Bohaterowie z Rijeki
Drużyna Witolda Galińskiego przegrała zaledwie jeden mecz w chorwackim turnieju.
Do tej pory to największy sukces w grach zespołowych, jaki odnotowano w Raciborzu.
Forma drużyny rosła z kolejnymi występami. – Graliśmy dobrze blokiem. Mecze z Rosją i Czarnogórą były najlepsze w naszym wykonaniu – komentuje Miłosz Zniszczoł wybrany najlepszym środkowym turnieju w Chorwacji (przed rokiem uhonorowano go za to samo na Mistrzostwach Polski). – Po szesnastu godzinach podróży byliśmy wykończeni. Upał był nie do zniesienia. Na drugi dzień od razu trzeba było rozegrać dwa mecze, z Niemcami i Włochami. W pierwszym spotkaniu męczyliśmy się z przeciwnikiem, ale skończyło się dobrze – wspomina Zniszczoł. – Wakacje? Już były w Chorwacji – śmieje się. Odpocznie w domu, w Jankowicach pod Rybnikiem.
Zdaniem siatkarzy ich rywale w grupie prezentowali poziom zbliżony do krajowego. Późniejsi rywale grali już na poziomie drużyn ligowych z naszej pierwszej B, a nawet A. – Turcy wystawili paru graczy swojej pierwszej reprezentacji. Rosjanie też przywieźli mocnych zawodników – wylicza trener Witold Galiński. – Mało było takich drużyn jak nasza, opartych wyłącznie na studentach jednej uczelni. To były akademickie reprezentacje kraju. Pojawiali się w nich zawodnicy z czołowych lig europejskich – podkreśla trener Galiński.
Kapitan akademików z Raciborza spodziewał się i słabszych i mocnych przeciwników. – Grupę mieliśmy ciekawą. Te drużyny uplasowały się w 12-tce spośród 20 uczestników ME – zauważa rozgrywający AZS. Przyznaje, że szczęście dopisało raciborzanom w meczu z Niemcami. – Zwyciężyliśmy w tie-breaku i zajęliśmy I miejsce. W przypadku porażki trafilibyśmy od razu na późniejszych mistrzów – Turków i nie wiem, czy poszło by nam tak dobrze – mówi M. Jajus. Liczy, że musi się w końcu coś zmienić w kwestii sponsora klubu, wierzy w większe zainteresowanie siatkarzami. – Sukces na ME prawdopodobnie zapewni nam ministerialne stypendia. To już jest coś – sądzi M. Jajus. Rijekę uważa za najpiękniejsze miasto, jakie dotąd widział. – Było trochę za ciepło, aż 42 stopnie. Na tygodniowy urlop pojadę jeszcze nad polskie morze – oznajmia kapitan. Kibice nie zobaczą go w pierwszym meczu nowego sezonu. Jajus musi odbyć półtoramiesięczny kurs wojskowy.
– Fantastycznie przygotowana impreza, fajne obiekty. Nie jestem zagorzałym fanem siatkówki, wolę narciarstwo, ale udzieliły mi się emocje, gdy kibicowałem naszym studentom. Chłopcy walczyli do upadłego. Miło było ich oglądać. Niewiele brakowało, że to my zagralibyśmy w finale. – mówi kanclerz PWSZ Cezary Raczek. Twierdzi, że ma konkretne plany, jak pomóc drużynie. – Poszukamy dla niej sponsora, by mogła wspiąć się do I ligi. Myślę, że to jest realne – dodaje.
– Zbudowałem zespół, który poddał się rygorowi pracy. Zawodnicy uwierzyli, że mogą coś zrobić. Jechaliśmy po doświadczenie, a przywieźliśmy medal. Byliśmy najmłodszym zespołem mistrzostw – podkreśla trener Witold Galiński. – Turcy nie chcieli z nami grać. W naszym meczu z Rosją dopingowali zażarcie rywali. Respekt przed nami czuli i inni nasi przeciwnicy – zauważa szkoleniowiec. – Zagraliśmy jeszcze lepiej niż na MP. Nie wyobrażam sobie tego zespołu bez Prudela, którego chcę ściągnąć do AZS. Adam Barteczko też był bardzo wartościowym zawodnikiem. Mój syn Aleksander (zdał przed ME na filologię angielską w PWSZ) grał jako przyjmujący przez cały turniej i zebrał wiele przychylnych opinii – relacjonuje Galiński.
– Zdobyliśmy medal i było fajnie. Muszę poczekać, co się wyjaśni z siatkówką plażową i w moim klubie. Za wcześnie by podejmować decyzje – odpowiada Mariusz Prudel zapytany o zmianę barw klubowych.
ma.w