Lekarz się przyznał
Krakowscy medycy sądowi uznali, że pabianicki anestezjolog popełnił błąd krytyczny przy znieczuleniu pacjenta. Ma teraz zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
Do głośnego zdarzenia doszło 3 lipca, w czasie, gdy z raciborskiego szpitala zwolniła się większość anestezjologów, a do zapewnienia opieki zobowiązana była firma Falck Medycyna. Ta przysłała na oddział lekarza z Pabianic, który jest co prawda anestezjologiem, ale od dłuższego czasu jeździł tylko w karetkach w zespołach ratunkowych, a więc nie znieczulał. Do domu odesłano natomiast ordynatora oddziału, który od kilkudziesięciu godzin pełnił dyżur. Ten chciał jednak pozostać w pracy twierdząc, że medyk z Pabianic nie ma odpowiednich kwalifikacji. Ostatecznie zapewnił, że przyjedzie do szpitala na każde wezwanie.
Feralnego dnia do szpitala trafił 83-latek z niedrożnością jelit. Konieczna była natychmiastowa operacja. Pacjent był w bardzo złym stanie. Podczas znieczulenia pojawiły się kłopoty. Lekarzowi z Pabianic musiał pomagać raciborski anestezjolog dyżurujący na oddziale intensywnej terapii. Były bowiem problemy z intubacją, czyli wprowadzeniem w tchawicę rurki z tlenem i gazami usypiającymi. Potem trzeba było pacjenta reanimować. Operację jednak dokończono. Mimo to 83-latek wkrótce zmarł.
Szpital przeprowadził tzw. sekcję administracyjną. Uznano, że nikt nie zawinił śmierci pacjenta. Szans na przeżycie nie dawały mu zaawansowany wiek i schorzenie. Błędów w postępowaniu lekarza z Pabianic dopatrzył się jednak ordynator oddziału, potem dyscyplinarnie zwolniony. Poinformował konsultanta wojewódzkiego ds. anestezjologii i intensywnej terapii a ten prokuratora.
O tym, czy doszło do błędów mieli zdecydować biegli medycy sądowi z Collegium Medicum w Krakowie. Ci uznali, że anestezjolog popełnił błąd krytyczny - brak utrzymania prawidłowego utlenowania i wentylacji w czasie indukcji znieczulenia, co doprowadziło do niedotlenienia i zatrzymania krążenia. Stwierdzono, iż winien był zastosować inną metodę.
Prokurator postawił mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta i dodatkowo poświadczenia nieprawdy w dokumentacji z operacji. Uznano, że to, co napisał nie mogło się zdarzyć. Materiał dowodowy przemawiał za innym przebiegiem. Lekarz przyznał się do popełnienia czynu. Wniósł o dobrowolne poddanie się karze. Co do innej metody, jak wyjaśnił podczas przesłuchania, jej zastosowanie „nie przyszło mu do głowy”.
Jak powiedziała nam prokurator rejonowa Danuta Kozakiewicz, zgromadzony w sprawie materiał jest nadal analizowany, w tym pod kątem zachowania innych osób. Nie wyklucza postawienia kolejnych zarzutów. Nie chce jednak zdradzać szczegółów.
(waw)