Moje instrumenty mają duszę
– Czasem klienci mówią mi, że myśląc o lutniku wyobrażali sobie starszego pana z długą siwą brodą. Mówią, że nie spodziewali się, że będzie to ktoś tak młody – twierdzi Jacek Siwica, 27-letni lutnik rodem z Jejkowic.
Pierwsze instrumenty smyczkowe stworzono do muzyki na dworach, do kameralnych sal i towarzystwa z wyższych sfer. Początkowo były to instrumenty z rodziny wiol. Dopiero później ulegały one modyfikacjom, tak samo jak kanony. Skrzypce na przykład na salony weszły stosunkowo późno. Początkowo muzycy twierdzili, że skrzypce są domeną niskich stanów, bo wywodziły się z kultury ludowej. Dzisiaj skrzypce kojarzą się głównie z muzyką klasyczną, wyższą sztuką i ekskluzywnymi koncertami.
Od początku tworzeniem instrumentów smyczkowych zajmowali się rzemieślnicy i jednocześnie artyści. Zawód lutnika dziś, tak jak kiedyś, jest mało popularny. Stare instrumenty strunowe miały kształt prostokąta. Było to dosłownie pudełko z dwoma strunami. Grało się smyczkiem. Później, kiedy strun dodano więcej, trzeba było stworzyć z boku instrumentu wcięcia zwane talią. To rozwiązanie praktyczne, ponieważ mając więcej strun, trzeba, podczas grania, wyginać smyczek. Aby nie haczyć nim o instrument, wymyślono obecny kształt skrzypiec.
Wiedział czego chce
Pierwsze kroki w kierunku lutnictwa Jacek Siwica zrobił już w gimnazjum. Wtedy, parając się rękodziełem i tworzeniem biżuterii, stworzył dla kolegi miniaturkę gitary. – Spodobało mi się tworzenie takich miniaturek. Bratu też zrobiłem takie małe skrzypce. Tak poznałem też później dwie dziewczyny, które szły do liceum plastycznego i namawiały mnie, abym się nie marnował z tym talentem. Wtedy nie wiedziałem na jaki kierunek mam iść. Sprawdziłem ofertę liceów. Zainteresowało mnie jubilerstwo, jednak wymagane było portfolio. Mój nauczyciel gitary zasugerował, że może lutnictwo. Szukałem w tym temacie szkół licealnych. Znalazłem dwie szkoły w Zakopanem i w Poznaniu. Po uzgodnieniu sprawy z rodzicami, postanowiłem kontynuować naukę w Liceum Plastycznym w Zakopanem – wspomina Siwica.
Już w pierwszej klasie liceum młody mieszkaniec Jejkowic wiedział, że chce iść na studia związane z lutnictwem. – Już wiedziałem, że to jest to, co chcę w życiu robić. Rówieśnicy mi zazdrościli, bo wielu jeszcze zastanawiało się nad swoją przyszłością. Liceum nauczyło mnie samodzielnego wykonania instrumentu. Tam zdobyłem wszystkie informacje techniczne. Na studiach zdobyłem natomiast dalszą wiedzę stylistyczną, historyczną, renowacyjną – informuje lutnik.
Bez duszy nie zagra
Skrzypce najczęściej w całości wykonuje się z drewna. Boczki, spodnia płyta i główka to jest jawor. Górna płyta to świerk. Podstrunnica jest czarna – to heban, a kiedyś w okresie baroku była też wykonana z jaworu. Budowę zaczyna się od wyginania boczków do formy. Mając już wygięte boczki, odrysowuje się od nich kontur instrumentu na przygotowanych płytach jaworowej i świerkowej. Szablon wycinamy, dopiłowujemy i żłobimy rowek na żyłkę. To czarny pasek, który ma dwie funkcje. Z jednej strony wzmacnia płytę przed pęknięciami na krawędziach, z drugiej pełni funkcję estetyczną. Dłutami rzeźbi się później sklepienia płyt, nadając kształt wypukłości. Używając innych narzędzi, a kończąc na papierze ściernym, uzyskuje się w końcu gładkość płyt na sklepieniach, a dopiero później dłutem wybiera się materiał, uzyskując odpowiednią grubość płyty. Wszystko ma wpływ na dźwięk instrumentu.
Najważniejsza jednak jest dusza. Bez niej skrzypce, wiolonczela, altówka czy kontrabas nie zagra. Dusza to prosty drewniany kołek odpowiedniej grubości i długości. Tworzy się ją z jak najstarszego drewna świerkowego. Musi mieć minimum 50 lat. Zdarza się, że lutnicy pozyskują tak stare drewno podczas remontów drewnianych domów. Wtedy duszę można wykonać np. z kawałka starego okna czy belki. Dusza wkładana jest do instrumentu na sam koniec za pomocą specjalnego narzędzia – duszostawiacza i nie jest klejona. Rozpiera płyty i przenosi drgania z jednej na drugą i z powrotem. Drugim elementem przenoszącym drgania jest belka bazowa.
Skrzypce za miliony
Młody lutnik z Jejkowic na instrumentach gra, ale nie nazywa siebie muzykiem. – Uczyłem się w rybnickim ognisku muzycznym gry na akordeonie, później na gitarze, a na studiach obowiązkowo, przez cztery lata, gry na skrzypcach – wylicza.
Jacek w czerwcu zmienił swój stan cywilny. Teraz nowo powstałe instrumenty testuje jego żona, która ukończyła szkołę muzyczną w klasie skrzypiec. Cenzorami dzieł Jacka Siwicy są również jego koledzy ze studiów, muzycy znanych i cenionych polskich orkiestr. – Wykonuję praktycznie wszystkie instrumenty smyczkowe. Nie robiłem jeszcze kontrabasu. Skrzypce, altówki, wiolonczelę robiłem na zakończenie studiów. Była to replika wiolonczeli braci Amatich z 1610 r. Oprócz tego wykonałem również basową wiolę da gambę. Takie instrumenty były podstawą muzyki renesansu i baroku. Dopiero później zostały wyparte przez instrumenty z rodziny skrzypiec – wyjaśnia lutnik. Koszt skrzypiec zależy od wielu czynników. Nowe skrzypce dziecięce można kupić za ok. 1,5 tys. zł. Instrument rośnie wraz z dzieckiem. Długość skrzypiec zależy od długości ręki i wzrostu. Koszt skrzypiec dla osoby dorosłej zaczyna się od 7 tysięcy złotych. Trudno określić górną granicę. Stare włoskie skrzypce, jak np. stradivariusy osiągają na aukcjach zawrotne kwoty. Jeszcze droższe są altówki Stradivariusa, bo zostało ich zaledwie 10. W kwietniu tego roku na aukcji w Paryżu wystawiona została altówka Włocha, wyceniona na 45 mln dolarów. Koszt tego typu instrumentów to przede wszystkim wartość historyczna, jakość zachowania, dźwięk i unikatowość.
Szymon Kamczyk