By książka przetrwała lata
Coraz wyższe ceny książek wcale nie gwarantują dobrej jakości ich wykonania. Miękki papier na okładkach, który niszczy się zaraz po rozpoczęciu czytania, cienki papier, na którym drukuje się tekst, a do tego sklejanie bardzo obszernych pozycji. Wszystko to sprawia, że żywotność takiej książki to już nie kilkadziesiąt ani nawet kilka lat, ale kilka miesięcy.
Po tym czasie ma ona dalej swoją treść merytoryczną, ale pod względem estetycznym nadaje się już do wyrzucenia... lub też do naprawy.
Teraz pojawia się pytanie, gdzie takiej naprawy można dokonać i ile to kosztuje? Wyszukiwarka internetowa pokazuje kilka zakładów introligatorskich w okolicach Raciborza, ale tylko nieliczni wiedzą, gdzie dokładnie znajduje się miejsce, w którym starym książkom przywraca się dawną świetność.
Zakład niczym biblioteka
Zakład introligatorski pana Józefa Hornego pod wieloma względami przypomina małą bibliotekę. Zamiast regałów znajdują się tam jednak w dwóch pomieszczeniach obszerne stoły pokryte papierem pod różnymi postaciami, czasopismami czy dziennikami – przygotowywanymi do ponownego oprawienia lub już oprawionymi.
Najciekawsze wydają się być jednak maszyny introligatorskie – z początku dwudziestego wieku, wyglądają jakby miały trafić do muzeum, ale jak mówi pan Józef – stare urządzenia, zbudowane prawie sto lat temu w Niemczech lub w Austrii, nie tylko dają najlepsze efekty w pracy introligatorskiej, ale przede wszystkim są trwalsze.
Nowe technologie wprowadzane do urządzeń sprawiają, że ostrza do cięcia papieru szybko się tępią, a plastikowa obudowa nie wytrzymuje wymaganego naporu. Do nowych technologii zniechęca też cena, która wydaje się być zbyt wygórowana w stosunku do niskiej jakości oferowanych produktów – dodaje właściciel.
Wiekowe maszyny, wiekowe książki
Na wiekowych maszynach naprawia się wiekowe książki – głównie, jak mówi pan Horny – książki, które dla właścicieli mają wartość sentymentalną, np. modlitewniki, książeczki do nabożeństwa, które są pamiątką z komunii lub ze ślubu. Pan Józef zapytany o zlecenia pokazuje egzemplarze „Nowin Raciborskich”, które składa w postać książkową dla Biblioteki Pedagogicznej z Raciborza, kilka egzemplarzy książek dla dzieci i nieliczne pozycje przekazane do naprawy przez biblioteki miejskie. Wbrew pozorom, te ostatnie wcale nie korzystają z usług introligatora, choć stan techniczny księgozbiorów pozostawia bardzo wiele do życzenia – pomijając już małą ilość pozycji. Warto zwrócić uwagę na ich jakość – książka rozpadająca się w ręce to codzienność, do której wszyscy są już dobrze przyzwyczajeni.
Walka z dużymi firmami
Sytuacja, w której introligator nie będzie miał funduszy na swoją działalność może być już tylko kwestią czasu – duże firmy drukarskie i introligatorskie przejmują rynek oferując usługi po zaniżonych cenach lub wykupując pomniejsze zakłady, a głównie sprzęt z tych zakładów.
Wyposażenie to kolejny problem. Jak mówi pan Horny – praca jest bardzo ciekawa, ale byłaby jeszcze ciekawsza i przyjemniejsza, gdyby można było dostać odpowiednie sprzęty, np. folie w różnych kolorach złota i srebra, odpowiednie skóry i materiał do oprawiania książek, a przede wszystkim czcionki drukarskie. Te ostatnie kilkadziesiąt lat temu zostały zniszczone wraz z maszynami drukarskimi lub sprzedane na złom. Tylko odpowiednie stopy metalu pozwalają na otrzymanie ostrej i trwałej czcionki, a o takie dziś bardzo trudno, jeśli nie ma się eksponatów prawie zabytkowych– sprzed kilkudziesięciu lat.
Praca w salce katechetycznej
Lokal na ulicy Morawskiej 3/3 kiedyś był salką katechetyczną, w której nasz rozmówca odbywał lekcje religii. Dziś pan Józef mieszka już poza miastem, ale przyjeżdża do swojego zakładu pracy prawie codziennie, spędzając tam kilka lub nawet kilkanaście godzin, w zależności od wielkości zlecenia. Oprawia gazety dla okolicznych bibliotek, karty wpisów i wypisów pacjentów ze szpitali, dokumenty dla parafii, a także prace dyplomowe dla studentów. Poza tymi tradycyjnymi pracami ma też kilka zamówień specjalnych, jak na przykład odnowienie okładki w dwóch dziennikach z okresu II wojny światowej w języku niemieckim.
Nie ma trudności w zdobyciu odpowiedniego materiału na te książki – mówi introligator. Problem polega na ilości. Zamówić trzeba z reguły całą belę materiału, choć potrzebny jest tylko kawałek o długości 70 cm x 100 cm. Z tego też powodu zlecenie zostaje odłożone na później, książki czekają na swoją kolej i odpowiedni materiał – dodaje.
Introligatorstwo - zawód, fotografia - pasja
W rozmowie pan Józef podkreśla, że bardzo lubi swoją pracę. Nie ważne jest to, od ilu lat wykonuje swój zawód, ale fakt, że ma zamiar wykonywać go tak długo, jak tylko wystarczy mu zdrowia. To rodzaj pasji, która pozwala się uspokoić, wyciszyć, ale wymaga także skupienia i iście jubilerskiej precyzji, szczególnie gdy ma się w ręce płatki złota.
Introligatorstwo to zawód, a fotografia to pasja. Własna ciemnia fotograficzna i kilka aparatów analogowych z różnych epok, a także ogromna wiedza teoretyczna czynią z pana Hornego prawdziwego pasjonata. Szkoda tylko, że większość swoich zdjęć przekazuje znajomym lub rozdaje osobom, które uwiecznił.
Ola Piechówka