Doba dopłynął do Kuźni Raciborskiej
Na ponaddwugodzinne spotkanie w Miejskim Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Kuźni Raciborskiej przybyło mnóstwo mieszkańców i młodzieży szkolnej. Uczestnicy posłuchali bardzo ciekawych historii z życia Aleksandra Doby, który przepłynął kajakiem przez Atlantyk.
Najbardziej znane miasto na świecie
68-letni podróżnik rozpoczął spotkanie od wyjaśnienia dlaczego dwukrotnie wybrał się w samotną podróż kajakiem przez Ocean Atlantycki. Następnie opowiadał jak wyglądały przygotowania specjalnie przystostowanego do podróży kajaku. W związku z wyglądem łodzi pan Aleksander zadał zebranym pytanie: – Czy wiecie jakie jest najbardziej reklamowane miasto na świecie? – Podpowiadając publiczności pytał... Kuźnia Raciborska? a może Rybnik? Warszawa czy Paryż? Odpowiedź padła dopiero z ust podróżnika – otóż najbardziej reklamowane jest to miasto, w którym ja mieszkam – odparł. Police. A dlaczego? Bo taki napis widnieje na policyjnych samochodach w Ameryce. Na rufie kajaka miałem napisane Police, a żeby Amerykanie zorientowali się o co chodzi to miałem dopisane Poland.
Rekin dostał w czapę
Wśród wielu opowiadań pana Doby znalazło się to: – Usiadłem na rufie, wystawiłem swoje nogi, aby się trochę zrelaksować. Czułem się tak radosny, bo miałem się kąpać w dużym basenie z ciepłą wodą o temperaturze 27 stopni. Zacząłem gwałtownie pluskać nogami, bo radość mnie rozpierała. Wówczas w oddali dostrzegłem płetwę, która szybko zaczęła płynąć w moim kierunku. – Co to było? – zapytał widownię pan Aleksander. – Reeekin! – odpowiedzieli głośno. No proszę! Wy wiedzieliście, że to rekin, a ja tego nie wiedziałem – odpowiedział. – Zdziwiony podniosłem nogi do góry, chęć na kąpiel mi minęła i zacząłem obserwować ruchy rekina. Spotykałem trzyipółmetrowe takie rybki. Spotkałem w swoim życiu tylko kilkadziesiąt rekinów na kilka miesięcy. Innym razem poczułem, że w coś uderzyłem sterem. Okazało się, że to rekin we mnie uderzył. Rozglądając się zauważyłem wielki łeb rekina i chciał przepłynąć pod kajakiem. Wziąłem wiosło i długo się nie namyślając walnąłem go w głowę. Raz mu przywaliłem i było mu za mało, więc dostał jeszcze raz. Byliśmy kwita, bo on też mnie dwa razy uderzył w kajak – zakończył historię pan Doba.
Jadł latające ryby
Jednym z posiłków Aleksandra Doby były ryby, które uderzały w pałąki kajaka. – Martwe wpadały do środka, więc sprawdziłem czy da radę je zjeść. Miałem darmową wyżerkę. Ugotowałem sobie zupkę z ryb. Innym razem wpadła mi jedna taka mała rybka, więc nie opłacało się robić zupki. Oczyściłem ją z łusek i zjadłem całą. Pycha! Ponieważ przez dwa dni nie miałem skutków ubocznych, więc wiedziałem, że mogę jeść latające ryby. Polecam wam świeże surowe rybki – mówił podróżnik. Kolejnych opowieści było bez liku przeplatanych zdjęciami z wyprawy. Spotkanie zakończył poradą: – Marzenia zamieniajcie w plany, a potem je konsekwentnie realizujcie, bo można różne rzeczy osiągnąć – nawet przepłynąć Atlantyk kajakiem.
kozz