Bezpieczeństwo nie musi kosztować
Henryk Jeremiasz przejął gospodarstwo po rodzicach, gdy miał zaledwie 18 lat. Dziś nie może się nachwalić pracy na roli. – Na gospodarstwie nie jest źle – przekonuje. Kiedyś hodował krowy, jednak 15 lat temu zrezygnował z produkcji mleka i od tego czasu zmienił kierunek na roślinny. Od 2000 r. prowadzi gospodarstwo wspólnie z synem Patrykiem. Na ponad 300 ha uprawiają pszenicę, rzepak, buraki oraz kukurydzę na ziarno.
O konkursie Jeremiaszowie dowiedzieli się w KRUS-ie. Zgodzili się wziąć w nim udział. Tym bardziej że w ostatnich latach bardzo się starali, aby przystosować gospodarstwo do wymogów unijnych. – Udoskonaliliśmy wszystkie instalacje elektryczne, mamy nowoczesny park maszynowy, który po części udało się sfinansować za pomocą środków unijnych. Na bieżąco korygowane są wszystkie usterki w sprawach BHP – opowiada pan Henryk. Nie było więc wielkiej rewolucji przed konkursem. – Sprawdziliśmy tylko elektryczność i trochę uporządkowaliśmy garaże. To wszystko – dodaje.
Gospodarz przekonuje, że o bezpieczeństwo zawsze warto dbać. – Tyle się słyszy o wypadkach w gospodarstwie. Sami się przekonaliśmy, jak łatwo może dojść do nieszczęścia, kiedy syn był mały. A zdrowia nie da się kupić za żadną cenę. Bezpieczeństwo nie musi kosztować. Nie wszystko musi być najdroższe i najnowsze, chodzi o to, by na bieżąco dbać i pilnować – apeluje Jeremiasz.
W konkursie Bezpieczne Gospodarstwo Rolne wzięło udział 18 rolników z terenu działania KRUS Katowice. Etap regionalny wygrała Maria Polok z Połomi. Jeremiaszów od zwycięstwa dzielił zaledwie jeden punkt. Przed nimi etap wojewódzki. – Chciałby człowiek jak najwięcej zrobić, żeby dobrze zaprezentować naszą miejscowość, powiat. We wsi też są pozytywnie nastawieni – mówi pan Henryk.
Samborowiccy rolnicy mają sprecyzowane plany na przyszłość. – Do 2012 r. chcemy zakończyć rozpoczęte inwestycje w gospodarstwie: wybudować halę magazynową, dokończyć podwórko i uzupełnić park maszynowy. Ale znając syna, to pewnie do tego czasu zdąży coś nowego wymyślić... – kończy Henryk Jeremiasz.
(e.Ż)