Z decyzją biskupa nie dyskutuje się
– Nie chcę się z wami żegnać, tylko podziękować, bo mam nadzieję, że będziemy się często spotykać – mówił do swoich parafian podczas uroczystej mszy odpustowej 18 lipca.
Ksiądz Plucik trafił do Kuźni mając 35 lat. Dziewięć lat wcześniej otrzymał święcenia kapłańskie, następnie trafił jako wikary do parafii w Gliwicach, późniejszej katedry. Był także przez rok i cztery miesiące proboszczem w parafii św. Antoniego na Wójtowej Wsi. Dziś, dekretem biskupa, wraca do swojej pierwszej parafii, obecnie katedry gliwickiej, tym razem jako proboszcz.
Nowy proboszcz na święta
W Kuźni znalazł się 19 grudnia 1996 r., tuż po śmierci długoletniego proboszcza, ks. Hanuska. – Początki były trudne. Nie było kogo o coś spytać, nikt nic nie przekazał. Na dodatek zbliżało się Boże Narodzenie, okres kolędy. Choć był zwyczaj, że parafię dzielono na pół i co roku tylko jedna połowa miała kolędę, postanowiłem wyjść z błogosławieństwem kolędowym do całej parafii. Chciałem wszystkich poznać, przyjrzeć się wszystkiemu – wspomina ks. Plucik. Na kolędzie usłyszał głosy, że brakuje wieczornej mszy w niedzielę i tak zrodził się pomysł, żeby wprowadzić nowy układ mszy. Nowy proboszcz szybko zorientował się też, że jeden wikary na warunki tutejszej parafii to za mało. Przyznał to wizytujący w marcu parafię biskup i tak zapadła decyzja o drugim wikarym.
Kaplica na 100-lecie
Poważnym egzaminem dla młodego proboszcza była powódź w lipcu 1997 r. Wkrótce trzeba było też podjąć pierwsze remonty. – Zorientowałem się, że w 2003 r. przypada stulecie poświęcenia kościoła i chcieliśmy się do tego przygotować zewnętrznie. Remont odbywał się wszędzie tam, gdzie był potrzebny. Odnowiono ściany, wieże, zegary. Trwało to pięć lat. W roku jubileuszowym przeżywaliśmy to już duchowo – opowiada proboszcz. Na jubileusz kościoła powstała też kaplica z wystawionym Najświętszym Sakramentem. – Był problem z otwieraniem kościoła, bo za dużo rzeczy zaczynało ginąć. Wtedy zrodził się pomysł, żeby stworzyć kaplicę. Udało się załatwić relikwie św. Faustyny i obraz prof. Ojaka z Wrocławia. Po obraz jechałem dzień przed 100-leciem – wspomina ks. Bernard.
Wprowadził nowości
Za jego sprawą w parafii pojawiła się grupa Żywego Różańca, nabożeństwa fatimskie, ogromną popularnością zaczęły się cieszyć roraty, na które ks. miał własny pomysł. Zorganizowano też Drogę Krzyżową ulicami miasta i procesję Bożego Ciała w różnych rejonach. – To zmobilizowało ludzi, którzy przygotowywali ołtarze. Mieli takie pomysły, że zastanawialiśmy się co jeszcze mogą nowego wymyślić – mówi ksiądz. Odnowiono też liturgię Wielkiego Tygodnia. Wprowadzono nocną rezurekcję z rozbudowaną liturgią. Cały czas dbano też o obejście kościoła i plebanii. – Duża w tym zasługa ludzi. Sporo udało się zrobić systemem gospodarczym. Wtedy dużo ludzi w sile wieku przeszło na tzw. pomostówki. Mając czas przychodzili i pomagali. Za normalne pieniądze robiliśmy niesamowite rzeczy. Robota paliła się w rękach – wspomina proboszcz.
Festyny przy kościele
Sporą nowością w Kuźni okazały się festyny przy kościele. – Początkowo ludzie nie umieli tego przełknąć. Próbowaliśmy im uświadomić, że to nie jest zgorszenie czy zbezczeszczenie tego miejsca, jeśli jest tam grill, krupnioki, muzyczka, a nawet piwo, bo przecież nikt nie musi wyjść stamtąd pijany. Dużym sukcesem okazały się festyny zimowe na placu przy plebanii. Choć było zimno, było pełno ludzi, duże ognisko, mikołaj z cukierkami. Ludzie zawsze siedzieli dłużej niż było to zaplanowane – opowiada proboszcz.
Tak zdecydował biskup
Ks. Bernard mógłby godzinami opowiadać o akcjach krwiodawstwa, o pielgrzymkach do Częstochowy, które cieszą się zawsze takim zainteresowaniem młodzieży. O jego zżyciu z kuźniańską parafią najlepiej może świadczyć przywiązanie samych parafian. Podczas niedzielnych nieszporów każdy podchodził, chcąc się osobiście pożegnać z proboszczem. Ludziom trudno było zrozumieć, że zabierają im tego, który przez 14 lat z nimi był. A już najbardziej zaskoczyła księdza grupa młodzieży, która dała mu w prezencie pięknie wydany album w twardej oprawie ilustrowany jego zdjęciami z zabawnymi podpisami. Były tam zdjęcia ze mszy, pielgrzymek, remontów i wiele innych. – Dali mi też białą koszulę i spinki, bo tak powinien wyglądać kapłan w niedzielę. Tak mnie zapamiętali – mówi ksiądz ze wzruszeniem przeglądając album. Na pytanie, czy żal mu odchodzić, odpowiada krótko: – Proszę mi nie zadawawać takich pytań. Zaraz jednak dodaje, że mówił biskupowi, że nie widzi siebie w prestiżowej gliwickiej parafii. – Moim marzeniem jest malutka wioska, ogród i nagle mam trafić do centrum miasta, największej parafii w diecezji. Każdy mój argument biskup zbijał. Oczywiście można było się nie zgodzić, ale czy o to chodzi w życiu kapłana? Jeśli inaczej pojmuję to wszystko, to jak mogę mówić ludziom o posłuszeństwie i zgodzie na to co nas spotyka? – pyta retorycznie ks. Bernard Plucik.
(e.Ż)