Czy klasy dwujęzyczne przetrwają?
Temat gimnazjum dwujęzycznego i klas dwujęzycznych wywołał na dzisiejszej Komisji Oświaty, Kultury i Sportu prawdziwą burzę. – Język niemiecki wprowadzany jest jako wykładowy w różnych proporcjach – wyjaśniał dyrektor ZSO nr 1 Wojciech Janiczko. – Co to znaczy? Dwa wyrazy w czasie lekcji? – pytał z ironią radny Leonard Malcharczyk. – Jeśli jest to uczeń przychodzący do szkoły we wrześniu, myślę, że i te dwa wyrazy to jest wystarczająco – skwitował dyrektor.
– Jedyny problem, jaki mamy z gimnazjum dwujęzycznym, to nadchodzący niż. W tym roku udało nam się utworzyć tylko jedną klasę, ale istnienie gimnazjum nie jest zagrożone. Problem stanowią natomiast klasy dwujęzyczne w liceum. Może się tak zdarzyć, że uczniów do klasy dwujęzycznej będzie tak mało, że nie otworzymy jej. W tej chwili przyjmujemy do tej klasy wszystkich, którzy nie dostali się gdzie indziej, każdego, kto się zgłasza – relacjonował dyrektor ZSO nr 1 w Raciborzu Wojciech Janiczko, prezentując progi punktowe, jakie wymagane były przy naborze do klas pierwszych o różnych profilach (przykładowo, by dostać się do klasy matematyczno-fizycznej trzeba było mieć 127 punktów, a do klasy dwujęzycznej – jedynie 56). – Z 54 uczniów, którzy ukończyli gimnazjum dwujęzyczne w tym roku, tylko 8 zostało w klasie dwujęzycznej, pozostali wybrali inne klasy w liceum – dodał.
Dyrektor zaproponował, by zamiast klasy dwujęzycznej w liceum wprowadzić oddział z rozszerzonym językiem niemieckim. – Tworzymy wówczas klasę dla wszystkich zainteresowanych nauką języka niemieckiego i zdolnych podołać nauce w liceum. Zdaję sobie sprawę z minusów – rezygnujemy z nauczania dwujęzycznego, ale tak naprawdę uczniowie sami z niego zrezygnowali – mówił Janiczko.
Wypowiedź dyrektora oburzyła radnego Leonarda Malcharczyka. – Uważam, że gimnazjum jest zagrożone. I zastanawiam się nad przyczyną. Dlaczego jest tak niskie zainteresowanie? – pytał. Było założenie, że miała być bilingwalna nauka języków, ja wiem, że jest on tylko jeden – zarzucał, powołując się na doświadczenia swojej córki, która do dwujęzycznego gimnazjum w Raciborzu uczęszczała. Dyrektor ZSO nr 1 bronił się, że o tym, czy materiał z matematyki, biologii, historii, WOS-u i muzyki (te przedmioty prowadzone są przez nauczycieli, którzy mogą uczyć w języku niemieckim) przekazywany jest w języku niemieckim, decyduje poziom znajomości języka, jaki prezentuje klasa. – Musi być brany pod uwagę stopień znajomości języka niemieckiego uczniów. Do gimnazjum przychodzą osoby niewładające językiem niemieckim – wyjaśniał.
– Sprzedajemy, że mamy gimnazjum bilingwalne, a tak nie jest. Córka nie miała ani jednego przedmiotu, który nauczany byłby po niemiecku, a na świadectwie były wpisane trzy. Jeśli rozchodzi się taka informacja, że tej bilingwalności nie ma, to uczniowie tu nie przyjdą – skomentował Malcharczyk. Poparł go Adam Plura. – Nie rozumiem, jak może być bilingwalne gimnazjum, kiedy idzie tam ktoś, kto nie zna języka. Źródło problemu to według mnie nabór. Pytanie, czy chcemy zwykłe gimnazjum, czy gimnazjum bilingwalne – mówił.
Dyrektor Wojciech Janiczko wyjaśnił, że powodem, dla którego nie przeprowadzane są testy językowe, jest fakt, że chętnych jest mniej niż miejsc. – Jakie jest więc kryterium przyjęcia do tego gimnazjum? – pytała radna Alina Litewka-Kobyłka. – Chęć – odpowiedział dyrektor.
Dyskusję podsumował starosta Adam Hajduk. – Czy to nie jest tak, że my to tak na siłę chcemy, że społeczeństwo tego nie chce, a my chcemy. By klasy dwujęzyczne miały szanse przetrwania, musi się w to włączyć mniejszość niemiecka – stwierdził.
Radni zapowiedzieli, że do problemu powrócą na komisji grudniowej.
(JaGA)