Łubudubu, nie chcemy aquabrudu
Złośliwy komentarz tygodnia
Bożydar Nosacz
Pismaki napisały, że w raciborskim aquaparku czyli H2O zalęgły się mikroby. Konkretnie w wannach z bąbelkami, które w eleganckim świecie nazywają jacuzzi. Te całe „jacuzzi” to jest w ogóle jakieś wrogie cholerstwo, bo nawet nie wiadomo jak to słowo wymawiać. Ludziska mówią „dżakuzi” (niby z angielska), ale słowo pochodzi od nazwy firmy, którą założyli makaroniarze czyli bracia Jacuzzi. Na logikę powinno się więc mówić „jakucci”, tak jak pizza – „picca”. No, ale ja nie o tym chciałem, tylko o tych żyjątkach, co nam mogą wchodzić do majtek, albo i jeszcze głębiej…
Pierwszy fakt jest taki, że urzędnicy od razu zaprotestowali, że to gruba przesada (znaczy z tymi mikrobami) i zagrożenia dla ludzi nie ma. I że oni sami się w aquaparku pławią czyli się nie boją. No, ale w naszym kraju urzędnicy niczego się nie boją to czemu mieliby się strachać jakichś zarazków, których nawet gołym okiem nie widać? Suma summarum część narodu spanikowała i wszczęła larmo. Ja tam z biologii byłem cienki jak sik pająka, więc się nie wypowiadam czy te mikroby są groźne czy nie. Za to naprawdę mam stracha, kiedy widzę niektórych gości H2O bez spodni i skarpetek. Zresztą, czasem nawet nie trzeba widzieć, wystarczy poczuć…Pogłowie brudasów nie jest może bardzo liczne, ale jak człowiek pomyśli, co taki jeden z drugim może zostawić w wodzie w prezencie dla bliźnich, to gęsia skórka wychodzi nawet przy 30 stopniach.
Dlatego, zanim spietrani pracownicy aquaparku zaczną dolewać do wody więcej chloru czy innego świństwa, które spali naskórek również tym 98 proc. użytkowników, którzy przychodzą na basen czyści, proponuję zrobić dwie proste rzeczy. Po pierwsze, trzeba wywiesić przy wejściu wielki transparent przypominający, że:
a) aquapark to nie jest łaźnia miejska, do której przychodzi się odmoczyć całotygodniowy brud,
b) choroby skórne leczy się u dermatologa, albo u babci-zielarki, a nie w jacuzzi.
Po drugie, należy skłonić pracowników H2O do traktowania spraw higieny (i swoich obowiązków) bardziej serio, m.in. poprzez:
a) upominanie tych, którzy wchodzą na basen z pominięciem prysznica i brodziku dezynfekującego stopy,
b) pilnowanie, aby w rzeczonym brodziku było coś co przypomina wodę ze środkiem dezynfekującym, a nie mętną ciecz wyglądającą na mieszaninę piasku z moczem (po to, żeby ludzie nie bali się wchodzić),
c) zachęcanie gości z podejrzanymi liszajcami, strupami, ranami i tym podobnym przychówkiem do odłożenia wodnego relaksu do czasu wyleczenia dolegliwości.
Wiem, że na początku będzie ciężka harówa, żeby nauczyć część narodu, że „mycie nóg to nie twój wróg”, a obsługę aquaparku uświadomić czym wizualnie różni się zwykły trądzik od zaawansowanej grzybicy. Dlatego zgłaszam innowacyjny pomysł na wsparcie pracowników H2O fachową kadrą najwyższego sortu. Otóż nasi radni, w ramach dbania o zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców (na którym im ponoć bardzo zależy), mogliby odbywać swoje dyżury w aquaparku. To oczywiście zamiast dotychczasowej fikcji polegającej na tym, że albo sami nie przychodzą na dyżury, albo jak już się pojawią to pies z kulawą nogą i tak ich nie odwiedza. Tu w ciepełku, z pożytkiem dla społeczeństwa i miejskiej jednostki obciążonej dużym kredytem, mogliby się „bliżej” przyglądać swoim wyborcom, a w razie potrzeby uskutecznić pogadankę na temat higieny.