Piórem naczelnego
Obserwowałem wszystkie 11 spotkań prezydenta miasta z jego mieszkańcami, mając w głowie poprzednie edycje takich objazdów i doszedłem do niezbyt optymistycznych wniosków.
Aktywne społeczeństwo, jakie znam z przeszłości, wyraźnie obojętnieje i wybiera wygodę zamiast odpowiedzialności. Mirosław Lenk ma rację powtarzając, że miasto to my wszyscy i każdy z osobna jest odpowiedzialny za to jak ono wygląda i jaką ma przyszłość. Racibórz zapłaci cenę za seryjne wyjazdy młodzieży za chlebem, za rozwojem i za życiem bogatszym we wrażenia. Tkanka społeczna, która powinna napędzać miejski organizm okazuje się w nim być nijaka. Sposobność do wymiany zdań z głową miasta powinna prowadzić do gorących dyskusji międzypokoleniowych, tymczasem na spotkaniach jakieś 90% uczestników osiągnęło wiek co najmniej 50+. Znajomy powtarza: stary gospodarz nie będzie budował nowego domu tylko wyremontuje ten co ma. I to jest ta niewesoła w sumie przyszłość Raciborza: modernizacja. Nie rozwój, bo nie ma już kto na niego stawiać. Ale pretensji nie wolno kierować pod tym czy innym adresem, bo każdy z nas raciborzan dołożył do tego swoją cegiełkę. Jakimś zaniedbaniem w społecznej aktywności (np. absencją w wyborach), brakiem wiary w dobrą przyszłość dla swoich dzieci na miejscu czy pospolitym wyjazdem na zakupy do innego miasta. Te drobne sprawy mają efekt kuli śnieżnej, którą utoczyliśmy już całkiem sporych rozmiarów. Właśnie rusza w drogę powrotną z drogi na szczyt.