Plac strachu, nie zabaw
– Latem chcemy się bawić – proszą dzieci z ulicy Stalmacha. Tymczasem do pobliskiego parku Jordanowskiego strach wchodzić, nawet w dzień. Pijacy urządzili tu sobie sypialnię, a kierowcy zmieniają boisko w parking. Pełno tutaj dziur, wystających drutów, a światła nie ma, bo latarnie rozbite. – Od lat jest coraz gorzej – narzekają mieszkańcy.
– 13 lat temu było tu ślicznie. Teraz strach wejść, bo pijaków pełno. Nawet w dzień – mówi o parku Jordanowskim mieszkająca obok pani Janina Folga.
Mieszkańcy ulicy Stalmacha czekają na remont parku Jordanowskiego. Gdy słyszą o planach magistratu wobec tego miejsca, czują się zwodzeni.
W urzędzie chcą tu stworzyć plac zabaw z dziecięcych marzeń. Ma powstać wyjątkowy projekt, który miasto będzie realizować przez parę lat, nie szczędząc pieniędzy. Wygląd przyszłego Parku Jordanowskiego ma wyłonić konkurs, przeprowadzony wśród tuzów myśli architektonicznej. Tak zapowiada wiceprezydent Wojciech Krzyżek. Zanim dojdzie do urealnienia jego wizji, dzieciom pozostaje korzystać ze stanu obecnego. A kolorowo, niestety nie jest.
Tutejsze boisko “zdobią” dziury i wyboje. – Kolana mamy porozbijane po każdym meczu – skarżą się chłopcy. Na bramkach wiszą brudne, porozrywane siatki. Dziura w piłkochwycie straszy wystającymi drutami, a drabinki są tak zniszczone, że 12–letni Mateusz bez problemu wyjmuje z nich śrubę mocującą, znacznie większą od swej dłoni.
O dewastację tu nietrudno, bo park stał się ulubionym miejscem pijaków i meneli. – Rzucają w nas butelkami, rozbijają je na boisku. Raz flaszkę wódki prawie pełną tu zostawili – opowiada 12-letni Szymon. Jego koleżanka Marta dodaje, że pijani mężczyźni śpią w krzakach, także w dzień. – Policja i straż miejska czasem tędy przejeżdża, ale na plac nie wchodzą – twierdzą dzieci.
Teresa Lubińska mieszka obok parku od dwóch lat. Widzi, jak jej syn i dzieci z podwórka nudzą się, bo brak im miejsca do wspólnych zabaw. – Lato jest, oni chcą dłużej zostać na dworze, w ciepły wieczór, ale tutaj jest ciemniej niż na ulicy – kobieta pokazuje rząd rozbitych latarni. Zapowiada, że skontaktuje się z radnymi z okolicy, że poprosi mieszkańców o podpisy pod listem do prezydenta, by ten przyspieszył plany remontu parku. – Po co nam jakieś eksperymenty? Niech odnowią co jest. Nie chcemy czekać następnych lat na poprawę, kiedy przez ostatnie nic się nie robiło. Na sprowadzanie gwiazd na koncerty wydają miliony, a o dzieciach się zapomina? – pyta raciborzanka. Liczy, że władze miasta nie pozostaną głuche na głos dzieci.
Bez bramy wjeżdżamy
Radny miejski Piotr Klima zaproponował niedawno „Nowinom Raciborskim” by w formie konkursu przedstawić dzieje raciborskich placów zabaw, zwłaszcza tych osiedlowych. Sam z przyjaciółmi chce za rok zorganizować imprezę wspomnieniową na podwórku swego dzieciństwa. Gdy patrzy się na postępującą degradację parku Jordanowskiego, trudno o sentymentalne podróże w przeszłość. Tu trzeba zakasać rękawy i brać się za naprawę tego, co da się jeszcze ratować. Park nie ma nawet bramy, więc okoliczni parkują wewnątrz samochody w miejscu, gdzie kiedyś było boisko do siatkówki. Jak tak dalej pójdzie, to zniknie z mapy miasta, zanim urzędnicy wcielą w życie plan jego odnowy. Obiekt sąsiaduje z prężną placówką kultury MDK-iem i prestiżową dla miasta komendą straży granicznej. Może to zacne towarzystwo przesłania władzom obraz miejsca, gdzie dzieci szukają miejsca do zabawy?
(ma.w)