To żaden obóz, psy nas lubią
Schronisko się zmienia. Będzie „kuchnia”, kanalizacja i nowe kraty
Publikacja sprzed tygodnia, gdzie przedstawiliśmy wstrząsający głos wolontariuszy z Komunalnej, spotkała się z ripostą urzędu miasta i zarządcy jednostki. Towarzyszyliśmy inspekcji w azylu.
Prezydent miasta, ze swoim zastępcą i naczelnikiem wydziału komunalnego spotkali się w schronisku z prezesem Przedsiębiorstwa Komunalnego, które prowadzi placówkę. – Warto problem poznać z bliska. Wiem, że radny Dawid Wacławczyk, który tak angażuje się w temat schroniska jeszcze tutaj nie był – tłumaczył jeden z powodów wizyty Mirosław Lenk. Prezes PK oprowadził urzędników po obiekcie omawiając bieżące inwestycje i plany. – To jest normalne schronisko, a robi się o nim szum na całą Polskę – dziwi się zarzutom wolontariuszy Krzysztof Kowalewski. Ci twierdzą, że „schronisko jest jak obóz koncentracyjny”, w którm zwierzęta są traktowane w sposób niegodny i dodchodzi do sytuacji patologicznych (o szczegółach pisaliśmy w trzech kolejnych wydaniach tygodnika).
– W ciągu roku przyjmujemy do schroniska około trzystu psów i odnotowujemy około 300 adopcji. Mamy podpisane umowy z 18 gminami, z terenu których trafiają do nas zwierzęta. To wszystko świadczy o zaufaniu jakim obdarzają nas klienci – uważa prezes Kowalewski. Chętnie dzieli się informacjami na temat zmian w placówce. Przygotowywane jest miejsce gdzie podgrzewana będzie karma dla psów, które wymagąją ciepłych posiłków. Kanalizacja sanitarna ma być wkrótce taka jak powinna, bo dotąd korzystano z szamba. Kolejna inwestycja to wymiana krat w klatkach na bezpieczniejsze dla zwierząt. O problemach z wolontariuszami Kowalewski mówi z dystansem. – My mamy dowody, że się nie układało. Była szamotanina w schronisku, mamy notatkę służbową. A jedna z pań okaleczyła psa, potwierdzeniem jest opinia weterynarza – wyciąga papiery szef przedsiębiorstwa.
Krzysztof Kowalewski gościł na posiedzeniu komisji gospodarki w urzędzie, odpowiadał na pytania radnych. Ci odradzali mu obrażanie się na media za nagłaśnianie sprawy, ale też namawiali do podjęcia kroków prawnych wobec tych, którzy rzucają oskarżeniami w schronisko. – Zastanawiam się nad tym – oznajmił samorządowcom Kowalewski. Dostał wsparcie od Roberta Myśliwego, jedynego z członków rady miasta, który pofatygował się do azylu obejrzeć warunki, w jakich przebywają czworonogi. – Niczego aferalnego nie zauważyłem – stwierdził. Dodał, że psy wyglądały na wesołe, a pracownicy na zaangażowanych w robotę.
Prezesa PK pytano o problem z szefem schroniska. Poprzedni odchodzi, nowa się nie sprawdziła, a obecna jest tymczasowa. Tylko ostatnia dogaduje się z podwładnymi, bo wcześniejsi albo „wytwarzali nerwową atmosferę”, albo „dobrze, że odeszli”. Na takie spostrzeżenia radny Artur Jarosz zareagował propozycją by wszystkich zatrudnionych w schronisku zwolnić i zacząć rekrutację od zera. Tu Kowalewski zaprotestował, bo uważa aktualnych pracowników za solidnych. Jak oni sami odbierają nagonkę na azyl? – Żona mówi, bym dał sobie spokój z tą robotą, bo tyle złego się o niej mówi, ale mimo wątpliwości nie zrezygnowałem. 11 lat tu człowiek przepracował, to efekty wspólnego wysiłku. Szkoda byłoby odchodzić. Różni byli kierownicy, wolontariusze też. Z nimi jak to z ludźmi, z jednymi się dogada, z drugimi trudniej. A ja lubię psy, one mnie chyba też – mówi Marian Gajda i bierze za mordę pierwszego z brzegu podopiecznego schroniska. Zwierzę łasi się do opiekuna, merda ogonem.
ma.w