Powołanie
Siostra Dolores z klasztoru Annuntiata przedstawia.
Czym jest powołanie? Jan Paweł II mówił, że darem i tajemnicą. Każdy powołany do stanu zakonnego czy kapłańskiego mógłby podzielić się swoją osobistą historią powołania, bo każdy z nas jest niepowtarzalny, a Pan Bóg nie lubi się powtarzać.
Jak to było u mnie?
Długo szłam przez życie swoimi drogami nosząc poczucie pustki, jakiegoś niespełnienia. Marzyłam o rodzinie, kochającym mężu, dzieciach i byłam zamknięta na to, co Pan Bóg miał w planie wobec mnie. Długo byłam zamknięta na Bożą drogę. Pracowałam, próbowałam układać swoje życie osobiste, podróżowałam (podróże stały się dla mnie ucieczką)… Niemniej w sercu miałam wciąż i niezmiennie trudną do określenia pustkę. I przyszedł taki czas, kiedy Pan Bóg wyprowadził mnie na pustynię, aby mówić do mojego serca. Tą pustynią był dla mnie czas, kiedy mieszkałam sama w jednym z miast na Śląsku. Był to dla mnie etap ogromnej walki duchowej i oczyszczania. Do tej pory zawsze z kimś dzieliłam życie – z rodzicami, z siostrą, z przyjaciółmi, nigdy sama. Kiedy człowiek zostaje sam ze swoimi myślami, z samym sobą, ma szansę prawdziwie spotkać Boga.
Na 30. urodziny udałam się na rekolekcje do oo. dominikanów w Korbielowie. Poznałam tam dziewczynę, która wcale mnie nie znając, zapytała przy kubku kawy, czy nigdy nie myślałam o klasztorze. Zaczęłam wtedy niesamowicie płakać. To był taki płacz od środka, jakby Duch Święty płakał we mnie z tęsknoty za Bogiem. Po powrocie do domu zaczęłam rozmyślać nad tym, co się stało. Powiedziałam Panu Bogu: dobrze, skoro tak, to ja się nad tym zastanowię. Wysłałam kilka e-maili do różnych zgromadzeń. Jednym z kryteriów, którymi się sugerowałam była szczególna cześć do Ducha Świętego. I tak trafiłam na rekolekcje rozeznaniowe do naszego Zgromadzenia – Zgromadzenia Sióstr Misyjnych Służebnic Ducha Świętego.
Droga powołania
Gdy później w postulacie analizowałam drogę mojego powołania, przypominały mi się znaki, które Pan Bóg dawał mi po drodze, a na które byłam ślepa. Kiedyś na przykład natrafiłam na świadectwo siostry zakonnej w Internecie i w trakcie jego czytania zapłakałam. Dlaczego? Nie wiedziałam. Jakaś struna została poruszona. Może gdzieś w głębi duszy też tak chciałam, ale po ludzku, myśli o klasztorze były niedorzeczne, wręcz śmieszne.
Droga powołania nie jest dla mnie łatwą drogą. Czas nowicjatu jest czasem oczyszczania intencji, intensywnej pracy nad sobą, czasem, kiedy rozpoczyna się umieranie własnego „ja”, by w pełni mógł zamieszkać we mnie Bóg. Niemniej wierzę w to, że droga, którą wybrał dla mnie Bóg jest drogą najlepszą z możliwych.
Moje powołanie jest powołaniem późnym. Wiele życiowych doświadczeń mam za sobą. Dlaczego akurat teraz? Bóg to wie. On wie, dlaczego ta, a nie inna osoba, ten, a nie inny moment.
To, co mnie urzeka w powołaniu i czyni moją wiarę bardziej autentyczną to ludzka słabość. Bóg nie powołuje Goliatów, ale Dawidów, słabych, kruchych ludzi, od których nie oczekuje doskonałości w działaniu, ale uległości wobec natchnień Bożego Ducha, Bożego prowadzenia. Chodzi o to, by we mnie, w mojej małości i
znikomości objawiła się Boża moc. Podczas gdy świat lansuje modę na bycie wszechstronnym, wykształconym, eleganckim i doskonałym pod każdym względem, Bóg wybiera słabość, niepopularność, małość. To mnie w Bogu urzeka.
Zapomnij o miłości. Liczy się wierność
Kiedyś pewien 97-letni staruszek powiedział do mnie: Zapomnij o miłości, jako uczuciu, to, co się liczy to wierność. Uczucia przemijają, mija zakochanie, pozostaje miłość, jako postawa życiowa, miłość, jako wybór, miłość, jako wierne trwanie bez względu na wszystko. Dzisiejszy świat tak bardzo lansuje hasła wolności i przyjemności. W imię tej wolności i przyjemności rozpadają się rodziny, cierpią dzieci. A to, co najbardziej cenne w każdym wyborze, to trwanie – trwanie zarówno w szczęściu, jak i w chorobie, w dobrych i w złych momentach – taką drogę wybrał dla mnie Bóg – drogę cierpliwego i wiernego trwania w miłości względem Niego, siebie i bliźnich. I dziękuję Mu za ten dar, choć z pewnością na niego nie zasługuję. Dar mojego powołania.
Może czasem czuję się jak sucha, spękana glina, z której nie sposób cokolwiek uformować, nadać kształt. Dzięki strumieniom wody żywej Bożej łaski, kroplom mojego potu i łzom, glina nabiera wilgoci i staje się podatna na kształtowanie. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego…
S. Filipa Barbara Miś SSpS