Jubileusze u Stroków i Weiserów
Agnieszka i Jerzy Stroka z Raciborza świętują 50 rocznicę ślubu.
Spotkali się w Maciowakszu na zabawie odpustowej ku czci św. Floriana. – Mieszkałam wtedy w Krowiarkach i na odpuście znalazłam się przypadkiem, bo byłam u ciotki w odwiedzinach – wspomina pani Agnieszka. – Wypatrzyłem ją w tłumie i poprosiłem do tańca – dodaje pan Jerzy.
Para bawiła się cały wieczór. Po odpuście pani Agnieszka wróciła do Krowiarek, ale pan Jerzy nie zapomniał o wybrance. – Przyszły mąż przyjeżdżał do mnie na rowerze kiedy tylko mógł – opowiada jubilatka.
– Trwało to dwa lata bo mąż był wtedy w wojsku. Kiedy skończył służbę, zdecydowaliśmy się pobrać – dodaje.
Ślub odbył się 15 września 1958 roku w Krowiarkach, w ciepły i słoneczny dzień.
– Miałam piękną białą suknię z długimi rękawami. Uszyła ją dla mnie kuzynka. Bukiet był z białych goździków – opowiada pani Agnieszka.
Po weselisku małżonkowie zamieszkali w domu rodzinnym pani Agnieszki, później przeprowadzili się do Raciborza – Ja pracowałem w Kędzierzynie, w zakładach Azotowych, a żona w zakładach dziewiarskich w Głubczycach – opowiada pan Jerzy. – Różnie bywało. W życiu jak w przyrodzie, czasem słońce, czasem deszcz, ale we dwoje zawsze jest łatwiej – dodaje z przekonaniem.
Jubilaci doczekali się 3 dzieci i 4 wnuków. W wolny czasie oboje lubią spacerować po mieście i obserwować co się zmienia. – Zauważyłem ostatnio, że jest teraz czyściej niż kiedyś – stwierdza z uśmiechem pan Jerzy.
Przepis na długie małżeństwo, według państwa Stroka, jest prosty - wystarczy, że ludzie potrafią się dogadać – mówią zgodnie.
Ela Gładkowska
Szczęśliwy trzynasty
Mówią, że się nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki. Historia Anieli (72) i Alojzego (77) Weiserów pokazuje, że czasami warto spróbować.
To było w 1954 na balu karnawałowym z Ogrodnika, tam się poznaliśmy – zaczyna opowieść pani Aniela – Dobrze się bawiliśmy w swoim towarzystwie, potem zaczęliśmy się spotykać – mówi.
Jednak jak to w życiu, od miłości do zazdrości tylko jeden krok. – Przyszły mąż był wielkim zazdrośnikiem, czasami trudno było nam się dogadać i rozstaliśmy się – wspomina jubilatka.
Na szczęście miłość była silniejsza i para wybaczyła sobie wszystkie nieporozumienia. Choć teściowie nie byli zbyt przychylni wybrance syna, wesele odbyło się. 13 czerwca 1957 sakramentalne „tak” padło w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja. – To był przepiękny dzień – wspomina pani Aniela. – Było tak ciepło, że kremowe torty spływały z talerzy – dodaje z uśmiechem.
Kobieta doskonale pamięta swoją suknię ślubną. – Była cudowna, pożyczyłam ją od kuzynki. Biała, skromna, z krótkim welonem – opowiada.
Pan Alojzy przyjechał po wybrankę dwukonną furmanką. – Przywiózł mi ślubny bukiet, białe kalie. Wtedy była moda na goździki, ale tych zabrakło w kwiaciarni – wspomina jubilatka. – Sąsiadka krzyknęła zza płotu, że takie kwiaty wróżą nieszczęście, ale nie martwiłam się tym – dodaje.
I okazało się, że kalie nie przeszkodziły przeżyć ze sobą 50 lat. – Czasami myślę, że może te kalie jednak przyniosły nam nieszczęście. Dwoje naszych dzieci zginęło, Anna Maria i Robert – mówi pani Aniela – Jednak we dwójkę przetrwaliśmy ciężkie chwile, mamy jeszcze trójkę. Heniek (48) i Adela (46) mieszkają w Niemczech, a Roman (47) sprzedaje samochody – opowiada.
Oboje całe życie wspólnie prowadzili gospodarstwo, teraz wypoczywają na rencie. – Umieliśmy sobie wybaczyć, zgadzały nam się charaktery no i długo nie potrafimy się na siebie gniewać, dlatego dobrze nam razem – uśmiecha się żona.
Złoci jubilaci doczekali się już 11 wnuków, a w listopadzie na świecie pojawi się 1 prawnuk. Wierzą, że jeśli małżonkowie zawsze stoją po jednej stronie wszystko się uda.
Ela Gładkowska