Zamrożeni muzycy
Mówią o sobie, że są pierwszą branżą, której działalność zamroził w czasie pandemii rząd i ostatnią, która zostanie przywrócona do życia. Choć chcieliby zajmować się muzyką do końca świata i o jeden dzień dłużej, niektórzy mogą tej reanimacji nie doczekać.
Wakacji od muzyki nie będzie
Gdy 10 lat temu wodzisławianin Radosław Typek i raciborzanie Joanna Kozłowska-Wilk i Marcin Paurowski zakładali zespół „Gramofon”, postanowili poświęcić się muzyce w stu procentach. Zrezygnowali z karier zawodowych i dali z siebie wszystko, by znaleźć się w czołówce popularnych na Śląsku zespołów weselnych. Dziś boleśnie odczuwają skutki tej decyzji. – Od początku pandemii nie zagraliśmy ani jednej imprezy, w związku z czym nie mamy żadnych dochodów. Żyjemy z oszczędności i znikomej pomocy rządu. Jedno i drugie wkrótce się skończy, więc mamy powody do zmartwień. Straciliśmy 25 procent imprez z tego sezonu, ale liczba ta może się zwiększyć – mówi Radosław Typek.
Pandemia zamknęła ich w domach i ograniczyła do kontaktów telefoniczno-internetowych. – Dało to nam inne, do tej pory niepraktykowane przez nas, możliwości realizacji muzycznych pomysłów. Nagrywaliśmy online filmy, udało nam się nawet wystąpić w telewizji. Było bardzo fajnie, ale chcemy już powrotu do normalności by zająć się muzyką twarzą w twarz – tłumaczy pan Radek, absolwent szkoły muzycznej w klasie skrzypiec i fortepianu. Odmrożenie gospodarki nie przyniosło według niego oczekiwanych rezultatów. – Cieszymy się, że nareszcie możemy wrócić do grania, ale wiemy, że skutki pandemii będą się jeszcze za nami długo ciągnąć. Ludzie wciąż czują strach i niepewność. Boją się planować wesela bo kwestia koronawirusa jest cały czas tematem nr 1 w kraju – tłumaczy.
W planach zawodowych „Gramofon” ma nagranie płyty z autorską muzyką. – Mamy wielką nadzieję, że pandemia wkrótce się zakończy i będziemy mogli spokojniej patrzeć w przyszłość. Kochamy naszą pracę i chcemy to robić „do końca świata i jeden dzień dłużej”. Nie wyobrażamy sobie innej sytuacji – podsumowuje Radek Typek.
Adam „Bassman” Przysiężniuk z „The trAst” wykorzystał pozostanie w domu do napisania utworów do nowej płyty, którą zespół nagrywa w studiu MAQ Records w Wojkowicach. – To jest ta dobra strona epidemii, bo w końcu znalazłem czas na to, co ciągle odkładałem. Kręcimy teraz w Raciborzu klipy do dwóch nowych utworów. Pierwszy jest związany z pandemią i powstał na kanwie wydarzeń, które jako muzyk chciałem skomentować. Drugi to wesoły kawałek „Praca, praca”, w którym pół żartem pół serio pokazujemy pracę w jednym z największych zakładów produkcyjnych w Raciborzu. Wakacji od muzyki nie ma – tłumaczy pan Adam.
Choć skutki obostrzeń związanych z epidemią odczuł finansowo, to nie narzeka, bo wie, że inni muzycy mają jeszcze gorzej. – Odwołano majówki, Festiwal Piwa na Zamku Piastowskim i wiele innych imprez, na których mieliśmy wystąpić. Z naszej perspektywy to dużo, ale musimy sobie jakoś radzić. Mamy kolegów, którzy mieli poukładane trasy koncertowe i ponieśli większe straty. Na razie nie jesteśmy w stanie niczego zaplanować. Czekamy na to, co się wydarzy. Zbieramy pozytywną energię i wykorzystamy ją w odpowiednim czasie, gdy będzie można ruszyć pełną parą – podsumowuje muzyk.
