Święty Wielkiej Mocy
LEKKA ATLETYKA. Raciborska lekkoatletka 23-letnia Justyna Święty wywalczyła razem z koleżankami (Eweliną Ptak, Małgorzatą Hołub i Magdaleną Gorzkowską) srebrny medal Halowych Mistrzostw Świata w biegu sztafetowym 4x400 metrów. Polki były gorsze tylko od Amerykanek. Rozmawialiśmy z Justyną Święty tuż po przylocie do Polski.
– Wróciłaś dwa dni temu do Polski. Jak minęła droga powrotna? Aklimatyzacja sprawia ci duży problem?
– Odkąd przyleciałam, to średnio sypiam. Minionej nocy położyłam się dopiero o trzeciej. Nie mogę się jeszcze do końca przestawić. Osiem godzin różnicy to jednak jest sporo.
– Odwiedzasz różne zakątki świata, więc pewnie już wiesz ile czasu potrzebujesz, aby się zaaklimatyzować?
– Przed mistrzostwami w Portland byłam w Kalifornii i potrzebowałam mniej więcej tygodnia, żeby się przestawić na tamten czas.
– Wróciłaś do Polski na święta i masz wyjątkowo, jak na Twój terminarz, dużo czasu dla siebie i bliskich. Jak spędzisz ten świąteczny czas?
– Spędzę go na pewno w sporym gronie rodzinnym. Moja mama ma akurat w tym czasie urodziny, więc dawno nie miałam takiej okazji, żeby spotkać się z całą rodziną.
– Ile dni w roku spędzasz w Raciborzu?
– Oj, jest tego mało, ale jakby zsumować wszystkie dni, to może wyjdą dwa, trzy miesiące.
– Jaką wagę przywiązujesz do Świąt Wielkanocnych?
– W moim przypadku jest to dwudniowy odpoczynek od treningów. Osobiście wolę Święta Bożego Narodzenia.
– Skoro już tak rozmawiamy o czasie, to jak godzisz sport ze swoim życiem prywatnym?
– Jestem na ostatnim roku studiów w Katowicach, mam indywidualny tok nauczania. Taki system bardzo ułatwia mi pogodzenie treningów z nauką. W moim przypadku studia kończą się na zaliczeniu we wrześniu, kiedy mam okres roztrenowania. Jeśli chodzi ściślej o życie prywatne, to mam narzeczonego, Dawida, który jest zapaśnikiem. Większość czasu w roku go nie ma. Tyle czasu ile możemy, to spędzamy go razem. Chociaż nie zawsze jest o te wolne chwile łatwo.
– Gdybyś miała porównać zawody w Portland z dotychczasowymi, to które są lepsze?
– Mnie osobiście bardziej podobało się dwa lata temu w Sopocie na mistrzostwach świata. Mam wrażenie, że u nas wszystko jest lepiej zorganizowane. W Portland mimo, że były małe trybuny, to nie były zapełnione kibicami. Część z nich siedziała na widowni jakby za karę. Nie było wielkiej wrzawy, jak jest zazwyczaj. Dopiero w niedzielę, poczułam atmosferę tych zawodów.
– To ciekawe, bo przecież w biegach triumfują głównie Amerykanie, więc i publiczność powinna być większa.
– Wygląda na to, że lekka atletyka nie jest aż tak popularna w USA jak nam się wydaje.
– Miałaś czas dla siebie w USA?
– W Portland nie było czasu na zwiedzanie. Więcej go było na pewno podczas obozu w Chula Vista w Kalifornii. Odwiedziłam Los Angeles, zobaczyłam amerykańskie miasteczka i wybrzeże. Widziałam Aleję Gwiazd w LA, byłam też na „najdroższej” ulicy ze sklepami. Zrobiłam zakupy jak przystało na Stany.
– Dużo wydałaś na zakupy w stosunku do tego co wydaje się w Polsce?
– Można poszaleć, aczkolwiek jak dolar był tańszy, to zakupy były jeszcze przyjemniejsze. Jeśli chodzi o firmowe rzeczy to jest dużo taniej niż w Polsce.
– Chciałabyś tam wrócić?
– Tak jak mówiłam, trochę zobaczyłam, było fajnie, ale nie wiem czy chciałabym tam drugi raz być. Owszem, warto było zobaczyć i być w tym miejscu.
– Do minionych już mistrzostw przygotowywałaś się jakoś inaczej niż do tej pory?
– Raczej tak samo. Większy nacisk był na dynamikę, żebym nie tylko pod koniec biegła szybko, ale też szybko zaczynała bieg.
– Czujesz się dojrzalszą zawodniczką?
– Na pewno bardziej doświadczoną. Myślałam, że z biegiem czasu będzie mnie to wszystko mniej kosztować nerwów, jednak pod tym względem się nic nie zmieniło.
– A fizycznie znosisz to coraz łatwiej czy trudniej?
– Wydaje mi się, że kiedyś było łatwiej, bo nie przywiązywałam aż takiej wagi do biegania. Bardziej bawiłam się sportem, a teraz już wiem, co jest moim celem i traktuję to zarobkowo, a nie tylko dla pasji.
– Czujesz, że rozwinęłaś się bardziej pod względem sportowym?
– Stałam się bardziej wszechstronna. Lepiej wyglądam motorycznie. Kiedyś kładłam nacisk tylko na bieganie, a teraz zwracam uwagę na gibkość i inne elementy, które towarzyszą bieganiu.
– A żywienie? Stosujesz jakąś dietę?
