Kościół jest uniwersalny
ks. Jan Szywalski przedstawia
„Mari kita bergembira ria madahkanlah lagu syukur bagi Tuhan, Alleluya” – to po indonezyjsku; zaś po polsku znaczy to: „Pójdźmy razem w radości, nućmy pieśń wdzięczności dla Pana. Alleluja”.
Niedziela Dobrego Pasterza, dzień modlitw o powołania kapłańskie i misyjne. Do kościoła w Raciborzu Studziennej przyjechała spora grupa Indonezyjczyków, aby podziękować Bogu razem z ich byłą misjonarką siostrą Akwiliną Gurk za 50 lat życia zakonnego, a jej zaś za 32 lat służby ich ludowi na wyspie Timor.
Przyjechali z Wiednia, spora bowiem grupa Indonezyjczyków mieszka w Austrii, gdzie zajmują często ważne stanowiska. Mają tam kaplicę, gdzie zbierają się, by razem się modlić i śpiewać w swym języku. Tworzą żywą społeczność, utworzyli chór, bo lubią śpiew i taniec. Nabożeństwa kształtują z właściwą dla nich żywiołowością. Są weseli, radośni i rozśpiewani.
Podobnie było tu, w Raciborzu, w kościele św. Krzyża w niedzielę 11 maja. W procesji wkraczającej do kościoła idzie przodem kobieta w kolorowym stroju i uderzając rytmicznie w bębenek kroczy uroczystym tanecznym krokiem. Za chwilę włącza się chór: sześćdziesiąt osób siedzących w przednich ławkach. Śpiew brzmi czysto i bardzo naturalnie. Nie, żeby to był występ dla melomanów i słuchaczy, ale aby to była ich modlitwa, ich współudział we mszy św.
Przy ołtarzu staje trzech ciemnoskórych, niskich wzrostem, kapłanów. Indonezyjczycy. Dwóch z nich studiuje teologię na uniwersytecie wiedeńskim, może z przeznaczeniem na profesorów w seminariach duchownych po powrocie do ojczyzny; trzeci, o. Franciszek, bezbłędnie władający językiem polskim jest werbistą wystudiowanym i wyświęconym w Polsce. Obecnie jest misjonarzem ludowym.
Czytania są w języku polskim i indonezyjskim. W kazaniu o. Franciszek wpłata osobiste wspomnienia: „Byłem małym chłopcem i bawiliśmy się przy drodze, gdy nadszedł wysoki biały pan, porozmawiał z nami i poczęstował bombonierkami. Nigdy przedtem nie widziałem białego pana. Pytałem o niego mamę. Powiedziała mi, że to nasz nowy proboszcz (nasza rodzina była katolicka). Był to misjonarz rodem z Holandii... Pomyślałem sobie wtedy: chciałbym być taki dobry, jak ten biały ksiądz... Nieco później poznałem również siostrę Akwilinę”. Tak rodzą się powołania.
Uniwersalny, powszechny Kościół. Cały jest misyjny. Paradoksem jest, że do Europy, z której wyszło tylu misjonarzy na wszystkie kontynenty, przychodzą teraz kapłani z tamtych krajów, aby reewangelizować Europę. Może tak powinno być, że znika podział na kraje chrześcijańskie i misyjne a ewangelizacja jest wspólnym dziełem wszystkich zapalonych chrześcijan. S. Akwilina tłumaczy mi: „Gdy przyjechałam do Indonezji, tłumaczyłam tamtejszym władzom, że nie jestem tu po to, by nawracać, ale wspomóc tutejszy Kościół”. Była tam dentystką, jakiś czas jedyną dla całej wyspy Timor. Pytam ją, co leczenie zębów ma wspólnego z misyjną pracą? „Jak to? – oponuje – świadczyłam miłość bliźniego... Byłam także katechetką i roznosicielką komunii św. Dwie moje asystentki dentystyczne są siostrami: s. Monika i Sylwia”. Przez te 32 lata zapuściła tam korzenie, które wydały obfity owoc.
Pod koniec mszy św. dwóch Indonezyjczyków podeszło do siostry i nałożyli na jej ramiona kolorowy seledang, ozdobny szalik, którym się obdarowuje ludzi na przywitanie lub by okazać im życzliwość. Spontaniczne oklaski całego kościoła. W końcowym słowie siostra jubilatka powiedziała: „Obdarzył mnie Pan Bóg łaską powołania misyjnego. Spełniły się moje marzenia. Trzydzieści dwa lata byłam na misjach, tyle pięknych przeżyć wśród życzliwych ludzi! Nie żałowałam ani jednego dnia tego kroku. „On wszystko daje i nic nie odbiera”. Moje ostatnie marzenie to ta dzisiejsza liturgia w innym języku i w innej kulturze, tak radosnej. Wam wszystkim serdecznie dziękuję”.
Siostra Akwilina ma obecnie 77 lat i mieszka w Annuntiacie. Nadal jest rześka i aktywna.