Chciał odzyskać swoją wypłatę
We wtorek o naszym mieście usłyszała cała Polska. Wszystkie ogólnokrajowe media żyły tylko „desperatem z Raciborza”.
We wtorek, 4 sierpnia, pracownicy stacji paliw Shell przy ulicy Opawskiej byli przekonani, że czeka ich kolejny, zwyczajny dzień w pracy. Złudzenia rozwiały się o godzinie 10.30, kiedy to do pawilonu kasowego wbiegł mężczyzna z kanistrem i zapalniczką w dłoni.
Mężczyzna oblał się paliwem, które wcześniej nalał z dystrybutora. Część rozlał na posadzce sklepu, pomiędzy regałami. Zagroził pracownikom, że zaraz się podpali, jeśli na miejsce nie zostanie sprowadzona policja. Personel uciekł na zewnątrz stacji. 48-letni Aleksander L. zabarykadował się w środku sklepu.
Na miejsce przybyli policyjni psychologowie oraz negocjatorzy. Ściągnięte zostały również posiłki z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Teren zabezpieczała karetka pogotowia oraz wóz strażacki, do którego wkrótce dołączył kolejny. Policyjny negocjator przez przeszło trzy godziny próbował dojść do porozumienia z rozgoryczonym Aleksandrem L., rozmawiając z nim przez niewielkie okienko kasy nocnej.
Szef zabrał mu wypłatę
Jak się okazało 48-letni mieszkaniec Raciborza miał konflikt z pracodawcą firmy budowlanej, w której pracował. Żądał zwrotu pieniędzy w kwocie 2020 zł, które jego zdaniem zostały mu bezprawnie zabrane. Raciborzanin czuł się skrzywdzony przez swojego pracodawcę, co spowodowało, że zdecydował się na ten desperacki krok.
Policjanci wyłączyli z ruchu ulice sąsiadujące ze stacją paliw. W centrum miasta zaczęły się tworzyć gigantyczne korki. Zdezorientowani kierowcy klęli, na czym świat stoi, nie rozumiejąc, że objazdy opracowano dla ich bezpieczeństwa.
Wreszcie około godziny 13.45 zdecydowano się na szturm budynku stacji. Policjanci z oddziału antyterrorystycznego zajechali z piskiem pod drzwi pawilonu. Krok za nimi wkroczyli strażacy z wężami gaśniczymi – na wypadek, gdyby mężczyzna chciał się w akcie desperacji podpalić. Aleksander L. nawet nie zdążył chwycić za zapalniczkę, a już leżał skuty na ziemi.
Pracownica na zapleczu
Jak się okazało, przez ponad trzy godziny w pomieszczeniach gospodarczych sklepu zamknięta była przerażona pracownica stacji. Widząc mężczyznę polewającego się benzyną, cofnęła się na zaplecze. Schowana w toalecie przez cały czas czekała na obezwładnienie szaleńca. On nie wiedział o jej obecności. Kobieta cała i zdrowa opuściła pomieszczenie.
Zatrzymany został przewieziony do komendy. Okazało się, że w organizmie miał ponad 1,7 promila alkoholu. Raciborzanina zbadali psychiatrzy, którzy stwierdzili, że jest w pełni poczytalny.
W czwartek, 6 sierpnia, Sąd Rejonowy w Raciborzu podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu desperata ze stacji Shell. Aleksander L. spędzi za kratkami co najmniej trzy miesiące. Sąd zadecydował o zastosowaniu najsurowszego ze środków zapobiegawczych – tymczasowego aresztu.
Nie pracował w Raciborzu
Mężczyzna usłyszał kilka zarzutów. Będzie odpowiadał między innymi za zmuszanie pracowników stacji do określonego zachowania oraz za sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób i mieniu w wielkich rozmiarach. Za ten ostatni czyn kodeks karny przewiduje karę nawet ośmiu lat pozbawienia wolności. – Chcemy zdementować pogłoski, jakoby chodziło o pracodawcę z Raciborza – mówi Danuta Kozakiewicz, szef raciborskiej prokuratury rejonowej. – Mężczyzna nie był zatrudniony również na terenie powiatu raciborskiego. Ostatnie miejsce jego pracy znajduje się w innym województwie. Podejrzany przyznał, że był zdesperowany i chciał zwrotu pieniędzy. Stację paliw Shell wybrał zupełnie przypadkowo – dodaje prokurator.
Adrian Czarnota