Jak zarobić na smogu w Walentynki
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
O tym, że walentynki to dobry biznes wiadomo w Polsce od jakichś 25 lat. Ale właśnie dotarło do mnie, że z okazji święta zakochanych można zarabiać także na… smogu. W internecie znalazłem urocze maski antysmogowe w czerwone serduszka. Czyż to nie prezent romantyczny i świadczący o trosce o zdrowie ukochanej osoby?
Właściwie walentynkowe maski w ofercie handlowej nie powinny dziwić, bo Starostwo Powiatowe w Raciborzu ostrzega przed smogiem m.in. osoby „cierpiące z powodu chorób serca”. No a przecież najgorętsi czciciele walentynek, czyli zakochani, to osoby, w jakimś sensie, chore na serce, więc wszechobecny smog może im szczególnie zaszkodzić.
Jak to jednak często bywa, to co jednym szkodzi, drugim przynosi pieniądze. Niedawno „Polityka” donosiła, że producenci masek antysmogowych rozkładali się już nawet na warszawskich targach mody i designu. Toteż w internecie jest już tego asortymentu do wyboru, do koloru: nadrukowane czerwonymi serduszkami, obszywane misiem, wyszywane cekinami, z filtrami HEPA i bez, i Bóg wie jakie jeszcze. Króluje oczywiście „chińszczyzna”, choć akurat w tym przypadku zastanawiam się czy to źle, bo przecież spora część Chińczyków stale żyje w tak paskudnym smogu, że ledwie odróżnia dzień od nocy. Doświadczenie w tym zakresie powinni więc mieć niezgorsze.
Kolejny „hit”, który pojawia się po wpisaniu do wyszukiwarki hasła „smog”, to domowe oczyszczacze powietrza. Ich producenci obiecują, że przerobią ci mieszkanie na sanatorium, a przy okazji nawilżą je tak, że, jak przypuszczam, zaczną w nim rosnąć prawdziwki. Wystarczy jeszcze tylko dokupić fototapetę z widokiem kojącego, zielonego lasu i można zacząć uprawianie zdrowych spacerów bez opuszczania domowego zacisza.
No, ale na wszelki wypadek można się też zaopatrzyć w kosmetyki ze specjalnych linii antysmogowych, które wprowadza coraz więcej producentów. Są to głównie kremy zawierające przede wszystkim węgiel aktywny oraz tzw. zieloną glinkę (cokolwiek to znaczy), ale znalazłem też „mgiełkę antysmogową”, którą producent radzi spryskiwać twarz przed wyjściem na zewnątrz. Z czego składa się ta „mgiełka” nie udało mi się ustalić.
No i na koniec, gdyby podstępny smog chciał nas zaskoczyć nagle i nieoczekiwanie, można się jeszcze wyposażyć w specjalne sensory, czyli wykrywacze trujących substancji i pyłów. Mogą być domowe, ale też mobilne, które wpina się elegancko w klapę marynarki lub płaszcza, jak kiedyś znaczek honorowego krwiodawcy.
Moim zdaniem trudno będzie jednak komukolwiek przebić pomysł pewnego holenderskiego artysty, który chce za pomocą specjalnych wież wyłapywać z powietrza cząsteczki smogu i robić z nich kamyki, a z tych produkować…biżuterię. Dla zakochanych ekologów – istny „must have”.
A z okazji walentynek życzę wszystkim dużo świeżego powietrza i własnego rozumu. Tego ostatniego jeszcze w internecie (chyba) nie sprzedają, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu.
bozydar.nosacz@outlook.com