Jest łyso i co?
Nie ma za czym płakać. Drzewa były chore, tak samo jak niegdysiejsza decyzja o posadzeniu ich w tym miejscu. W szeregu książek o cennych walorach przyrody Raciborza jakoś nie przeczytałem, by świętej pamięci okazy z pl. Długosza kogokolwiek z przyrodników zachwyciły. Wręcz przeciwnie. Wytrawni znawcy tematu wskazują na pomnikowe okazy sadzone przed II wojną światową, a nie liściaste chochoły, jak ścięte właśnie włoskie topole. Dawniej wena twórcza miejskich ogrodników obejmowała rodzime bądź egzotyczne, ale zawsze szlachetne gatunki drzew. Wyrżnięte topole były szkaradne, alergizujące i śmiecące okolice nasionami w białym puchu. Nie miały za krzty szlachetności.
Ale bez topoli jest na pl. Długosza jakoś łyso. Dlaczego? Bo do dziś jest to symbol spustoszeń, jakie poczyniła w naszym mieście Armia Czerwona (puściła Racibórz z dymem) i władza ludowa (wywiozła cegły z rozbiórek na odbudowę stolicy). Takie centra winny być tymczasem zabudowane, a dotąd, zamiast ciekawej architektury, mamy tu obskurny plac, kilka budek, przyczepkę kempingową, stare megafony do manifestacji, publiczny szalet, kilka choinek przy baszcie, podium dla komunistycznych bonzów, a ostatnio nawet placyk rozjeżdżany podczas festynów przez quady. Parking, zgoda, jest tu bardzo pożądany, ale tylko podziemny. Pod galeriami i kamienicami z ładnymi mieszkaniami. Utrzymanie tak dużego pustego placu, gdzie kilka razy w roku spotkamy się na Dniach Raciborza czy Memoriale jest grzechem. I tyle. Ktoś może się nie zgodzić. Proszę bardzo. Ale wystarczy spojrzeć na Wrocław. Ktoś powie, że gdzie nam tam do stolicy Śląska. Ale przecież winniśmy sięgać ambicją do lepszych, a nie kształtować prowincjonalne pseudostandardy i to w momencie, gdy w Polsce buduje się na potęgę.
Skoro już jesteśmy przy temacie drzew, to widzę następne egzemplarze do wycięcia, ale bynajmniej nie z racji ich marnego rodowodu w dendrohierarchii. Chodzi mi o drzewa zasłaniające od strony Odry zamek. Zabytkowa budowla ma odzyskać blask (Starostwo załatwiło pierwsze 5 mln euro na jego remont), ale będzie on tym pełniejszy, im więcej z ronda czy ul. Odrzańskiej tego zamku zobaczymy. Na razie, już z końcem kwietnia, starą siedzibę piastowską zasłania mur zieleni, nad którą widać tylko kawałek dachu kaplicy. Ktoś powie, że bardzo dobrze, bo zamek jest dziś obrazem nędzy i rozpaczy (z wojny wyszedł bez szwanku, a im większy był w PRL-u „zapał” do jego odbudowy, tym szybciej budowla chyliła się ku upadkowi). Ale prawda wyzwala. Niech zamek mąci umysły każdego. Niech każdy widzi, jak wygląda dziś największy skarb miasta, który był siedzibą władcy Polski - księcia raciborskiego Mieszka. I to przed 900. urodzinami naszego zacnego grodu!
Grzegorz Wawoczny
redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”