Emocje wspólnych spotkań nigdy nie opadają w klasie Vc
Spędzili pięć lat w klasowych ławkach i pomimo że los rzucił ich w różne miejsca, nigdy nie rozstali się tak do końca. W tym roku, 50 lat po maturze absolwenci klasy Vc Technikum Mechanicznego w Raciborzu znów zorganizowali zjazd klasowy, by razem świętować i przywołać w pamięci czasy sprzed egzaminu dojrzałości w 1968 r.
– Byliśmy pierwszym rocznikiem, który rozpoczął naukę w nowo wybudowanej szkole w 1963 r. – wspomina swą klasę, od początku naznaczoną niezwykłością Stanisław Szkoc, działacz solidarnościowy, nieformalny przywódca ideologiczny „Solidarności” ZEW, obecnie mieszkający w Niemczech, gdzie wyjechał zaraz po powrocie z internowania.
Przed 55 laty próg szkolny przekroczyło 44 chłopaków klasy Ic, spośród których do matury dotrwało 32. Co więcej, spośród nich wyższe studia podjęło 19, w tym pięciu na tym samym wydziale Politechniki Śląskiej. – Z kolegami gliwickiej uczelni też spotykamy się systematycznie co pięć lat – zapewnia przedsiębiorca, członek Śląskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i jednocześnie wiceprzewodniczący Rady Seniorów Mieczysław Łapin.
W gronie uczniów Vc nie brakuje wybitnych jednostek, które osiągnęły sukcesy zawodowe, a wśród nich jest m.in. Marian Dolipski, profesor Politechniki Śląskiej, prorektor i dziekan jednego z wydziałów tej uczelni oraz inny zdolny absolwent, który zdawał maturę już w Niemczech, gdzie został pułkownikiem Bundeswery. – Po studiach sześciu z nas, jako nauczyciele dochodzący wykładaliśmy przedmioty zawodowe w naszym Technikum Mechanicznym – dodaje Stanisław Szkoc.
Pomimo że z przerwami spotykają się cyklicznie już pół wieku, zjazdy klasowe zawsze dostarczają wiele emocji, wspomnień i wzruszeń. I tym razem było podobnie, jak przed pięciu laty. – Chęć udziału w jubileuszowej uroczystości wyraziło 21 osób, faktycznie na spotkanie przybyło nas 19. Spośród ośmiu mieszkających na stałe za granicą tylko jedna osoba nie zdecydowała się na przyjazd do Raciborza. Z sześcioma kolegami nie spotkamy się już nigdy – ubolewa Mieczysław Łapin.
Dopisali też nauczyciele, jak zawsze aż z Sanoka przyjechała matematyczka Krystyna Leszczyńska, obecni byli państwo Młynarczykowie, Florian Burek i Jerzy Gizowski. Niestety, ze względu na stan zdrowia nie dojechała wychowawczyni klasy, polonistka Mirosława Wrzesińska, ale przesłała swym uczniom życzenia i kwiaty.
– Początkowo, po ukończeniu szkoły spotykaliśmy się niemal co roku, czasem mniej oficjalne, spontanicznie w grupie kilku osób – mówi o trwałych przyjacielskich relacjach pan Szkoc.
Tegoroczny zjazd rozpoczął się tradycyjnie w Mechaniku, gdzie absolwentów klasy Vc powitał wicedyrektor szkoły Marek Chrobok. Momentem, który rozluźnił atmosferę było odczytanie listy obecności, od czego niemal zawsze zaczynała się lekcja. Chwila nie pozbawiona była humoru, bo i tym razem pojawił się spóźnialski. Potem jeszcze wspólne zdjęcie.
– W okresie od szkoły średniej do matury z chłopców staliśmy się mężczyznami, to bardzo emocjonalny okres. Następuje on w każdej grupie klasowej, tylko nie zawsze zażyłość jest tak silna, jak w naszej klasie. Przykładem jest tegoroczne spotkanie, na które przyjechałem na tydzień wcześniej i czułem, że koledzy już nim żyją. Emocje nie opadły jeszcze do tej pory. Wspomnienia, więzi, przyjaźnie za każdym razem ożywają na nowo – przyznaje Stanisław Szkoc.
Absolwenci klasy Vc nigdy nie rozstali się na dobre. A znajomość trwa czasem dłużej niż pół wieku, ponieważ pan Szkoc kończył Mechanik z czwórką swych kolegów, z którymi po raz pierwszy spotkał się w nieistniejącym już przedszkolu przy ul. Koszarowej, a obecnie Dąbrowskiego. Raz zawiązane koleżeńskie relacje przetrwały próbę czasu, pomimo że ponad połowa uczniów dojeżdżała do Mechanika spoza miasta, a nawet Pszowa czy Rybnika.
W klasie – jak zwykle to bywa – nie było nudno, bo oprócz normalnego szkolnego rygoru, zdarzały się chwile odstające od uczniowskiej normy. W pamięć zapadł im kolega, który założył się, że na dużej przerwie przepłynie Odrę, tam i z powrotem. A wszystko wydarzyło się w lutym. Zakład wygrał, ale resztę lekcji przesiedział w mokrym ubraniu i z dala od innych uczniów, ponieważ zapach jaki wokół niego się roztaczał, tylko potwierdzał, że Odra nie należy do najczystszych rzek.
– Oczywiście chodziliśmy też na wagary. Kiedyś nie chcieliśmy pisać klasówki, poszliśmy więc pograć w piłkę na Spójnię. Gdy wróciliśmy, nauczyciel ze spokojem zagonił nas do roboty. Czas po lekcjach spędziliśmy na zrzucaniu ogromnej hałdy węgla do szkolnej kotłowni. Karę przyjęliśmy z pokorą a na końcu ze śmiechem – opowiada pan Szkoc.
Chwali też swoją klasę za niezwykłą aktywność. – Garnęliśmy się do działania. Połowa naszych chłopaków należała do harcerstwa, tego prawdziwego, które wyrosło po odwilży październikowej i bardzo dużo nas nauczyło, np. punktualności. Za naszych czasów powstała spółdzielnia uczniowska, której opiekunką była Krystyna Leszczyńska. Mietek prowadził w szkole sklepik, gdzie trafiały w komis podręczniki szkolne, a na długiej przerwie sprzedawaliśmy ciastka. Występowaliśmy w „Estradzie Gołowąsów”, a nasz kabaret szkolny zapraszano do różnych szkół i instytucji np. domów spokojnej starości – opowiada o inicjatywach klasowych pan Szkoc.
– W szkole jest tablica, na której upamiętniono rekordy szkolne, a niektóre odniesione przez uczniów naszej klasy do dziś nie zostały pobite – dodaje Mieczysław Łapin. Ponadto pan Szkoc organizował szkolny turniej szachowy dla 33 klas oraz działało kółko fotograficzne. – To były wesołe chwile, które również nas łączyły i dziś na spotkaniach, dzięki tym dodatkowym aktywnościom, mamy co wspominać – mówią absolwenci klasy Vc.
Na ostatnim zjeździe pan Stanisław zaproponował, aby odejść od okrągłych jubileuszy: – Nie spotykajmy się co pięć lat, ale na przykład co dwa i pół roku. Nie czekajmy aż odejdą na zawsze kolejne osoby z naszego grona – rzucił na wiatr ziarno zachęty, które być może zakiełkuje. I dodał z przekonaniem: – My tęsknimy do kolejnych zjazdów, bo lubimy się spotykać i to jest sensem naszego działania.
(ewa)