W drodze do Matki
ks. Jan Szywalski przedstawia
„Jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami daleko od Pana” – zauważa św. Paweł.
Wyruszyli w ubiegły poniedziałek żegnani przez proboszcza Ostroga wodą święconą. „Przed nami droga nieznana, przed nami droga daleka, lecz celem tej drogi jest miejsce, gdzie Królowa Polski czeka ” – śpiewa jedna z grup. Musi imponować takie zaufanie w swe własne siły oraz w Opatrzność Bożą, na którą się zdają w następne dni. Z początku idą ruchliwą ulicą Gliwicką, ale po trzech kilometrach skręcają w Łężczok i odtąd obejmuje ich chłód cienistych drzew i cisza rezerwatu przyrody. Potem będą lasy rudzkie. Eskortuje policja, ale ważniejszy jest Andrzej i inni porządkowi, to ich gwizdki dyrygują, choć nie wlepią mandatów.
Bakcyl świętego wędrowania
Są wśród pielgrzymów weterani. Niektórzy zaliczyli wszystkie trzydzieści pielgrzymki raciborskie; Weronika idzie 34 raz, zaczęła jeszcze na opolskiej. Jest dużo dzieci, prowadzone za rękę, albo pchane w wózkach. Przeważnie na jeden dzień, rodzice czy dziadkowie chcieliby ich zarazić bakcylem świętego wędrowania. Michał ma sześć lat, idzie z babcią. W tym roku na jeden dzień, w następnym obiecuje pójść dwa.
Hubert przyjechał z Niemiec. Obok idzie córka i szwagier. Niedawno pochował matkę, na pielgrzymce można rozmyślać o życiu i jego ostatecznym celu. Jasna Góra nie musi tylko oznaczać Częstochowę, jasne jest też miejsce przygotowane nam tam u góry od Boga. Gdy o tym mówimy ścieżka prowadzi między wysokimi sosnami podobnymi do kolumn gotyckich katedr, a u góry między koronami prześwieca jasna smuga nieba.
Starsza, raźna pani obok mnie też jest z Niemiec. Chciała tylko odprowadzić córkę, ale doskoczyła do pielgrzymujących z boku drogi przy moście Ulgi. „Choćby na jeden dzień”. Przyznaje, że w Niemczech też pielgrzymuje. Każdego miesiąca grupa ludzi tworzy Sühneszug. O świcie każdego trzynastego wyruszają do pobliskiego im kościoła maryjnego na pokutne modlitwy.
Staram się chwytać słowa rozważań prowadzone przez przewodnika grupy niebieskiej ks. Mariusza, prelegenta pierwszego dnia. Mówi o wierze. Dołącza osobiste doświadczenia: „Podczas pobytu w tym roku na Woodstock na przystanku Jezus, podeszli dwaj faceci, porządnie już wstawieni i mówią mi, żebym ich przekonał o potrzebie wiary. Gadam do nich, ale oni mi mówią, że ta mowa ich nie przekonuje, że księża co innego głoszą, a inaczej żyją... Czułem całą mą bezradność i uczyłem się pokory”.
Bogaty obiad w Nędzy
Nareszcie przystanek! Nędza od 30 lat przygotowuje nam obiad. Wcale nie jest „nędzny”: do wyboru są aż trzy rodzaje gęstej, smacznej zupy i coś jeszcze do tego. Dobrodzieje na drodze to drugi krąg uczestników pielgrzymki: ci, którzy karmią i przenocują. To świadczy, że chrześcijańskie uczynki „głodnych nakarmić, podróżnych w dom przyjąć” są nadal aktualne, choć na ogół jest dziś „coś za coś”. Tu wystarczy zwalić zapłatę na Pana Boga przez krótkie „Bóg zapłać”
Do Rud jeszcze daleko, ale droga przyjemna. Jeszcze jeden postój w lesie. Teresa zaprasza na kawę. Jedzie samochodem obok pielgrzymki, jest chora, ale gotowa do każdej usługi i pomocy.
Przed przepiękna fasadą bazyliki rudzkiej wita nas proboszcz ks. Rafał Wyleżoł. Nawiązuje do tradycji gościnnych poprzedników. Noclegi wszyscy znajdują. Pielgrzymi z Kietrza są samowystarczalni: rozbijają namioty, mają przenośne łazienki i przygotowują sobie sami kolację. Nie lada wyczyn organizacyjny.
W nocy deszcz, ale ranek wygląda obiecujący. Obiadowy przystanek w Starej Kuźni jest na mokro. Gdy jednak ok. godz. 17.00 tej, witam pielgrzymów w Ujeździe są wyschnięci i uśmiechnięci.
Księża przewodnicy
Odnajduję mój dom noclegowy nad rzeczką u rodziny Jaroszów. Gościłem u nich przez wiele lat. Dom kojarzy mi się z trzema małymi dziewczynkami, ale teraz tylko najmłodsza pozostała w domu, choć też już studentka. Uprzytomniam sobie upływ czasu. Od wielu lat nocuje tu służba medyczna: wytrwały pielgrzym doktor Marta Labus, s. Jola, siostry zakonne i brat Stanisław.
Nabożeństwo wieczorne w Studzionce, lokalne miejsce pielgrzymkowe, mniej więcej jak nasza Matka Boża. Nabożeństwo kształtuje zespół muzyczny z Ujazdu. Dla mnie jet zbyt głośno, ale w zachowaniu młodzieży widzę modlitewne skupienie i wspóludział.
Pielgrzymka to niemałe zadanie logistyczne. Ks. Piotr Spallek musi myśleć o sprawnym sprzęcie, o zabezpieczeniu medycznym, o służbie sanitarnej, o transporcie bagaży, o odpowiedzialnych porządkowych ruchu o postojach. Najważniejsze, by nie brakło dobrych księży przewodników. To oni są duszą każdej grupy. Gdy inni zwieszają głowy, bo pada lub grzeje, oni muszą wskrzeszać entuzjazm; gdy wszyscy są zmęczeni, oni muszą mieć w sobie magazyn energii. U ich boku mają zespół muzyczny. Co by to było za pielgrzymowanie bez gitary i bez śpiewu? Od wyczucia przewodnika zależy w grupie delikatna równowaga między powagą i rozbawieniem. Musi dbać, by nie przegadać wszystkiego i wszystkich lub by śpiewem nie zastąpić rozważań i modlitwy. Musi panować nad całością, ale tak, by niezagłuszyć inicjatywy innych.
Cała organizacyjna strona jest oparta na ofiarnych woluntariuszach. Że ich dotychczas nie brakuje, to jeden z cudów pielgrzymki.
Kiedy piszę te słowa, pielgrzymi są w Żedowicach, mają jeszcze przed sobą trzy dni wspólne ze strumieniem opolskim, nyskim i kluczborskim. Oby szczęśliwie i ubogaceni wrócili do domu, do swych rodziny. W Roku Rodziny.