Miesiąc bez kuchni
Lokatorzy bloku przy ulicy Pomnikowej czują się pokrzywdzeni przez głubczycką firmę.
Pan Jacek Burdach we wrześniu postanowił przeprowadzić remont mieszkania. W planach była również przebudowa kuchni. Nowoczesny, zabudowany sprzęt AGD, lśniące blaty oraz funkcjonalne rozwiązania – tak miało wyglądać miejsce przyrządzania posiłków.
Wraz z żoną zjeździł wszystkie sklepy w okolicy, szukając odpowiedniej oferty. W pewnym momencie trafili na firmę Juliusza J. – Zaproponował nam dość niskie ceny za remont kuchni. Przeważnie fachowcy każą sobie płacić za montaż. Jego oferta spodobała nam się, podobnie jak meble, które nam zaprezentował na swojej wystawce – wspomina lokator bloku przy ulicy Pomnikowej.
Rozgrzebana kuchnia
Małżeństwo złożyło zamówienie. Koszt remontu kuchni wyceniono na 9800 zł. Pan Jacek wpłacił Juliuszowi J. zaliczkę w kwocie 6000 złotych. Za cztery tygodnie remont miał być skończony. – Przygotowaliśmy się do remontu. W kuchni zdemontowaliśmy panele. Ekipa mogła wchodzić i brać się do pracy, według umowy mieli rozpoczynać remont 9 września. Poszedłem im na rękę, przekładając termin na 15 września, bo wtedy zacząłem prace w mieszkaniu. Firma miała „chwilę wytchnienia”, aby sobie przygotować materiały. Rozgrzebałem sobie kuchnię, przygotowując ją im do remontu – wspomina właściciel.
Burdachowie mieli mieć sprzęt tańszy od tego w sklepie. Jak to możliwe? Urządzenia miały być zamawiane z zagranicy. Okazało się, że to tylko obietnice.
Kwadrans pracy
Po pewnym czasie pojawili się robotnicy. Wykonali jednak niewielką część zaplanowanych prac. Juliusz K. zaczął zwodzić klienta, coraz rzadziej odbierał telefony. Dzięki nieustannemu naciskaniu na właściciela firmy po miesiącu zamontowano podstawowe urządzenia.
– Przez cały miesiąc żyliśmy jak w średniowieczu. Musiałem dzieci wysłać do mamy, aby mogły mieszkać w normalnych warunkach. Z żoną próbowaliśmy sobie jakoś radzić. Obiady nosiliśmy od teścia. Naczynia myliśmy w wannie. Tłumaczyłem panu J., że tu mieszkają dzieci a nawet nie możemy im jedzenia przygotować. Robotnicy pojawili się dopiero wówczas, gdy poprosiliśmy o zwrot zaliczki. Pracownicy firmy pojawili się, przykręcili dwie górne szafki, po czym znów ich nie było kilka dni. Wpadali najczęściej niezapowiedziani z jednym elementem do przykręcenia. Gdybym wiedział, że tak to ma wyglądać, wolałbym zapłacić więcej innej firmie, i mieć prace wykonane w terminie – mówi pan Jacek.
Nie oni jedni
Burdachowie na remont wzięli kredyt. Pieniądze dla J. mieli przygotowane od dawna, jednak teraz zastanawiają się, czy usługa warta jest pozostałych 3900 złotych.
Gdy pan Jacek zaczął opowiadać swoim znajomym o problemach z niesolidną firmą, okazało się, że niezadowolonych klientów jest więcej. – Jedna osoba to mój sąsiad, który również prosił się o remont, a druga to koleżanka z pracy. Ją pan Juliusz J. pozostawił bez kuchni na Wigilię – kwituje Burdach.
Postanowiliśmy skontaktować się z firmą Drewmix, której szefuje Juliusz J. – Spotkały nas w tym okresie problemy kadrowe. Kilku pracowników wyjechało za granicę. Doszły do tego również problemy z terminami zamówień. Remont u pana Jacka jest w zasadzie skończony. Musimy tam zainstalować jeszcze jeden narożnik – mówi nam w rozmowie telefonicznej Juliusz J. Pan
Jacek uważa, że pracy jest jeszcze sporo i bez trudu wylicza niedoróbki robotników, które powinny zostać naprawione. – Uszkodzone są już fronty szafek, bo źle przycięto uchwyty. Częśc urządzeń nie jest jeszcze zainstalowana tak jak sobie tego życzyliśmy. Taki już chyba sposób działania tej firmy, że pobiera zaliczki i obraca czyimiś pieniędzmi. Nikomu nie polecam jej usług – denerwuje się pan Jacek.
Adrian Czarnota