– Nie stosuję żadnych diet. Uważam, że trzeba jeść wszystko, ale z głową. Wiadomo, że sportowiec potrzebuje dużo żelaza. Na obozach staram się stosować dietę żelazową, ale ogólnie jestem „wszystkożerna” (śmiech). Wychodzę z założenia, że nie trenuję za karę, żebym musiała się jeszcze katować jedzeniem. Wszystko i tak spalam na treningach.
– Wracając jeszcze do mistrzostw świata. Kto był najgroźniejszym rywalem?
– Zawsze Amerykanki, choć one są poza zasięgiem. W sztafecie były to Rumunki, z którymi rywalizowaliśmy do samego końca i Jamajki, które odpadły na własne życzenie.
– Z czego wynika aż taka różnica pomiędzy Amerykankami, a całą resztą biegaczek?
– To jest dobre pytanie (śmiech). Wydaje mi się, że w USA mają więcej zawodniczek do wyboru. Teraz będąc tam na miejscu, zdałam sobie sprawę, że jeden stan w Ameryce jest jak cała Polska. Uwarunkowania genetyczne też pewnie swoje robią.
– Jakie zauważasz różnice pomiędzy biegiem indywidualnym a tym w sztafecie?
– Podświadomie bardziej stresuję się sztafetą, bo w niej pracuje się na konto całej drużyny. Jeśli coś nie pójdzie indywidualnie to, pretensje można mieć tylko do siebie. A tak, to zawodzi się również koleżanki z drużyny.
– Jakie masz zadania w sztafecie?
– Każda z nas ma szczególne zadanie do zrealizowania na swojej zmianie. Dziewczyny mają za zadanie uciekać jak najdalej od rywalek, a ja mam utrzymać przewagę i „dowieźć” ją do samej mety w czołowej pozycji.
– Biegasz od gimnazjum, czyli 10 lat minęło. Czy po tym czasie możesz stwierdzić, że bieganie to jest, to co chciałaś robić?
– Jakbym miała podejmować tę samą decyzję lata wstecz, to też zdecydowałabym się na bieganie. Nie żałuję swojej decyzji. Uważam, że sport kształtuje charakter i pomaga w późniejszym życiu.
– Jeżeli nie bieganie to co?
– W przyszłości na pewno będę chciała robić coś ze sportem. Trener, nauczyciel... nie wyobrażam sobie, że po zakończeniu kariery pójdę w innym kierunku.
– Jak widzisz swoją przyszłość? Czy to, co już teraz osiągnęłaś to jest Twój kres możliwości, czy dopiero początek?
– Mam nadzieję, że dopiero początek, aczkolwiek moim celem jest pojechanie drugi raz na igrzyska. Jeśli wszystko będzie w porządku, to chciałabym kontynuować aż do kolejnych IO w Tokio w 2020 roku. Później najprawdopodobniej zakończyć karierę i zająć się swoim prywatnym życiem.
– Czyli nie chcesz iść drogą skoczka narciarskiego Noriakiego Kasai, który dalej uprawia sport choć ma już 44 lata?
– Nie. Zdecydowanie nie (śmiech). Trzeba też znaleźć czas na życie.
– Jak wyglądają Twoje szanse na najbliższe igrzyska w Rio?
– Sztafeta 4x400m już ten awans ma, ale nie wiem czy się w niej znajdę. Wszystko zależy od aktualnej dyspozycji. Na pewno decyzje zostaną podjęte na mistrzostwach Polski w Bydgoszczy w czerwcu i mistrzostwach Europy w Amsterdamie w lipcu. Dopiero od maja będę mogła wypełnić indywidualne minima na IO.
– Raciborskich sportowców może być dużo na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Kogo typujesz obok siatkarki plażowej Moniki Brzostek, która już ten awans wywalczyła?
– Uważam, że Artur Noga i Justyna Kasprzycka są głównymi kandydatami do biletu na IO.
– A zapaśnicy? W tym Twój narzeczony Dawid Ersetic?
– Chciałabym (śmiech). To byłoby coś fantastycznego jakbyśmy oboje dostali się na igrzyska.
– Jeździsz bardzo dużo po świecie, korzystasz z lotnisk, przebywasz na arenach sportowych. Jak reagujesz na wieści o zamachach terrorystycznych?
– Nie myślę o tym. Gdybym myślała, to można byłoby zwariować. Dużo podróżuję, ale staram się o tym nie myśleć, bo bym oszalała.
– Na stadionie OSiR w Raciborzu ma być budowana bieżnia ośmiotorowa. Jak bardzo pomoże to kolejnym pokoleniom chcącym iść w Twoje ślady?
– Pomoże to przede wszystkim w osiąganiu lepszych rezultatów. Na swoim przykładzie wiem, jak musiałam przestawiać się z żużlowej bieżni w SMS-ie na tartanową podczas zawodów w innych miastach. Jeśli powstanie bieżnia w Raciborzu, to mnie osobiście również ułatwiałoby to treningi, bo nie musiałabym jeździć co chwilę do Katowic.
– Gdzie widzisz swoją przyszłość? Racibórz, gdzieś w Polsce czy na świecie?
– Chciałabym pozostać w Raciborzu i tutaj osiedlić się na stałe. Swoim doświadczeniem wspierać innych zawodników, którzy dopiero zaczynają przygodę z bieganiem. Na świecie jest wiele pięknych miejsc, ale jak to się mówi „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.
Rozmawiał Maciej Kozina