Cuda pana wicestarosty, czyli gdzie jest pies pogrzebany w konkursie na dyrektora Zamku Piastowskiego
- Co prawda, raz już oświadczyłem że nie będę się więcej wypowiadał na temat tego nieszczęsnego konkursu na dyrektora zamku piastowskiego, ale starostwo czyni tak usilne i nachalne wysiłki by uwiarygodnić uczciwość konkursu, że czuję się jednak w obowiązku przedstawić swoje stanowisko - pisze do redakcji Zbigniew Woźniak.
List do redakcji
Co prawda, raz już oświadczyłem że nie będę się więcej wypowiadał na temat tego nieszczęsnego konkursu na dyrektora zamku piastowskiego, ale starostwo czyni tak usilne i nachalne wysiłki by uwiarygodnić uczciwość konkursu, że czuję się jednak w obowiązku przedstawić swoje stanowisko.
Na łamach Nowin Raciborskich z dnia 20 lutego zamieszczone zostało omówienie autorskiej koncepcji organizacyjnej, finansowej i programowej zwyciężczyni konkursu. Czytając ją od razu odniosłem wrażenie jakbym już gdzieś się z tymi pomysłami spotkał. Sięgnąłem więc do źródeł, tj. do mojej koncepcji, którą złożyłem w starostwie 30 listopada ub.r. do I edycji konkursu oraz do koncepcji p. Jakackiej. Zacząłem je porównywać (na wszelki wypadek, skan mojej koncepcji przesłałem do redakcji NR).
Koncepcja p. Jakackiej zakłada budowanie marki „Zamek Piastowski” poprzez „Opracowanie strategicznych koncepcji związanych z nazwą (obecnie zbyt długą i trudną do zapamiętania)” „Przeprowadzenie procesu rebrandingu w obszarze identyfikacji wizualnej (strona www, logo...)” . U mnie sformułowane jest to następująco: „Stworzyć, utrwalać i promować rozpoznawalną markę (brand) Zamek Piastowski w Raciborzu, łatwą do zapamiętania, rozpoznawalną w kraju i za granicą, posiadającą dobre logo i skrót. Nazwa AGENCJA PROMOCJI ZIEMI RACIBORSKIEJ I WSPIERANIA PRZEDSIĘBIORCZOŚCI NA ZAMKU PIASTOWSKIM W RACIBORZU jest trudna do zapamiętania. Zmienić (i uaktualnić) stronę internetową Agencji na nowocześniejszą, bardziej funkcjonalną. Zmienić aktualne logo – które jest mało czytelnym obrazkiem – na dobre i pasujące do tworzonej marki.
Dalej czytamy, że do powyższych działań p. Jakacka chce zaangażowania „do działań promocyjnych potencjału lokalnych ambasadorów – twórców kultury i rozrywki, pasjonatów, przedstawicieli organizacji pozarządowych”... W mojej wersji brzmiało to: „Powołać Radę Programową Agencji, rodzaj think tanku, spośród ciekawych i znanych z niekonwencjonalnego myślenia mieszkańców Raciborszczyzny, której celem byłoby inspirowanie działań, wymyślanie i „rzucanie” nowych pomysłów, szukanie ciekawych wzorców i rozwiązań”.
Wizja nowej p. dyrektor „nastawiona jest na działania lokalne i ponadregionalne, budujące pozycję i wizerunek powiatu oraz zachęcające do współpracy i kontaktów nowych odbiorców, beneficjentów i współdziałaczy”. U mnie natomiast zapis wyglądał następująco: „Aby Agencja mogła się rozwijać i rozszerzać swą działalność, musi cieszyć się prestiżem społecznym, co osiągać należy przez jej jej mocne zakorzenienie w środowisku i regionie, czerpanie z tradycji lokalnych, podtrzymywanie i rozwijanie związków z miejscowymi organizacjami i instytucjami oraz firmami, budowanie tożsamości w oparciu o potencjał lokalny”.
Ambitnym planem pani Jakackiej mają być „Dni Powiatu Raciborskiego – coroczna impreza integracyjna dla placówek kulturalnych gmin powiatu” a do tego jeszcze trzeba „otworzyć zamek na nowe inicjatywy i trendy kulturowe oraz poszerzyć ofertę imprez promujących kulturę (głównie raciborską i śląską), której celem będzie prezentacja lokalnej kuchni, muzyków, artystów ludowych, lokalnych twórców, rękodzielników, rzemieślników”...)
