Zapiski najemnego inżyniera
Raciborzanin napisał książkę o załodze niemieckiej łodzi podwodnej. – Znając stosunek Polaków do Niemców, dla wielu może być ona kontrowersyjna – sądzi autor.
– Polskie życie nie nadąża za europejską rzeczywistością – uważa Michał Affanasowicz, pasjonat żeglarstwa i wąskotorówki. Sam zbudował jacht, pływał po morzach Chorwacji i Grecji. Marynistyczne zainteresowania przelał na strony książki insipowanej niemiecką powieścią „Okręt” Buchheima
Pracuje jako inżynier, przy budowie kotłów i elektrowni, zatrudniając się w różnych firmach sporo jeździ po Europie. Podczas takich wyjazdów, w wolnych chwilach od pracy Michał Affanasowicz sięga po pióro, by spisać, co wydarzyło się podczas jego zagranicznych wojaży, co interesującego zobaczył, co go dziwiło, przeszkadzało, a co podobało się. Te, jak je określa „zapiski najemnego inżyniera”, trafiają potem w formie e–maili do paru osób z rodziny i grupy przyjaciół. Takich spisanych wspomnień ma już wiele, ponieważ był w Rosji, Irlandii, Czechach, Niemczech, Serbii, a ostatnio w Holandii.
Pomysł gromadzenia informacji z podróży, traktuje jak relaksującą zabawę.
– Jako ciekawostkę podam, że np. na ścieżkach rowerowych w Holandii, w której byłem ostatnio, oprócz rowerzystów pojawiają się, motorowerzyści, osoby jeżdżące konno, ludzie na rolkach i biegacze. O dziwo, nikt nikomu nie przeszkadza. Tymczasem w Polsce, gdy tylko na takiej drodze pojawia się rolkarz, policja natychmiast wlepia mu mandat, a gminy zastanawiają się nad programem pilotażowym, czy aby rolkarze i rowerzyści mogą jeździć tą samą drogą. Po prostu polskie życie nie nadąża za europejską rzeczywistością – komentuje.
Pod własnymi żaglami
Michał Affanasowicz pochodzi z Gliwic, z zawodu jest inżynierem mechanikiem, a studia ukończył na wydziale mechanicznym technologicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
– Dopiero po studiach przyjechałem do Raciborza, gdzie przyciągnęła mnie dobra firma. W Rafako pracowałem 16 lat. Dziś wiele osób nie wierzy w to, że kiedyś zakład „dawał” mieszkania. Pracę rozpocząłem w czerwcu, a w październiku przeprowadziłem się wprawdzie do małego, ale własnego mieszkanka – wspomina początki swej kariery zawodowej.
Będąc ostatnio na kontrakcie w Holandii pracował w sztucznie usypanym porcie w Rotterdamie, u ujścia Mozy do Morza Północnego. Port ten powstał na piachu wybieranym przez 30 lat z dna morskiego. To potężne budowlane przedsięwzięcie, łączące w jedno dziesiątki rafinerii i miliony metrów sześciennych paliw i kontenerów. W porcie budowane są dwie elektrownie. Na obu pracują firmy z Ostrawy, Katowic oraz Węgier. Montaż ten dla pana Michała był fascynujący nie tylko ze względu na skalę wykonywanego zadania, ale również na niezwykłość miejsca.
Jest bowiem żeglarzem, a jego zainteresowania marynistyką tkwią w nim od dzieciństwa.
– Żeglować zacząłem w 1969 r., jako młody chłopak na jeziorze Dzierżno k. Gliwic. Lubiłem tę formę spędzania wolnego czasu. Pływałem w Klubie AZS Gliwice. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, koledzy w Rafako wpadli na pomysł założenia klubu żeglarskiego, a więc do nich dołączyłem. Mieliśmy trzy „łajby” i żeglowaliśmy nimi, co roku podczas wakacji na Mazurach. Te jachty, dzięki pracy kilku kolegów, w dobrym stanie pływają do dziś – opowiada o swym zamiłowaniu.
Pan Michał chętnie pływa z rodziną również po morzach Chorwacji i Grecji. Obecnie, ze względu na charakter pracy, nie zawsze jednak może wziąć urlop latem, dlatego ostatni raz był na Mazurach cztery lata temu.