Niech żyje wolność i swoboda
Po 10 latach działalności firmy, Bogdan Bartnicki, założyciel zespołu „Bartnicky Band” i agencji nagłaśniającej BB Group, zamiast zbierać owoce swej pracy, liczy straty. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku jest na minusie półtora miliona złotych. – To miał być bardzo dobry rok, bo działamy nie tylko w Polsce, ale i w Czechach i na Słowacji. Na początku marca mieliśmy zaplanowanych dwanaście koncertów. Nie zdążyliśmy nawet podpisać umów. Za ostatnie oszczędności kupiliśmy jeszcze sprzęt, bo jesteśmy firmą która ma swoje nagłośnienie, swoje oświetlenie, swoje kamery, sceny i ekrany. Ostatnią fakturę wystawiłem 4 marca i funkcjonuję tylko dzięki temu, że żona ma normalną pracę – przyznaje lider zespołu.
Pan Bogdan mówi o sobie, że w papierach jest Czechem i choć jego firma jest zarejestrowana w Polsce i tu płaci podatki, to niewielkie wsparcie finansowe otrzymał od rządu czeskiego, a nie polskiego. – To była jednorazowa wypłata. W przeliczeniu na złotówki to 4 tysiące złotych. Jako nierezydent polski mieszkający od 15 lat w Polsce zostałem pozbawiony możliwości starania się tu o jakąkolwiek pomoc – tłumaczy pan Bartnicki i choć dodaje, że cała branża muzyczna leży, to jednak nie rezygnuje z kolejnych przedsięwzięć. Wraz z czeskim zespołem „Izabel” nagrał utwór „Dwa brzegi”. Teledysk do niego powstał w Cieszynie, mieście, które łączy dwa państwa mostem. Jeszcze do niedawna swobodnie można go było pokonywać. Teraz znowu zaczął dzielić, a Polacy i Czesi po prostu za sobą tęsknią i właśnie o tym jest ta piosenka. – Marzy mi się wolność i swoboda. Oddychanie kulturą i wyjście do ludzi, którzy nas napędzają do działania. Emocje, które przeżywamy podczas koncertów są bezcenne – podsumowuje Bogdan Bartnicki.
Więcej szczęścia ma Piotr Pisarczyk z zespołu „Pompa Band”, bo oprócz realizowania swoich pasji muzycznych na scenie, jest też dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej w Raciborzu, więc nie musi się martwić o bieżące rachunki. – Na początku mieliśmy dołek. Odwołano nam wszystkie firmowe eventy, a klienci indywidualni poprzesuwali imprezy na jesień, albo przyszły rok. Przestały dzwonić telefony i pozostały tylko kontakty na Facebooku. Jako firma skorzystaliśmy z tarczy antykryzysowej, otrzymując trzymiesięczne zwolnienie od zusowskich składek. Jako muzycy wykorzystaliśmy czas zastoju na uzupełnienie bazy utworów i instrumentów oraz pracę nad promocją – mówi Piotr Pisarczyk.
W tym roku żniw nie będzie
Wodzisławska agencja artystyczno-koncertowa „Coral” działa na rynku muzycznym od ponad 20 lat, więc o zawieszeniu czy likwidacji działalności w ogóle nie było mowy. – Na samym początku skorzystaliśmy ze wsparcia rządowego, co utwierdziło nas w przekonaniu, że damy radę. Mamy własne studio nagrań, które mogło działać w oparciu o powierzone nagrania docierające do nas drogą mejlową. Teraz sytuacja się zmieniła i możemy wrócić do studia, co daje nam większą możliwość edycyjną i otrzymanie znacznie lepszego materiału źródłowego. Czas kwarantanny wykorzystaliśmy na konserwację i serwis oraz prace porządkowe w magazynach. Dopiero 6 czerwca udało się wykorzystać zestawy nagłośnieniowe, które były nam niezbędne do obsługi małych imprez eventowych – tłumaczy Tomasz Ciba i dodaje, że jego branżę cechuje kreatywność i nikt nie może sobie pozwolić na pozostanie w tyle. – Obecnie tworzymy nowy program estradowy, z którego już teraz jesteśmy dumni. Musieliśmy przyzwyczaić się jednak do nieco innego charakteru pracy z wykorzystaniem możliwości kontaktu zdalnego – on line. Wielu wykonawców, których reprezentujemy, wykorzystało czas związany z izolacją na tworzenie nowych utworów, które usłyszeć można będzie już niebawem na koncertach – tłumaczy.