W moim dokumencie wyglądało to następująco: Zapoczątkować na zamku doroczny festiwal (...) np. „Festiwal Kultury Małych Ojczyzn Gmin Powiatu Raciborskiego”, „Festiwal Pierogów” dla wszystkich gmin naszego powiatu (...). Może mały raciborski Oktoberfest na zamkowym dziedzińcu, połączony z występami miejscowych wykonawców, zwiedzaniem zamku, browaru i promocją piwa z Raciborza? Można by wypożyczyć z Muzeum w Raciborzu ekspozycję związaną z warzeniem piwa.
Po wymienieniu wszelkich odbywających się już tradycyjnie na zamku imprez, takich jak targi, warsztaty, konferencje, wystawy itp., p. Jakacka wymienia jeszcze – „Targi Ślubne”. W moim programie sformułowałem to następująco: Współorganizować na zamku typowo komercyjne imprezy, jak np. regionalne Targi Ślubne.
Trochę sporo tych analogii i podobieństw, a jest ich w obu programach znacznie więcej.
Możliwe są tylko dwa wytłumaczenia. Po pierwsze, mógł się zdarzyć cud, ale nie wszyscy w cuda wierzą.
Mogło jednak być i tak, że beneficjentka „zapoznała się” z moim programem i wcale nie musimy w to mieszać p. Wacławczyka. Mogła zatem dotrzeć do mojego dokumentu albo tylko posłuchać relacji z mojej prezentacji przed komisją. Tak, czy owak, oznacza to że przewodniczący komisji konkursowej, wicestarosta Kurpis, w najlepszym przypadku, coś źle zorganizował i to na nim spoczywa odpowiedzialność za „cuda” z konkursem związane.
Inną kwestią do wyjaśnienia pozostaje stosowanie przez p. Kurpisa różnych ocen do podobnych kwestii. Moje propozycje zyskały u niego rekordowe (in minus) dwa punkty (a w drugiej edycji nawet jeden punkt (pewnie założył, że w ciągu kilku tygodni między pierwszym a drugim konkursem zgłupiałem). A propozycje p. Jakackiej (niektóre bardzo dobre, w większości jednak będące prostą kontynuacją realizowanych od lat praktyk w agencji lub będące fantazjami nt. nieograniczoności budżetu, szczodrości starostwa [„negocjowanie z organem założycielskim wysokości dotacji”] i łatwości pozyskania środków zewnętrznych) zyskały u niego aż 8 punktów.
Usprawiedliwieniem dla p. Kurpisa może być to, że beneficjentka przedstawiła „spójną koncepcję” i oczarowała wielką ilością uczenie brzmiących anglojęzycznych terminów (Open Space Technology, World Cafe, Booksprint, content marketing, kampania storytellingowa, influencerzy itd.) oraz propozycją sylwestrowego pokazu laserów na zamku. Tylko że taki pokaz, akurat w noc sylwestrową, to wydatek na poziomie 10% rocznego budżetu całej agencji a tu... nawet na węgiel brakuje, bo zdrożał, a budynek ogrzewać trzeba... Ale „budżetowiec” „budżetowca” w lot zrozumie...
Szkoda natomiast, że w programie nowej p. dyrektor nie ma nic o kulturze wysokiej, jak również brak pomysłu na rozwiązanie problemu z niezbędną na zamku restauracją, na której „padło” już trzech restauratorów a w najnowszym przetargu brak chętnych...
Podsumowując, potwierdzam moją dotychczasową tezę, że cały ten „konkurs”, od początku do końca, brzydko pachnie i jest podręcznikowym przykładem w temacie „jak nie należy organizować konkursów na dyrektora” a jednocześnie policzkiem dla demokratycznych zdobyczy społeczeństwa lokalnego związanych z samorządnością. Odpowiedzialnym za to wszystko jest wicestarosta Kurpis, który na każdym etapie, z uporem godnym lepszej sprawy, zrobił wszystko bym dyrektorem na zamku nie został. Żeby było śmieszniej, po I edycji, z właściwą sobie dwulicowością, jeszcze mnie namawiał bym startował ponownie... Widocznie uznał, że skoro odważyłem się zakwestionować rzetelność protokołu z I edycji konkursu, to dwa punkty które mi przyznał to za dużo, więc „dowali mi” jeszcze bardziej, dając tylko jeden punkt.
P.s. Moje obawy, że wielkie pieniądze na multimedialne muzeum Przemyślidów i Piastów mogą nie zostać przyznane i propozycja, by w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego znaleźć inwestora, który na zdrowych zasadach i z obopólną korzyścią zainwestuje swoje pieniądze, zostały ocenione jako „nadmierna komercjalizacja”. A tu nagle – jak obawy się spełniły – czytamy w mediach, że starostwo rozważa podjęcie partnerstwa publiczno-prywatnego w kwestii muzeum. To i tak dobrze, bo stare przysłowie mówi że „tylko krowa nie zmienia zdania”...
Zbigniew Woźniak