Święty Hubert odpowiedział na modlitwy
Myśliwi z tego koła, 7 listopada, urządzili pierwsze w tym sezonie polowanie zbiorowe, przypadające krótko po dniu św. Huberta. Wszystkich powitał łowczy Ryszard Haider, który zwrócił uwagę na odpowiedni strój myśliwego. – Od czasów św. Huberta, który zmarł 30 maja 720 r., strój myśliwego bardzo się zmienił. Ale najważniejszym elementem pozostaje zielony kapelusz z piórem – mówi Ryszard Haider, wskazując na swoje nakrycie głowy, do którego przyczepiony jest pędzel zrobiony z chybiu, czyli włosów z grzbietu dzika. – To pamiątka, bo dzika sam upolowałem 40 lat temu – dodaje łowczy.
Polowanie hubertusowskie poprzedza zawsze uroczysta odprawa, z zachowaniem wszystkich tradycji. Jedną z nich jest pasowanie młodych myśliwych. W tym roku ślubowanie złożyło dwóch – Mateusz Sierant i Bartosz Pietrzykowski. U obydwu myśliwska pasja przechodzi z pokolenia na pokolenie. – Mój ojciec poluje już od ponad 30 lat – opowiada Bartosz Pietrzykowski. – Towarzyszyłem mu od dziecka. Potem, w okresie studiów i praktyki, trochę z doskoku. Cenię sobie kontakt z naturą, a poza tym to chyba pasja, którą mam zapisaną w genach – śmieje się świeżo upieczony myśliwy.
Swoje pierwsze polowanie jako członek koła łowieckiego Odyniec odbył Wojciech Mańczyk. – Poluję już od 2006 r ale do koła zostałem przyjęty dopiero teraz. Warto było czekać na tę chwilę – cieszy się. Podczas polowania hubertusowskiego upolował łanię.
Jednym z bardziej doświadczonych myśliwch jest Gerard Połap, który jest też rusznikarzem. – Od 50 lat mam do czynienia z bronią. Takie miałem zamiłowanie od najmłodszych lat. Dziadek był precyzyjnym mechanikiem, chyba po nim to odziedziczyłem – wspomina pan Gerard. – Po wojnie prawie nie było rusznikarzy. Wszelkie takie zainteresowania tępiono. Wielu rusznikarzy przybyło w nasze strony ze Wschodu. Od jednego z nich sporo się nauczyłem i pod koniec lat 80. postarałem się o koncesję na wytwarzanie broni. Przede wszystkim jednak zajmuję się czyszczeniem i naprawą broni, montażem lunet. Wytwarzamy zaledwie 1-2 sztuki rocznie. To takie rękodzieło. Aby zrobić broń, trzeba na to poświęcić około 3 tys. godzin – dodaje. Zainteresowania pana Gerarda podzielają jego dzieci: Zuzanna, Krzysztof i Fryderyk. Wszyscy troje są też myśliwymi. Zuzanna ponadto potrafi pięknie grawerować broń. Nauczyła się tego w austriackim Werlach, podobnie jak jej brat.
Polowanie z 7 listopada, mimo kapryśnej aury, okazało się bardzo udane. – To historyczny pokot – mówili myśliwi podczas ogniska, posilając się pysznym gulaszem z dzika. Najbardziej jednak zadowolony był Andrzej Sierant, który ustrzelił dwa jelenie byki i tym samym został mianowany królem polowania. – Byłem na mszy hubertusowej na Górze Św. Anny, potem na mszy okręgowej w Gierałtowicach, wreszcie na mszy dla myśliwych w Rudach. I tak dzisiaj siedzę na tej ambonie 1,5 godz. i myślę sobie, św. Hubercie gdybyś mi tak jakiegoś byka tu zesłał... No i po tych wszystkich mszach chyba wysłuchał moich próśb – opowiada dumny myśliwy.
Udane polowanie ucieszyło łowczego koła. Jeśli bowiem koło nie wykona określonego wcześniej planu łowieckiego, płaci wysokie kary. – Plany ustala się na podstawie inwentaryzacji zwierzyny. Jeżeli czegoś jest ponad stan, ustala się określony odstrzał. Wszystko po to, by nie było szkód na polach – tłumaczy Ryszard Haider. Nadmiar zwierzyny przyczynia się bowiem do dużych strat w uprawach rolnych, na co nieustannie uskarżają się rolnicy. – Dlatego plan musi być wykonany – kończy łowczy.
Ewelina Żemełka