Pół godziny wojny
Grzegorz Petka czyści z błota płaszcz. Po ostatnim wyjeździe trochę się przybrudził. Ostatnie spojrzenie na naszywki – czy są porządnie przyszyte i można ruszać. – SS-man musi wyglądać schludnie – rzuca z uśmiechem.
Jest ich kilkunastu, z czego połowa mieszka w Raciborzu. Jest również kilka osób z Czech, ale to bez znaczenia, bo noszą takie same mundury – niemieckie. Mowa o Eule, która po raz kolejny wzięła udział w inscenizacji walki z czasów drugiej wojny światowej. Raciborzanie pojawią się również na filmie, który kręcony jest przez magazyn Oblicza Historii.
Kapelan i sanitariuszka
O drugiej wojnie świtowej wiedzą chyba wszystko. Zaczęło się niewinnie – od chodzenia po lesie z wykrywaczem metali. Znalezionych przedmiotów z czasów drugiej wojny światowej było coraz więcej. Wkrótce poznali innych pasjonatów. Cała grupa zaczęła coraz bardziej interesować się historią. Do Eule dołączały kolejne osoby.
Z czasem narodził się pomysł na inscenizacje historyczną. – Pomogli koledzy. Podczas jednego ze spotkań zrodził się pomysł na rekonstrukcję wydarzeń z czasów drugiej wojny światowej. Jesteśmy sekcją większej grupy z Cieszyna. To zawodowcy. Mają swój własny szpital polowy, kapelana, który modli się nad umierającymi. Całość wygląda bardzo realistycznie – mówi Michał Sapa, jeden z członków grupy.
Jesienią wreszcie udało się zrealizować pomysł. W Walimiu odbył się piknik, podczas którego główną atrakcją była inscenizacja historyczna. Aby wiernie odtworzyć 30 min sprzed 60 lat, potrzebne były wielotygodniowe przygotowania. Ulice niewielkiego miasta zamieniły się w pole walki. Wszystko było takie jak podczas wojny – od samochodu po papierosa bez filtra. – Teraz funkcjonuje cały biznes związany z historią. Jeśli ma się pieniądze, można kupić replikę dowolnego przedmiotu sprzed kilkudziesięciu lat. Są menażki, granaty czy kompletne mundury danych formacji. W zasadzie niczym nie różnią się od oryginału, poza oczywiście wartością tego ostatniego – tłumaczy Michał Sapa.
Jestem esesmanem
Byliśmy współorganizatorami imprezy. Największy problem był z pojazdami. Trzeba było je wypożyczać z muzeum w Warszawie i transportować na lawetach. To dość duży koszt. Pomogła nam finansowo gmina Walim. Całość wyszła bardzo dobrze. Fabuła pokazu, opowiadała o napadzie na konwój ze złotem z Wrocławia, jego odbiciu i ukryciu w podziemnych sztolniach. To jedna z militarnych tajemnic tej wojny. Złota nigdy nie odnaleziono. Naszemu pokazowi przyglądało się kilkaset osób. Były również osoby starsze. Część nerwowo reagowała na niemieckie mundury. Inni podchodzili. Z zainteresowaniem dotykali – wspomina Grzegorz.
Każda z osób odtwarzałę swoją rolę. Zazwyczaj na wszystkich inscenizacjach gra ta samą postać. – Dzięki temu może wiernie odtworzyć jej zachowanie. My akurat jesteśmy esesmanami, mój brat gra Gestapo. Każdy z nas czyta o tych formacjach i zbiera niezbędny ekwipunek. Tylko dzięki temu można wiernie odtworzyć te wydarzenia. O tym, że jesteśmy przekonujący mówią nam starsze osoby, które nie raz pamiętają podobne sceny z czasów wojny – dodaje Michał.
Promocja dla miasta
Miłośnicy historii nie osiadają na laurach. W ich głowach kiełkuje już pomysł na kolejną inscenizację. Tym razem chcą odtworzyć jedną z największych bitew drugiej wojny światowej – ofensywę w Ardenach. – Takich ludzi jak my jest w Polsce więcej. Marzy nam się inscenizacja na kilkaset osób. Obecnie szukamy miejsca – odpowiedniej przełęczy. Mamy już obiecaną pomoc finansową od jednej z gmin. Może uda nam się to zrealizować jeszcze zimą. To duża promocja dla miasta, wiele samorządów o tym wie Później o danym mieście i inscenizacji rozpisuje się wiele mediów. To najlepszy sposób na reklamę – mówi Grzegorz.
Grupę Eule tworzą nie tylko raciborzanie. Są również osoby z innych miast a nawet krajów. Łączy ich jedno miłość do historii. Wspólnie penetrują obiekty między innymi w górach Sowich, które są rajem dla eksploratorów. – Mamy nadzieję, że uda nam się kiedyś zorganizować taką inscenizację w pobliżu Raciborza. Mamy nawet pewien pomysł do zrealizowania na granicy polsko-czeskiej. Kto wie, może kiedyś uda nam się go zrealizować – mówi tajemniczo Michał Sapa.
Adrian Czarnota