Pogotowie odsyła go na policję, policja do OPS. I tak w kółko
Pogotowie odsyła go na policję, policja do OPS. I tak w kółko
Dramat starszego raciborzanina
Na pierwszy rzut oka panu Stefanowi* nic nie dolega. Fizycznej formy mógłby mu pozazdrościć niejeden senior. Ciśnienie krwi? Jak u dwudziestolatka – 120/80. Problem tkwi jednak w głowie, a konkretnie demencji starczej. Choroba w ciągu trzech lat sprawiła, że dziarski emeryt stracił kontakt z otoczeniem. Dziś nie potrafi zadbać o siebie i stwarza zagrożenie dla otoczenia. Już dawno powinien trafić do domu pomocy społecznej, jednakże z powodu zawiłych procedur oraz epidemii koronawirusa postępowanie w tej sprawie ciągnie się od miesięcy, a pozytywnego finału wciąż nie widać.
Na początku nie było tak źle
Pan Stefan mieszka w centrum Raciborza. Ma 80 lat. Wdowiec. Emerytowany ślusarz. Nigdy nie palił. Nigdy nie pił. Dobry człowiek. Przez lata nikomu nie wadził. Spokojny, starszy człowiek. Z najbliższej rodziny pozostała mu tylko wnuczka Małgorzata, która od trzynastu lat mieszka w Holandii. Jest jeszcze pani Ela, koleżanka wnuczki, która dogląda pana Stefana w domu. – Trzy lata temu stwierdzono u niego demencję starczą i omamy paranoidalne. Na początku nie było jeszcze tak źle. Gdy go odwiedzałam, robił mi kawę, rozmawialiśmy. Potrafił sobie coś upitrasić – wspomina pani Ela.
Później było już tylko gorzej.
Wędrówki po mieście, odkręcanie gazu
Obecnie zdarza się, że pan Stefan wyjdzie z domu bez spodni. Zrobi zakupy, za które nie zapłaci. Czasem niszczy własne ubrania – tnie buty, spodnie, koszule. Bywa, że wyrzuca przez okno słoiki. Potrzeb fizjologicznych nie załatwia w toalecie. Choć zdarza się, że zajrzy do niej, aby spuścić w klozecie trochę pieniędzy. Ma lepsze i gorsze dni. W czasie tych pierwszych uśmiecha się do policjantów i mówi, że są jego przyjaciółmi. W czasie tych gorszych jest agresywny w stosunku do doglądających go pracowników opieki społecznej, czy ratowników medycznych. Ci ostatni ściągają go z miasta, gdy błąka się po nim bez celu. Jesienią zeszłego roku odkręcił gaz w domu. Interweniowali strażacy wezwani przez zaniepokojonych sąsiadów. – On nie może być sam w takim stanie, ktoś musi się nim zająć – alarmują sąsiedzi.Co prawda spółdzielnia odcięła dopływ gazu do mieszkania pana Stefana, ale to nie rozwiązuje problemu raciborzanina, który wymaga stałej, profesjonalnej opieki.
Sprawa w sądzie
Wnuczka Małgorzata oraz jej koleżanka Elżbieta podjęły starania o umieszczenie pana Stefana w domu opieki społecznej. Z inicjatywy Ośrodka Pomocy Społecznej w Raciborzu jesienią ubiegłego roku rozpoczęło się postępowanie sądowe w tej sprawie. W styczniu sporządzono opinię sądowo-psychiatryczną. Wnioski były jednoznaczne – pan Stefan nie jest zdolny do samodzielnego zaspokajania potrzeb życiowych, potrzebuje stałej opieki, a pozostawienie go bez opieki powoduje stan zagrożenia dla jego życia i zdrowia.
Sędzia również odwiedziła pana Stefana w jego mieszkaniu. Krótka rozmowa wystarczyła do potwierdzenia zeznań wnuczki oraz jej znajomej. Wydawało się, że spraw zmierza do pozytywnego końca. 11 marca Sąd Rejonowy w Raciborzu wydał postanowienie o potrzebie przyjęcia pana Stefan do domu społecznej bez jego zgody. Jednak formalnościom nie było końca. Adwokat z urzędu wystąpił do sądu o sporządzenie pisemnego uzasadnienia w tej sprawie. Otrzymał je 16 kwietnia. Po dwóch tygodniach stwierdził, że brak jest podstaw do zaskarżenia tego postanowienia. Trzeba było kolejnego miesiąca, aby sąd przekazał postanowienie do Ośrodka Pomocy Społecznej w Raciborzu.Teraz raciborski OPS prawdopodobnie przekaże sprawę do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, który z kolei skieruje pana Stefana do domu opieki społecznej. Jeśli będzie wolne miejsce.
Czasu jest coraz mniej
Wszystko to ciągnie się od miesięcy, a przecież stan psychiczny pana Stefana nie poprawia się. Epidemia koronawirusa oraz wprowadzone w związku z nią obostrzenia sanitarne utrudniły kontakt pracowników OPS z chorym. Kolejne interwencje podejmują za to ratownicy oraz policjanci. Po jednej z nich ponownie ściągnięto do Polski wnuczkę chorego mężczyzny.
– Przyjechałam z Holandii. Byłam dwa tygodnie na kwarantannie. Posprzątałam mieszkanie, opiekowałam się dziadkiem, ale w każdej chwili mogę odebrać telefon od pracodawcy, który każe mi wrócić. Na miejscu jest Ela. Ona będzie go doglądać, ale nie może go wziąć do siebie. Przecież ona nie jest z nim spokrewniona, ma czwórkę dzieci, nie mogą zamieszkać razem. On potrzebuje stałej, profesjonalnej opieki. Pogotowie odsyła go na policję, policja do OPS i tak to trwa od miesięcy – kończy pani Małgorzata, prosząc redakcję Nowin o nagłośnienie sprawy. Kobieta liczy, że w ten sposób uda się przyspieszyć procedury.
***
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że w kolejce na przyjęcie do domów pomocy społecznej czeka przynajmniej kilkanaście osób. Czy w przypadku osób pokroju pana Stefana możliwe jest przyjęcie poza kolejnością? Jakimi formami opieki objęte są osoby oczekujące na przyjęcie do domu pomocy społecznej? To tylko część pytań, które skierowaliśmy do Ośrodka Pomocy Społecznej w Raciborzu. Czekamy na odpowiedź.
Wojciech Żołneczko
* Imię celowo zmienione. Prawdziwie imię i nazwisko chorego mężczyzny znane redakcji.