O szpitalu, czarodziejskiej różdżce i frakcji głubczyckiej
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Są takie tematy, że choćby człowiek na głowie stanął, żeby było śmiesznie, zawsze na końcu wychodzi nie do śmiechu. Tak jest na przykład z naszym szpitalem. No, ale tak całkiem się nie poddam i zacznę od starego żydowskiego dowcipu.
Chaim, który prowadzi interes handlowy, dzwoni z pytaniem do bardziej doświadczonego przyjaciela.
– Mosze, ile to jest dwa razy dwa?
Rozmówca zamyślił się i odpowiedział pytaniem.
– A kupujesz czy sprzedajesz?
Tak mi się jakoś widzi, że podobnie jest z naszym szpitalem, czyli jak jest potrzeba to trąby sukcesu dmą jak pod Grunwaldem, a za chwilę ktoś machnie czarodziejską różdżką i lecznica nagle staje nad przepaścią. W praktyce wygląda to tak, że raz czytam w gazetach, że są same sukcesy: a to szpital dostał drugą grupę w sieci szpitali (czyli będzie finansowe eldorado), a to będzie tworzył szpitalny oddział ratunkowy za wiele milionów, to znów (za jeszcze więcej milionów) zamontuje pompy ciepła i panele fotowoltaiczne, żeby produkować własny prąd. Ale jeszcze się człowiek nie zdąży tym dobrze nacieszyć i, pstryk – zmiana o 180 stopni. Zapowiadają ograniczenia przyjęć pacjentów, wstrzymanie operacji, a dyrektor pomstuje na cały świat i puka do starosty z prośbą o umorzenie kolejnej pożyczki.
Jakby tak człowiek był słabego serca to z samych tylko tych zwrotów akcji można by zawału dostać. Choć te ostatnie to akurat chyba leczy nie szpital, tylko jakaś prywatna firma, która umościła się w szpitalu, więc może pacjent miałby większe szanse. No więc, że pacjenci w strachu to nie dziwota. Ale ostatnio przeczytałem (patrz nowiny.pl), że nawet lekarzom robi się nerwowo. Jeden doktor (Stanisław Płonka) szczerze wyznał w komentarzu: „Miałem zamiar coś napisać o tej reformie (dot. sieci szpitali – red), która będzie miała skutki Irmy, ale wymazałem tekst. Już mi się nie chce. Trzeba robić swoje i czekać na lepsze czasy. Ale obawiam się, że nie dożyję”. Do tego dyrektor raciborskiego szpitala zapowiada:
„Będziemy musieli unikać pacjentów żeby przeżyć”. Chodzi mu głównie o niechciany najazd pacjentów z Głubczyc, ale samo to, że szpital ma „unikać pacjentów” to przecież normalnemu człowiekowi nie mieści się w głowie i odbiera to jak jakiś horror.
Dlatego dla dobra wszystkich raciborzan, zdrowych (jeszcze) i chorych, apeluję by ktoś wreszcie jasno odpowiedział na pytanie, jak to naprawdę jest z tym szpitalem? A pacjentów z głubczyckiego uspokajam: w Raciborzu frakcja głubczycka tzw. OGL wciąż trzyma się nieźle, więc nikt wam raczej krzywdy nie zrobi.
bozydar.nosacz@outlook.com