STARSZY PAN – opowieść wigilijna
Starszy Pan mieszkał w naszej kamienicy chyba od zawsze. Pamiętałem go już jako mały 5-letni chłopczyk. Stawałem w oknie naszego pokoju i zza firanki spoglądałem na podwórze. Siedział ciągle na tej samej ławeczce, palił fajkę, a na jego kolanach leżała rozpostarta gazeta.
Z żadnym z sąsiadów nie utrzymywał kontaktów. Ograniczał się jedynie do podnoszenia kapelusza na widok kobiet i uprzejmego „Dzień dobry” na widok panów. Było oczywiście kilku ciekawskich, którzy próbowali do niego zagadać, ale podejścia te nie przynosiły zamierzonych rezultatów. Starszy Pan nie wdawał się w żadne rozmowy. Jedynie z dozorcą od czasu do czasu podyskutował o pogodzie lub o polityce.
Odkąd pamiętam, zawsze mieszkał sam. Sam chodził do pobliskiego sklepiku na zakupy, do kościoła i na spacery. Spacerował praktycznie codziennie, a każdą wędrówkę kończył na ławeczce przed domem. Intrygował mnie...
Kiedyś spytałem ojca, czy coś wie o Starszym Panu. Tato nie był pewien, czy to prawda, ale podobno w czasie wojny był nauczycielem – tajnym korepetytorem. Przygotowywał uczniów do matury. Od tej pory patrzyłem na Starszego Pana jak na świętego z aureolą. Grzecznie mówiłem mu „Dzień dobry” i uśmiechałem się do niego.
Z czasem jednak przestałem się zajmować tajemniczym sąsiadem. Dorosłem, miałem swoje własne, ważniejsze sprawy. Po ukończeniu liceum medycznego zacząłem myśleć o studiach. Kiedy się w końcu na nie dostałem, wpadłem w wir nauki. Na drugim roku nauki medycyny poznałem Wiktorię. Dwa lata później wzięliśmy ślub, a po roku przyszedł na świat Karol. Zamieszkaliśmy we własnym mieszkaniu, w mieście odległym od moich rodziców o kilkadziesiąt kilometrów. Wizyty u nich ograniczyliśmy siłą rzeczy do odwiedzin podczas najważniejszych rodzinnych uroczystości i świąt. Zbliżało się właśnie Boże Narodzenie. Zadzwoniłem do mamy i spytałem czy mogę jej jakoś pomóc w przygotowaniach. – Dobrze, że dzwonisz, synciu – powiedziała. – Wiesz, na wigilii będziemy mieli gościa – dodała z tajemniczą nutą w głosie. – Kogo, kogo? – naprawdę rozbudziła moją ciekawość. – Sąsiada z trzeciego piętra – odparła. Wiedziałem, że ma na myśli Starszego Pana. Uznałem, że to świetny pomysł i żałowałem, że wcześniej na to nie wpadliśmy. Zacząłem zastanawiać się, jak on musiał czuć się podczas tych wszystkich świąt, spędzonych samotnie, nie łamiąc się z nikim opłatkiem, nie składając nikomu życzeń…
Do rodziców pojechaliśmy 23 grudnia. Pomogliśmy w ostatnich przygotowaniach. Karolek z Wiktorkiem i dziadkiem ubierali choinkę, a mama i żona piekły ostatnie ciasta aromatyczne. Ja dekorowałem stół i pomagałem jak umiałem.
– Żal nam się zrobiło tego człowieka – zaczęła mama, kiedy zostaliśmy sami w kuchni. – Taki wymizerowany był w ciągu tych ostatnich tygodni. Ciężko mu było wchodzić po schodach. Ojciec spotkał go któregoś razu, jak dźwigał na trzecie piętro torby z zakupami. Pomógł mu wszystko zanieść na górę i zaczęli rozmawiać. W końcu zeszli na temat świąt i ojciec zaprosił go do nas na ten wieczór. – Cieszę się na spotkanie z nim. Nareszcie będzie okazja, żeby się poznać i spokojnie porozmawiać – powiedziałem.
Z niecierpliwością wyczekiwałem następnego dnia. Starszy Pan zapukał dokładnie o godzinie siedemnastej. W dłoni trzymał opłatek. Ojciec zaprosił go do środka. Wszedł niepewnie, troszkę utykając. – Zapraszam do stołu – mama czyniła honory pani domu.
Wreszcie nadszedł moment dzielenia się opłatkiem. Bez problemu złożyłem życzenia najbliższym, ale kompletnie nie wiedziałem, co mógłbym życzyć Starszemu Panu. Na szczęście on sam wybawił mnie z kłopotu. – Może ja sam zacznę – zaproponował. – Wiem, że jesteś lekarzem. Patrząc na Ciebie, jeszcze gdy byłeś małym chłopcem, wiedziałem, że „wyrośniesz na porządnego człowieka”. Życzę Ci, abyś nie stracił wiary w ludzką dobroć i miłość, żebyś umiał wykrzesić z siebie iskierkę optymizmu i radości dla cierpiących i chorujących ludzi, których spotkasz na swojej drodze. Umiej służyć dobrą radą potrzebującym i błądzącym. Po prostu bądź człowiekiem! Tego Ci życzę…
Łzy zakręciły mi się w oczach. Nikt nigdy nie złożył mi takich życzeń! Niestety, były to pierwsze i ostatnie święta spędzone ze Starszym Panem. Nie ma go już wśród nas, czego bardzo żałuję. Wziąłem sobie jednak do serca jego życzenia. Staram się być dobrym człowiekiem. A na każdą wigilię zapraszam kilku bezdomnych i opuszczonych, aby chociaż w ten dzień nie czuli się samotni.
Historia ta jest prawdziwa
Oprac. Edward C.