Przyroda pomaga rolnikowi, instytucje mniej
– Kiedy tak słucham o GMO i patrzę, co ludzie jedzą, to szkoda mi naszego społeczeństwa – mówi Krystian Staniek z Pogrzebienia, właściciel gospodarstwa ekologicznego.
Pan Krystian wygrał w tym roku konkurs na najlepsze gospodarstwo ekologiczne w kategorii „Ekologia i środowisko”.
Co zdecydowało o tak prestiżowym wyróżnieniu. Na pewno niezwykła różnorodność a także fakt, że życie toczy się tu zgodnie z naturą. – Dążę do tego, żeby kura wysiadywała jajka, a nie żeby kurczęta „wykluwały się z inkubatora”. Chcę też, żeby zwierzę miało wybór, czy chce przebywać pod dachem, czy na powietrzu – mówi Krystian Staniek. Do udziału w konkursie namówili go pracownicy Ośrodka Doradztwa Rolniczego.
Pan Krystian prowadzi gospodarstwo od 1999 r. - Najpierw były truskawki i tym podobne sprawy sadownicze. Potem pomyślałem o ekologii. Z początku były względy finansowe, bo można było uzyskać dopłaty, ale wkrótce znalazłem w tym cel. Np. osoba, która przez 20 lat miała alergię na truskawki, moje mogła jeść i nic jej nie było. Klienci widzą różnicę w moich produktach. Kaczka wyhodowana na stawie jest inna niż ta na podwórku, a jeszcze inna jest ta z fermy, gdzie traktuje się ją jak rzecz a nie żywe stworzenie – uważa gospodarz.
W pogrzebieńskim przysiółku Konotki jest aż pięć gospodarstw ekologicznych. Jednak to jest specyficzne. Znajdują się tu: konie rasy huculskiej, owce rasy olkuskiej, czarnogłówki mięsne i suffolk, kaczki, gęsi, kury rasy zielononóżka kuropatwiana i polbar, indyki, perlice oraz ryby. Jest tu też mała pasieka na sześć uli. W przyszłym roku pan Krystian chce ogrodzić swoje gospodarstwo i hodować świnie na wybiegach. – Staram się, żeby wszędzie była równowaga. Przyroda pomaga rolnikowi. Pan ornitolog powiesił tutaj 20 budek lęgowych dla sikorek i teraz sikorki zjadają robaki – opowiada gospodarz.
Nie brakuje mu planów na przyszłość. Chciałby pójść w kierunku agroturystyki. Na razie trzeba będzie jednak ograniczyć się do jednodniowych imprez typu kuligi, pieczenie barana itp. O wybudowaniu pokoi póki co nie ma co marzyć, a bez pokoi nie ma agroturystyki.
Czy z gospodarstwa ekologicznego da się wyżyć? – Na pewno nie ma problemu ze zbytem takich towarów. Telefony, zwłaszcza z pytaniami o jajka, się urywają, aż przykro odmawiać – przyznaje pan Krystian. Jednocześnie tak jak pozostali rolnicy, narzeka na niską opłacalność rolnictwa. – Najgorszy jest brak stabilizacji. Nie wiadomo, na co się nastawić, bo wszystko szybko się zmienia, także przepisy. Bardzo dużo jest pracy papierkowej, to jest gorsze niż ciężka praca – dodaje. Choć tej ostatniej też nie brakuje.Tym bardziej że wszystko trzeba robić ręcznie albo mechanicznie, nie można stosować żadnej chemii. – A ludzi do pracy nie ma. Jak jest np. zbiór czereśni, to muszę sprowadzać pracowników z Ukrainy, bo nasza młodzież nie chce pracować – żali się rolnik. Brakuje też wsparcia lokalnego. – Środki unijne trudno pozyskać. Jest przy tym tyle załatwiania, że z przykładowej 40-procentowej dopłaty zostaje ledwo 30% – dodaje.
Dla Krystiana Stańka najważniejszy jednak jest fakt, że widzi sens tego, co robi. – Kiedy słucham o GMO i widzę, co ludzie jedzą, to szkoda mi naszego społeczeństwa, że musi się tym odżywiać, bo produkty ekologiczne są drogie. Brakuje świadomości ekologicznej. Ludzie jedzą GMO i nawet o tym nie wiedzą. Coraz więcej chemii jest w jedzeniu, na polach, wszędzie – przekonuje rolnik. Uważa, że powinno się większy nacisk położyć na edukację ekologiczną młodzieży. – Trzeba ciągle uświadamiać społeczeństwo, żeby produkować mniej śmieci. Bez tych wszystkich plastików też można żyć – apeluje rolnik.
(e.Ż)