Ćwierć wieku z królewską grą
Ktoś powiedział kiedyś, że szachy to intymna rozmowa bez słów. Dla wielu królewska gra pozostanie potyczką intelektu, sprytu i cierpliwości. Członkowie Klubu Szachowego Silesia Racibórz twierdzą ponadto, że każda kolejna partia ukazuje prawdziwe oblicze zawodnika jako człowieka, a szachownica nieraz jest świadkiem narodzin wielkich przyjaźni, które przetrwają próbę czasu. W przypadku raciborskiego klubu – równe ćwierć wieku.
Właśnie tyle istnieje KSz Silesia Racibórz założony przez Alfreda Chrobaka oraz Tadeusza Wójcika. Ich dzieło kontynuuje Piotr Chrobak, który jest aktualnym prezesem, wiceprezes Joachim Obruśnik oraz wielu członków organizacji, w tym weterani wśród instruktorów: Jacek Orzechowski, Zbigniew Wieczorek, Zenon Sochacki. Z okazji jubileuszu byli oraz obecni zawodnicy spotkali się dwa tygodnie temu w siedzibie klubu przy Szkole Podstawowej nr 13 w Raciborzu, aby rozegrać turniej towarzyski oraz wspólnie zebrać wspomnienia minionych czasów.
W elitarnym gronie
Poszukując podwalin Klubu Szachowego Silesia Racibórz musimy cofnąć się do początków królewskiej gry w naszym mieście. Pierwsza wzmianka o sformalizowanej grupie raciborskich szachistów pochodzi z 1913 roku. W mieście istniały ponoć dwa kluby. Po drugiej wojnie światowej, dokładniej od lat 60. minionego wieku zawiązało się kilka tego typu organizacji: Ślązak, Nowoczesna Racibórz, OPP Racibórz, MOS Racibórz, Studzienna Racibórz czy Kolejarz Rybnik, którego władze urzędowały przy Piaskowej. W 1991 roku powstało stowarzyszenie Rzemiosło Racibórz, które w 2007 roku zmieniło nazwę na znaną dziś w całej Polsce – Silesię Racibórz.
Od pierwszych chwil istnienia Rzemiosła, działalności stowarzyszenia przyglądał się syn pana Alfreda Chrobaka, Piotr. – Z naborem nowych zawodników nie było najmniejszego problemu, ponieważ wtedy wiele osób grywało w szachy rekreacyjnie – wspomina obecny prezes Silesii i kontynuuje: – Zebraliśmy mocną ekipę. Mierzyliśmy się na szczeblu klasy B, A oraz okręgowej, z roku na rok awansowaliśmy poziom wyżej. Zaledwie po trzech latach pierwsza drużyna seniorów wywalczyła awans do II ligi. Od tamtej pory nie spadliśmy niżej, a kilkukrotnie nasz zespół reprezentował klub w I lidze oraz na najwyższym poziomie rozgrywek, czyli w Extralidze – wymienia.
W latach 90. moda na grę w szachy sięgała zenitu. Chrobak przypomina sobie liczne turnieje organizowane przez raciborski klub. – W 1995 roku zrobiliśmy Mistrzostwa Polski w Szachach Błyskawicznych w Raciborzu. Przyjechali zawodnicy z całego kraju, łącznie wystartowały 32 drużyny, czym ustanowiliśmy rekord frekwencji. To była świetna promocja nie tylko klubu, ale i miasta – o Raciborzu usłyszała cała Polska – mówi z satysfakcją sternik Silesii. Do dziś organizują dwie duże imprezy: Międzynarodowy Memoriał im. Wiesława Hanczarka oraz Międzynarodowy Turniej o Puchar Prezydenta Raciborza.
Ostatni sezon na szachowym szczycie zanotowali w 2015 roku. – Dwa lata wcześniej uzyskaliśmy drugą lokatę w rywalizacji II ligi, sytuacja powtórzyła się w kolejnym sezonie. Gra w Exstralidze była ogromnym zaszczytem, ale i wyzwaniem. Piekielnie trudno jest się tam dostać, a jeszcze ciężej utrzymać. Stawkę tworzy dziesięć drużyn, które mają w składach samych arcymistrzów, my mieliśmy jednego – Krzysztofa Jakubowskiego. Niestety, spadliśmy do niższej ligi, ale i tak byliśmy zadowoleni ze stylu naszej gry. Żadnego spotkania nie przegraliśmy do zera, urwaliśmy punkty rywalom – cieszy się Piotr Chrobak, dodając, że w najbliższym sezonie raciborscy szachiści znów powalczą o wejście do najbardziej elitarnej ligi w kraju.
