Fundamenty i nowa krew
Ekscytując się sukcesami młodzieży nie zapominajmy o tych, którzy działają w sporcie od wielu pokoleń.
– Nigdy nie uprawiałem sportu wyczynowo, choć lubiłem ruszać się i wypoczywać aktywnie – przyznaje Fryderyk Schneider z TKKF „Belfer”. Do Raciborza przyjechał za pracą, którą dostał w ZEW-ie. Maksymilian Bugla, działacz z „Unii” zachęcił Schneidera do podnoszenia ciężarów. – Wcześniej byłem zapaśnikiem. Nawet kilka walk wygrałem – uśmiecha się trener Schneider. Do 1968 roku był zawodnikiem, później został następcą M. Bugli. – Zawsze miałem zadatki na wychowawcę młodzieży. Ukończyłem w Kłodzku kurs instruktorski. Zacząłem od prowadzenia grupy juniorów – wspomina F. Schneider. W 1982 roku ukończył dwuletnie studium trenerskie na warszawskim AWF i samodzielnie prowadził juniorów „Unii”. Po śmierci swojego kolegi z klubu Mariana Teodorowicza zaopiekował się również grupą seniorów. – Wciąż brakuje mojego następcy, choć liczę, że tą drogą podąży Paweł Wierzbicki, bo ma predyspozycje – uważa trener i działacz TKKF. Magistrat nagrodził go w grudniu za pracę, Schneider liczy, że urząd nie zapomni o ciężarowcach w nowym roku i przyzna klubowi jakąkolwiek dotację, w odróżnieniu od 2006 r.
Bokser przy macie
Od 45 lat związany z zapaśniczą „Unią” jest Henryk Delong. W latach pięćdziesiątych boksował w rybnickiej „Spójni”. Wypadek podczas służby wojskowej (reprezentował wtedy „Pancernych” Nysa) wykluczył go z wyczynowego sportu. Zatrudnił się w ZEW-ie. – Jak mnie przyjmowali, to od razu zapytali czy uprawiam jakiś sport. Od razu trafiłem do KS „Unia”. Zaproponowano mi stanowisko kierownika piłkarskiej drużyny juniorów. W 1961 roku zostałem opiekunem sekcji zapasów. Byłem później członkiem zarządu klubu i działałem w Śląskim Związku Zapaśniczym – wylicza Henryk Delong. Pamięta, że zawodników było wówczas znacznie więcej, a współpraca z zakładami pracy była wzorowa. – Tego dziś brakuje. Nie mogę się z tym pogodzić. Wybijający się zapaśnik musi poświęcić się całkowicie treningowi. Realia są takie, że idzie do pracy i jego talent się marnuje – żałuje H. Delong. Podkreśla, że aby wychować mistrzów trzeba im zapewnić sparingpartnerów. – Nie każdy może być medalistą. Stypendia, i tak za niskie, są dla nielicznych, a co z resztą ? – pyta działacz. Podliczył, że ostatnio „Unia” musiała pożegnać siedmnastu bardzo dobrych zapaśników, którzy wyjechali za granicę „za chlebem”. – Chwalą nas za organizację imprez centralnych, ale marzy mi się hala w Raciborzu, której nie trzeba byłoby się wstydzić. Oczywiście chciałbym jak najdłużej być zdrowym – życzy sobie 69-letni unita.
Oni są przyszłością
– Fajnie mi się tu trenuje i mieszka. Poznałem wiele osób. Wiodło mi się w tym roku – cieszy się wicemistrz Europy kadetów zapaśnik Wojciech Zieziulewicz. Marzy mu się by dorównać osiągnięciom trenera Ryszarda Wolnego. Uczy się matematyki i biologii, bo chce studiować na AWF. W nowym roku jest pewny medalu na MP juniorów.
Skromna w kontaktach z mediami jest medalistka ME juniorów Katarzyna Dembniak. Trenująca w krakowskiej SMS pływaczka raciborskiej „Victorii” odsyła po komentarze do swego trenera Marcina Kunickiego. – Wierzę, że Kasia wróci do Raciborza na studia, choć dobrze jej idzie pod Wawelem. Trenuję kolejnych zawodników, ale takiego talentu jak u Dembniak na razie nie widzę – przyznaje trener i doktor w raciborskiej PWSZ.
Zaskoczony wyróżnieniem od magistratu za miniony rok był działacz Halowej Ligi Piłki Nożnej Sebastian Fajger. – Nawet nie wiedziałem, że są takie nagrody. Halówka to moja pasja. Muszę czuwać nad wszystkim, od załatwienia hali po prowadzenie strony internetowej o lidze. Robię to już pięć lat – mówi S. Fajger.
ma.w