Żeglowanie nigdy nie przestało go jednak fascynować, w swoim garażu w 2003 r. rozpoczął budowę własnego jachtu. Temu zajęciu poświęcił siedem lat. Ponieważ przez dwa i pół roku pracował dla jednego z klientów Rafako, mógł pozostać na dłużej w Raciborzu i spędzać w garażu każdą wolną chwilę, łącznie z weekendami.
– Zawsze chciałem skonstruować jacht, nawet dla samej przyjemności jego budowania. W realizacji postanowienia wspierała mnie żona i dzieci. Syn pomagał w elektronicznej obróbce projektu. Po półtora roku dołączył kolega i dziś jesteśmy wspólnikami i przyjaciółmi. W 2009 r. zwodowaliśmy go na zbiorniku Elektrowni Rybnik – mówi pan Michał.
Mierzący 7 m i ważący 1,5 t jacht jest łodzią mieczową oraz posiada miejsca do spania. Ochrzcili go „Osa”, choć miał się nazywać „Wino owocowe”, jednak zaprotestowały dzieci.
Raciborski konstruktor chciałby zabrać go na Mazury, ponieważ jednak przygotowuje się na kolejny kontrakt, plany przetransportowania jachtu przesunęły się o rok.
Pomysł na U-Boota
Do żeglarskiego hobby i smykałki do pisania, dodać należy jeszcze zainteresowanie historią. Ta kompilacja zamiłowań pana Michała musiała znaleźć twórcze ujście.
– Nigdy wcześniej nie pisałem, ale gdy odkryłem, że to lubię, wymyśliłem sobie powieść, której akcja dzieje w czasie I wojny światowej. Pomysł książki zrodził się w lecie ubiegłego roku. Wybrałem ten okres ponieważ jest mało znany i pozwala na literacki margines błędu i pewną dozę fikcji – twierdzi Michał Affanasowicz.
W swej powieści opisał przygody załogi niemieckiego okrętu podwodnego. W książce wymienia też kilka nazwisk i sytuacji związanych z tymże okrętem, które historycznie miały miejsce, reszta opisanych wydarzeń jest wytworem fantazji autora.
Pierwszą wojną zainteresował się ze względu na technikę. – Z pewnością nie wszyscy dziś wiedzą, że poza silnikiem odrzutowym, radarem i telewizją, w czasie tej wojny wszystko było już wynalezione. Znając stosunek większości Polaków do Niemców, książka ta może być dla wielu osób kontrowersyjna, ponieważ jej bohater, niemiecki marynarz jest postacią pozytywną. To nie Niemcy wywołały tę wojnę. Mało tego, zostały w niej napadnięte przez Anglię i Francję i to nie w Europie a w Afryce – przyznaje pan Michał
Zainspirował go polski film „Orzeł” oraz niemiecki pisarz Lothar–Günther Buchheim i jego słynny „Okręt”, którego akcja dzieje się w czasie II wojny światowej. W tej powieści, mimo pewnych uwarunkowań historycznych, również kibicuje się niemieckiej załodze, aby udało się jej wyjść cało z każdej trudnej sytuacji.
– Bohaterem mojej książki jest młody chłopak, kadet akademii morskiej, który zostaje uratowany wraz z dwoma marynarzami po zniszczeniu przez Anglików innego okrętu podwodnego. Na U–Boocie tym rozpoczyna służbę najpierw jako kadet, później drugi oficer, a w końcu dowódca. Przeżywa wiele perypetii łącznie z koniecznością poddania dobrowolnie okrętu Brytyjczykom i oddania się do niewoli. Czy powiedzie się ucieczka i jak potoczą się dalsze losy niemieckich marynarzy? – o tym w powieści Michała Affanasowicza.
– Książka nie jest dla wszystkich, to typowo męska literatura, przygodowa, nieco sensacyjna, niepozbawiona brutalności, okrucieństwa wojny, krwi i walki o przetrwanie – podkreśla autor.
Niestety, aby sięgnąć po nią musimy jeszcze poczekać ponieważ pan Michał przygotowuje ją dopiero do wydania.
Ewa Osiecka