Mistrzowie z dawnych lat
Podczas jubileuszu niejednemu zakręciła się łezka w oku. Większość do siedziby KSz Silesia Racibórz przybyła znacznie przed wyznaczonym czasem, nie mogąc doczekać się sentymentalnego spotkania i lawiny anegdot, obrazków zatrzymanych w pamięci i opowieści spinających klamrą ostatnie dwadzieścia pięć lat klubu. Niektórzy specjalnie na tę okazję przyjechali z zagranicy, ale, jak sami przyznali, nie czuli by się dobrze, gdyby nie pojawili się tutaj w tak ważnym momencie.
Klub przez lata był dla nich oczkiem w głowie, a jego siedziba, składająca się z zaledwie dwóch malutkich pokoików, gdzie stoliki z szachownicą niemal stykają się kantami, drugim domem lub – jak oceniają – ostoją, miejscem, gdzie zapominali o problemach dnia codziennego i przenosili się do świata dla nich magicznego. Świata królewskiej gry, którego specyfiki nie da się opisać prostymi słowami.
Dla Marka Stryjeckiego, wychowanka Silesia Racibórz, wielokrotnego medalisty mistrzostw Polski i świata, dziś już mało czynnego zawodnika, szachy były zawsze pojedynkiem na intelekt, możliwością zmierzenia się z drugą osobą pod kątem tego, kto szybciej myśli, lepiej liczy i ma większą wyobraźnię. – Zawsze nazywałem to umiejętnością tworzenia czegoś szczególnego na szachownicy. Nie mam ani talentu plastycznego ani artystycznego, więc szachy stały się dla mnie rodzajem twórczości, który mi bardzo odpowiada – wyjaśnia Stryjecki.
Jak dodaje, w niedzielę spotkał się z wieloma dawnymi znajomymi po raz pierwszy od wielu lat. – To dobry czas do rozmów o wspólnych momentach, które przeżyliśmy, podsumowań, ale i myśleniu o przyszłości. Dzisiejszy dzień nastroił mnie bardzo pozytywnie, w pamięci mam mnóstwo wspaniałych chwil, które spędziłem nie tylko tutaj, ale również na terenie całej Polski i świata – szachista wskazuje na zdjęcia wypełniająca przestrzeń na jednej ze ścian. Czy mógłby wybrać kilka pojedynków, które pamięta najbardziej? – Z tym będzie problem, bo w głowie mam jedynie poszczególne partie oraz ruchy, z których jestem szczególnie dumny. Właśnie takie obrazki utkwiły mi w pamięci – nie kryje Stryjecki, o którym pisaliśmy na łamach „Nowin Raciborskich” ponad dwa lata temu w cyklu „Ikony Raciborskiego Sportu” w następujący sposób: „ Trudno grą w szachy poruszyć ludzi, przesunięciem figury wskrzesić iskrę rozpalającą ich emocje, a korzystając z zakamarków swego analitycznego umysłu rozegrać partię, której widzowie długo nie wyprą z pamięci. Marek Stryjecki królewską grą zarażał na tyle skutecznie, że dzięki niemu dla wielu osób to właśnie szachownica stawała się narzędziem dającym wytchnienie od rzeczywistości”.
Szachy kontra komputer
Dla młodych szachistów Stryjecki, wspomniani wyżej instruktorzy oraz o wiele bardziej doświadczeni zawodnicy są ogromną inspiracją. Nic więc dziwnego, że Silesia przez lata wychowała mocną grupę juniorów, którzy drużynowo wygrali kolejno ligę okręgową, mistrzostwa Śląska oraz awansowali do II oraz I ligi. Wśród najbardziej wyróżniających się młodych pasjonatów królewskiej przed laty byli między innymi: Michał Obruśnik, Kacper Polok, Victor Gazik, Kamil Kalinowski, Veronika Gazikowa, Jacek Nitychoruk, Aleksandra oraz Mateusz Wieczorek oraz Paulina Suchanek. Wielokrotnie reprezentowali klub w finałach mistrzostw kraju, a najlepsi z nich startują obecnie w rozgrywkach drużynowych seniorów.
– Jednym z naszych głównych celów było zawsze szkolenie najmłodszych, bo to oni będą stanowić w przyszłości o sile klubu. Współpracujemy z SP13 w Raciborzu, której uczniowie uczęszczają do nas na zajęcia. Nie ukrywam, że obecnie trudno jest odciągnąć dzieci sprzed komputera i przekonać do szachów, do których przecież trzeba mieć cierpliwość. W tej grze nic nie przychodzi łatwo, niezbędne są lata ciężkiej pracy, doskonalenia umiejętności, a przede wszystkim chęci – twierdzi Piotr Chrobak, a Marek Stryjecki dorzuca: – Moim zdaniem młodzieży nie trzeba przekonywać do tej gry. Jeśli ktoś poczuje w sobie głód intelektualnej rozgrywki i chęć wyostrzenia koncentracji, z pewnością sam trafi do klubu i pozostanie w nim na długo.
MAD