Działka Na granicy błędu
Adolf Psota z Raciborza po 40 latach dowiedział się, że jego grunt w rzeczywistości jest mniejszy, niż wynika to z dokumentacji. – I co zrobili urzędnicy? Zamiast poprawić błąd w papierach, odebrali mi brakujący kawałek ziemi – denerwuje się pan Adolf.
Jego oburzenie jest tym większe, że przez te wszystkie lata płacił podatek wyliczony na podstawie metrażu figurującego w dokumentach. – Trzymałem to dla wnuków. Ale okazało się, że działka stała się bezwartościowa, bo bez brakujących metrów jest za wąska i nie można w przyszłości wybudować na niej domu. – dodaje rozgoryczony.
Dwie siostry, dwie działki
Wszystko zaczęło się ponad 40 lat temu. – Rodzice teściowej podzielili ziemię między dwie córki. Chcieli, żeby działki były równe. Ale okazało się, że jedna z nich jest mniejsza. Dołożyli do tego jeszcze kawałek ziemi i w sumie wyszło po równo, ok. 22,5 ara – opowiada pan Adolf, który obecnie gospodaruje na terenie składającym się z dwóch połączonych działek. W 1960 r. mniejsza z nich została wytyczona przez geodetę i dołączona do posesji pana Adolfa. Według obliczeń geodety wynosiła 0, 902 ara. Przez 40 lat taki zapis figurował w ewidencji gruntów i księdze wieczystej.
Brakujący metraż
Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że w rzeczywistości teren, na którym gospodaruje, jest mniejszy o prawie 200 m kw. Był przekonany, że po tym wszystkim przestawi płot do miejsca, w którym stać powinien, czyli, że stan faktyczny będzie zgadzać się z dokumentami. Problem w tym, że teren ten przez cały czas jako swój użytkował sąsiad, krewny żony pana Adolfa, który też nie miał pojęcia o popełnionym błędzie. – Nie mam o to do niego pretensji, bo to przecież nie jego wina – zapewnia.
Jednak prawdziwe oburzenie wywołała u niego decyzja urzędników, którzy postanowili o zmianie powierzchni działek. W protokole po spotkaniu w tej sprawie przyznali, że podczas podziału gruntu powstał błąd rachunkowy. Dlatego też pomniejszyli w aktualnej dokumentacji metraż terenu pana Adolfa. Choć się na to nie zgodził, o brakującą jemu część powiększyli grunt sąsiada. Zmiany nanieśli też w księdze wieczystej. – Zrobili sobie porządek w papierach i odebrali mi ziemię. Gdzie prawo własności? Gdzie poszanowanie ksiąg wieczystych? Urzędnicy zrobili błąd i powinni go naprawić, ale nie moim kosztem! Przecież i tak przez 40 lat płaciłem za coś, czego nie użytkowałem! – denerwuje się raciborzanin.
Mniej – więcej
Pan Adolf nie zgodził się z decyzją urzędników. Sprawa trafiła w końcu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten przyznał, że raciborzanin ma prawo czuć się pokrzywdzonym i domagać się odszkodowania. Jednak podtrzymał decyzję urzędników. – Chcieli naprawić jeden błąd i popełnili kolejny! Znowu pomylili się w rachunkach. Skoro mnie zabrakło dokładnie 179 m kw, które, jak się okazało, były u sąsiada za płotem, to jakim cudem on otrzymał 188 m kw? – zastanawia się. Czuje się oszukany przez urzędników. Uważa, że to urząd ponosi odpowiedzialność za całą sytuację. – Oczekuję, że działka zostanie doprowadzona do takiego stanu, jaki wynikał z zapisu w księgach wieczystych i ewidencji gruntu przed ingerencją urzędników oraz że otrzymam odszkodowanie za 40 lat nadpłaconego podatku – twierdzi pan Adolf bez ogródek. Jest przekonany, że racja jest po jego stronie.
Piotr Blochel geodeta miejski z Miejskiego Ośrodka Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej UM Racibórz
Faktycznie, w 1960 r. geodeta, który robił pomiary, popełnił błąd w obliczeniach. Sprawa wyszła na jaw kilka lat temu, przy okazji prowadzenia prac nad wykonaniem cyfrowej mapy ewidencyjnej dla miasta Raciborza. Okazało się, że dane, jakie zapisane są w części opisowej ewidencji gruntów, różnią się od naszych obliczeń. Dlatego też wszczęte zostało stosowne postępowanie administracyjne, by dostosować zapisy dotyczące powierzchni działek do zgodności z posiadaną dokumentacją geodezyjną. Nie oznacza to, że odebrano tym samym panu Psocie brakujący metraż. Granica, jaką wytyczył wówczas geodeta i uwidocznił na szkicu, przebiega w miejscu, w którym jest do tej pory, a ówcześni właściciele nieruchomości podpisali protokół graniczny, tym samym zgadzając się na taki przebieg granic. Geodeta zrobił błąd w wyliczeniach, prawdopodobnie na ich podstawie sporządził dokumentację, z którą właściciele gruntu udali się do notariusza. Ten z kolei sporządził akt notarialny, który trafił do ksiąg wieczystych. Poprawiliśmy ten błąd na mocy ostatecznej decyzji administracyjnej o zmianie powierzchni działki wydanej przez Prezydenta Miasta Racibórz. Pan Psota nie zgadzał się z nią, więc odwoływał się od niej do wyższych instancji. W końcu Wojewódzki Sąd Administracyjny we wrześniu 2006 r. podtrzymał tę decyzję. Pan Psota wyroku sądu już nie zaskarżył i sprawa jest zakończona. Skutkiem tego w operacie ewidencyjnym zmniejszono powierzchnię działki pana Psoty o 179 m kw, natomiast zwiększono powierzchnię działki sąsiedniej o 188 kw. Różnica pomiędzy ubytkiem i przybytkiem powierzchni spowodowana jest faktem, iż powierzchnie obu działek, czyli pana Psoty i sąsiada, zostały w trakcie postępowania szczegółowo obliczone z danych znajdujących się w Miejskim Ośrodku Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej.
Aleksandra Dik