Diamentowe gody w Ponięcicach
23 września 2017 r. jubileusz diamentowych godów (60–lecia pożycia małżeńskiego) obchodzili państwo Magdalena i Karol Urbas z Ponięcic.
Poznali się w 1955 r. w Bierawie. Młoda Magda uczyła się szyć w tamtejszym klasztorze, gdy do wioski, na chrzest u brata, przyjechał Karol. Młodzi od razu wpadli sobie w oko. Od tej pory chłopak często jeździł z rodzimych Ponięcic do swojej wybranki w Jasionach (powiat Krapkowicki). W tym czasie Karola powołano do wojska. Wysłano go do korpusu górniczego, dzięki czemu mógł odłożyć trochę pieniędzy na wesele. – W moim domu było nas ośmioro rodzeństwa. Wychowywała nas sama matka, bo ojciec zmarł zaraz po wojnie – wspomina jubilat. Ślub wzięli w Jesionach, kiedy Karol był jeszcze w połowie służby. Zamieszkali z rodzicami Magdy do 1961 r. W tym czasie urodzili się ich najstarsi synowie Henryk i Joachim. Gdy okazało się, że nikt z rodzeństwa Karola nie chce zostać na gospodarstwie w Ponięcicach, młoda rodzina się tu przeprowadziła. To były dla nich ciężkie czasy. Pomimo, że mieli całe gospodarstwo (ok. 3 ha), to cały dochód z roli musieli przeznaczać na remont domu i spłatę spadku rodzeństwa Karola. A dom w Ponięcicach choć stoi od 1898 r., wówczas nosił jeszcze poważne blizny po drugiej wojnie światowej. – Spadła tutaj ruska bomba zapalająca. Nasz dom ugasili Niemcy, ale i tak był w połowie zniszczony. Pamiętam jak całą rodziną odbudowywaliśmy mury – wspomina te czasy pan Karol. Magda jako młoda dziewczyna również pamięta czasy wojny. – Nad naszą wioską przez cały czas latały wojskowe samoloty. To przez fabrykę w Zdzieszowicach. Często słyszeliśmy wystrzały i wtedy puszczali nas ze szkoły do domu. A w domu całe okna się trzęsły – opowiada jubilatka.
Na swoim
W Ponięcicach Urbasom urodziły się kolejne dzieci: Leonard, Brygida i Stefan. Magda pilnowała ogniska domowego, opiekując się jeszcze teściową. Karol przepracował 30 lat w raciborskiej betoniarni. Po powrocie z tej pracy do domu miał jeszcze sporo zajęć na gospodarstwie. – Ja też miałam robotę na okrągło. Czasem szłam spać o pierwszej w nocy, bo tak długo szyłam ubrania dla dzieci – wyjaśnia żona. – To były ciężkie czasy. Dopiero teraz, jak jesteśmy na emeryturze, mamy spokój – wzdychają oboje.
Jak więc wygląda ich codzienność? – Wstajemy rano i włączamy Radio Maryja. Karol idzie nakarmić kury, psa i kota, a ja robię wtedy śniadanie – mówi pani Magda. – Potem bierzemy tabletki i powoli szykujemy obiad. Ja obieram ziemniaki, bo Magda już tak dobrze nie widzi – dodaje pan Karol. Po obiedzie odmawiają różaniec, odpoczywają i dzień zmierza ku końcowi. Dom mocno ożywa, gdy w odwiedziny przyjeżdżają wnuki albo prawnuki. Tych pierwszych jest 12, drugich 15. – Mamy bardzo dobry kontakt z rodziną. Z sąsiadami również. Zresztą w Ponięcicach zawsze była zgoda – mówią jubilaci. A co najbardziej podoba im się w ich wiosce? – Mi najbardziej to, że w 2004 r. wybudowali nam kościół i nie musimy już jeździć na msze do Grzędzina – mówi pani Magda. Do centrum parafii mieli godzinę drogi pieszo. – Już jako sołtys za tym chodziłem – dodaje pan Karol, który już na emeryturze przez dwie kadencje sołtysował Ponięcicom. Jubilatowi podoba się jeszcze to, że w wiosce jest spokój i zgoda. – Z nikim się nigdy nie wadziliśmy – zapewnia.
Idź spać w zgodzie
Nam już nic więcej nie potrzeba – mówią dziś Magda i Karol Urbas. Karol czasem idzie jeszcze do warsztatu, gdzie lubi majsterkować. Niedawna rana na ręce wskazuje, że nadal ciągnie go do stolarki. W tym kierunku kończył przecież szkołę. – Już na emeryturze sam zrobiłem schody w domu, albo postawiłem altankę w ogrodzie – mówi z dumą. Poza tym zbiera maliny i kosi
trawę w ogrodzie. Jego żona ogląda na niemieckim kanale serial „Zakazana miłość”. Co jeszcze daje im radość? – To, że potrafimy sami się poruszać i zrobić wokół siebie. To, że jak prosimy, to zawsze nas zawiozą do kościoła. I kiedy odwiedzają nas wnuki z rodziną – odpowiadają. Co powiedzą młodym, kiedy zaczną pytać jak dawali sobie radę w trudnych chwilach? – Zawsze musieliśmy na sobie polegać, nawet jak było ciężko. Czasem trzeba powiedzieć swoje, a czasem lepiej przemilczeć. Ale zawsze gdy szliśmy spać, to już była zgoda – mówią z satysfakcją.
Na ich diamentowe wesele w Łubowicach zjechało ponad 60 członków rodziny. Ze specjalną wizytą do domu Urbasów przyjechał sam wójt A. Pieruszka. Redakcja Nowin Raciborskich dołącza do wszystkich życzeń. Mamy nadzieję na spotkanie z okazji kolejnego jubileuszu.
Marcin Wojnarowski