Wygrana znów nasza
W mundurach uszytych na wzór uniformów, jakie nosili ich pradziadkowie oraz hełmach wykonanych według znalezionego oryginalnego modelu, strażacy z Bieńkowic wzięli udział w IV Europejskich i VII Krajowych Zawodach Sikawek Konnych w Cichowie koło Poznania.
To największa i najbardziej znacząca tego typu impreza w Polsce, a w Europie jedna z najbardziej renomowanych.
Choć start nie należał do łatwych, a poprzedzał go okres ciężkich i żmudnych ćwiczeń, to bieńkowiccy druhowie stanęli na wysokości zadania i odnieśli wielki sukces. Liczył się nie tylko czas, ale i poprawność wykonywanych zadań. W pokonywaniu toru przeszkód, równoważni, drabino–schodów czy budowaniu linii gaśniczej bieńkowiccy strażacy nie mieli sobie równych. W cieniu pozostawili 57 polskich, czeskich, węgierskich, słowackich i rumuńskich drużyn. Podczas gdy ostatnia drużyna na wykonanie biegu potrzebowała 125 sekund, strażakom z Bieńkowic wystarczyły 33. O zwycięstwie zadecydował także stan stuletniej sikawki. – Nasza jest w idealnym stanie. Jest po remoncie, ale całkowicie oryginalna, zakupiona w 1906 r. ze składek mieszkańców wsi – mówi Walter Witeczek, prezes OSP Bieńkowice. Razem ze strażakami na zawody pojechały dwa konie Maksymiliana Galdy.
W Cichowie zdobyli pięć pucharów. Pierwszy za I miejsce w kwalifikacji ogólnej drużyn męskich, drugi za I miejsce w ocenie wartości historycznej sikawek (znaczenie miał wiek, barwy i oryginalność sikawki oraz osprzętu), trzeci za III miejsce dla najlepszego zaprzęgu (decydowała prezentacja koni i uprzęży), czwarty jako najlepsza drużyna na zawodach (była to nagroda prezydenta i komendanta straży pożarnej Budapesztu) i piąty za I miejsce w ocenie sikawek konnych (nagroda marszałka woj. wielkopolskiego).
– Zawody były dla nas wielkim przeżyciem, ale łączyły się także ze stresem. Musieliśmy obronić tytuł mistrzów zdobyty przed rokiem – mówi strażak Artur Witeczek. Codziennie, przez dwa tygodnie, przed zawodami drużyna przygotowywała się na torze zbudowanym na wzór cichowskiego. Zależało nam na zwycięstwie, więc kładliśmy nacisk na dyscyplinę i punktualność. Nasze stroje podziwiali wszyscy, a wygraliśmy bo byliśmy najlepsi – mówi Jan Socha, opiekun i kierownik dziewięcioosobowej ekipy.
Do domów przywieźli sześć mundurów koszarowych i sześć wyjściowych, 1000 zł od Waldemara Pawlaka, który objął nad imprezą patronat i wiele innych nagród rzeczowych.
B.S.