Z tymi koncertami wcale nie jest kolorowo, bo odwołano do połowy września wszystkie dni miast, imprezy dożynkowe i wcześniej zaplanowane eventy. Najbardziej odczują to artyści, którzy czerpią dochody tylko z koncertów. – Choć jesteśmy w pełni przygotowani na wyjście na scenę, to niestety obecne obostrzenia nie pozwalają nam na pełne rozwinięcie skrzydeł. Sezon letni to były zawsze „żniwa dla branży muzycznej”. Trudno nam sobie wyobrazić wizję społeczeństwa bez dostępu do rozrywki w postaci koncertów. Pamiętamy przecież letnie spotkania w plenerze pełne uśmiechniętych twarzy, spędzających rodzinnie czas na wspólnej zabawie. To na pewno budowało więzi społeczne i pozwalało na oderwanie się od codziennych zajęć. Obecna sytuacja nie pozwala nam na zorganizowanie dużych przedsięwzięć estradowych, dlatego coraz częściej reprezentowani przez nas wykonawcy zapraszani są do udziału w mniejszych, często nawet rodzinnych imprezach. Jak na razie to jedna z możliwości, by na żywo spotkać się ze swoim ulubionym wykonawcą – podsumowuje Tomasz Ciba.
Wszystko przed nami
DJ Furrier, czyli Wojciech Kuśnierz ma to szczęście, że nie żyje tylko z muzyki i z organizowania imprez. – Prowadzę swoją firmę zupełnie niezwiązaną z branża muzyczną. Sytuacja z pandemią pokazała, że niczego nie można być pewnym, szczególnie w takiej dziedzinie, jaką jest muzyka klubowa, która w główniej mierze opiera się na interakcji artysty z publicznością oraz skupisku ogromnej liczby ludzi w jednym miejscu. Ja zawsze traktowałem muzykę jako pasję, odskocznię od rzeczywistości i dobrą zabawę. Takie zdrowe podejście pozwoliło mi w ciągu ostatnich dwóch lat zagrać w najlepszych klubach oraz na najlepszych festiwalach w Polsce i za granicą z topowymi artystami z całego świata. W moim przypadku jest to o tyle ważne, że jako wiceprezes fundacji, która organizuje raciborski festiwal Intro mam bezpośredni kontakt z artystami oraz ich menadżerami, co pozwala mi na wstępne rozmowy i propozycje wystąpienia na naszym festiwalu – tłumaczy DJ.
Wolny czas, który pojawił się podczas epidemii, spożytkował na produkcje muzyczne w swoim studiu oraz to, na co wcześniej często brakowało czasu, na przykład wyjazd do domku letniskowego i zajęcie się pszczołami. Żałuje jednak, że nie mógł wziąć udziału w wielu zaplanowanych wcześniej prestiżowych imprezach. – Musiałem zrezygnować z występu w warszawskim klubie Smolna z włoskim duetem Fideles, z projektu AfterLife. Następnie lawinowo odwołano moje występy w Tel Avivie, w poznańskim Kubie Tama, sopockim Sfinksie, Wacie Cukrowej w warszawskim LunaParku, wrocławskiej Pralni, Beats4Love w Ostrawie, Bukanyr Music Boat w Pradze czy na festiwalu AudioRiver. Wszystko nagle stanęło i musiałem zrezygnować z planów organizacji wielu imprez oraz festiwalu Intro. Umowy z artystami, które zostały podpisane trzeba było przenieść na przyszły rok – wyjaśnia Wojciech Kuśnierz i dodaje, że jego największym marzeniem jest zorganizowanie kolejnej, niezapomnianej edycji raciborskiego Intro Festivalu. – Chciałbym też grać jak najwięcej setów na najlepszych eventach i poznawać kolejnych artystów ze światowej czołówki. Marzy mi się również granie live actów własnych produkcji. Czasu w tym roku jest trochę więcej więc jest na to duża szansa. Pomału ruszają kluby i różne imprezy, wiec grafik zapewne niebawem zapełni się na nowo i oby tylko zdrowie dopisało. Ktoś mi kiedyś powiedział że marzenia się spełniają i że jeszcze wszystko przed nami. Oby tak było – podsumowuje DJ Furrier.
Katarzyna Gruchot