensu, bo w Warszawie nie ma selektywnej obróbki śmieci. Pewnie pani sprzątaczka, która zabiera moje śmieci pewnie i tak wrzuca je do jednego pojemnika”. Wyszło na to, że misja posła sprowadza się do syzyfowej roboty.
Do liderów działań na rzecz integracji europejskiej zaliczył A. Markowiaka miesięcznik „Sukces”. Cóż z tego, skoro w lipcu tego roku stał się bohaterem niepochlebnego tekstu „Super Expressu” pt. „Wycieczka posłów za nasze pieniądze”. Mowa w nim o tym, że pod pozorem obrad parlamentarzyści zwiedzają ciekawe zakątki. W artykule jest wypowiedź byłego prezydenta Raciborza: „To był bardzo udany wyjazd. Spotkania z samorządowcami zawsze mają sens, tym bardziej że wielu z nas działało w samorządach - nie ma wątpliwości poseł Andrzej Markowiak z PO. On na posiedzeniu komisji był tylko jeden dzień. We wtorek wrócił do domu. Dlaczego? W czwartek była wycieczka do Lwowa... - zaczyna. Wycieczka? - dziwi się „Super Express”. To znaczy zaplanowane spotkania z samorządowcami, ale nie wiem, czy doszły do skutku - tłumaczył Markowiak”. Rasowy polityk łatwo zorientowałby się, że gazeta szukała kozła ofiarnego i starałby się uniknąć wypowiedzi. Po co więc wypowiadał się poseł Markowiak? To tylko on wie.
Nienaganni
Zgoła inaczej prezentują się w obiektywach dwaj inni raciborzanie. W dziennikach można ostatnio dostrzec zdjęcia z kampanii Hanny Gronkiewicz-Waltz. Obok kandydującej na prezydenta Warszawy byłej prezes NBP pojawia się postać 43-letniego prawnika Jacka Wojciechowicza, w latach 1990-1994 wiceprezydenta Raciborza. Do stolicy wyjechał w 1995 r. Był burmistrzem gminy Wesoła i zastępcą burmistrzów gmin Wawer i Targówek. Jest członkiem Rady Krajowej PO. Dziś wspiera H. Gronkiewicz-Waltz w szrankach z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Doświadczony bon tonem warszawskich salonów, pozuje do zdjęć w nienagannie skrojonych garniturach. Wypowiada bez tremy przed kamerą.
Podobne obycie z kamerą ma 35-letni poseł PiS-u Arkadiusz Mularczyk rodem z Raciborza, absolwent I LO im. Kasprowicza, wybrany do Sejmu z Nowosądecczyzny, gdzie się przeprowadził po studiach i prowadzi dziś kancelarię adwokacką (na zdj. z min. Ziobro). Często widać go w mediach, zawsze w modnych garniturach i wypielęgnowaną fryzurą. Cytują go ogólnopolskie dzienniki, pokazują telewizje, a wszystko to za sprawą prac nad nową ustawą lustracyjną, której jest współautorem.
Grzegorz Wawoczny