Żeby już krzywdy nie robił
Widzi pan, jak tu teraz wygląda? Jakby wojna była. Normalnie trzeci świat – załamuje ręce Eugeniusz Grzybek, gospodarz z Bieńkowic, u którego spłonęła stodoła. Trzecia w ciągu trzech tygodni, przy tej samej ulicy – Szkolnej. – Początkowo nie chciało mi to wejść do głowy. Myślałem, że zbieg okoliczności, ale nie ma już wątpliwości. To musi być ktoś, kto zna okolicę. Wie którędy uciekać – mówi naczelnik OSP Bieńkowice Marek Piechaczek. Jest strażakiem od 11 lat. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z podpalaczami. – 28 lat temu złapano w naszej wsi takiego, co podpalił parę stodół. Mieszka tu do dziś, ale to na pewno nie on. Ktoś, kto teraz podpala, jest młodszy, szybko się porusza – wyjaśnia strażak.
– Nasza stodoła miała ciężkie, przesuwne drzwi. Szarpał nimi, ale były zamknięte. Obszedł więc dookoła. We wsi mamy do siebie zaufanie, drzwi były zamknięte na zasuwę, ale można było je otworzyć – mówi Eugeniusz Grzybek. – Kolega ze straży, Adam Kroczek, zobaczył kogoś w okolicy, zadzwonił po mnie i od razu ruszyliśmy w to miejsce. Jak przybyliśmy, to już się paliło. Nigdy nie zapomnę widoku płomieni przez otwarte drzwi do stodoły. Włączyliśmy klakson w aucie, by zaalarmować mieszkańców – relacjonuje naczelnik Piechaczek. – Obudziło mnie te trąbienie. Myślałem, że młodzi z dyskoteki wrócili i się wygłupiają. Patrzę w okno, a u brata ogień. Pobiegłem tam – mówi brat poszkodowanego, Gerard. Twierdzi, że minuty, może półtorej zabrakło, żeby ogień wdarł się do domu. Jesteśmy wierzący. Poprosiliśmy strażaka, by wrzucił do ognia, jak stodoła płonęła, poświęcony chleb, „chleb św. Agaty”. Wierzymy, że dzięki temu ogień nie strawił domu – mówi z przejęciem Gerard Grzybek. – Stopił się wentylator w łazience, rynny, a wiele elementów jest nadpalonych. Wszystko było gorące. Wrzątek – wspomina Anna Grzybek. Z mężem i 17-letnią córką oczekiwała już najgorszego. Co teraz myślę? Żeby ten podpalacz krzywdy innym już nie zrobił – martwi się kobieta.
– Mam 49 lat, a to mój rodzinny dom. Pół roku temu mieliśmy ślub córki i wszystko odnowiliśmy. Dachówkę nową kładliśmy przed trzema laty. Z ubezpieczenia dostanę marne grosze, a tu wszystko trzeba rozebrać. Nadpalone to niesamowicie. Większy śnieg przyjdzie i zarwie całość – mówi o dachu gospodarz. Odczuwa „jeden wielki żal”, bo w domu „wszystko przez własne ręce przeszło”. – Z żoną razem remonty robiliśmy. Gospodarkę mamy niewielką, by podtrzymać rodzinną tradycję – przyznaje Eugeniusz Grzybek.
– Pamiętam serie podpaleń w Pietrowicach Wielkich i Sudole. Zdarzały się też podpalenia lasu. Sprawca w końcu wpadnie. Z kolejnymi przypadkami wzmaga się czujność mieszkańców, a jego słabnie – stwierdza Stefan Kaptur z KPPSP w Raciborzu.
SOLIDARNA WIEŚ
Eugeniusz Grzybek jest wdzięczny wszystkim strażakom i mieszkańcom całej wsi, którzy pomogli przy pożarze. – Do 7.00 rano tu sprzątali, ładowali i wywozili co niepotrzebne. Sami przyszli i pomogli – mówi wzruszony.
Mariusz Weidner