Dlaczego Rameta zaczęła tonąć w długach? Zarząd zna odpowiedź i zgłosił ją w prokuraturze
Dobre wieści o zamówieniach na meble i przyjęciach do pracy w spółdzielni meblarskiej z Raciborza to nie wszystko co słychać w Ramecie. Nad działalnością poprzedniego prezesa fabryki pochyla się prokuratura, a spółka musiała zawierać porozumienia dotyczące spłaty wielomilionowe zadłużenia.
Jak podkreślają szefowie firmy, Rameta ma aktualnie duży portfel zamówień i potrzebuje pracowników (w tym nowych) żeby je zrealizować. – Chcemy się utrzymywać z własnej pracy. Na tę chwilę można powiedzieć, że jeśli obecne zamówienia „obronimy” i ludzie zostaną z nami, a produkcja wzrośnie, to o przyszłość Ramety można być spokojnym – mówi Aleksandra Mikoś wiceprezes raciborskiej spółdzielni. Według niej, w perspektywie czasu fabryka powinna mocno stanąć na nogi i powoli wracać do pozycji, jaką zajmowała na rynku meblarskim.
Przyszliśmy do zarządu spółdzielni, która tonęła i ma długi, w której wciąż panuje dramatyczna sytuacja. Uspokoiliśmy finanse firmy, ale nie zrobiliśmy tego dobrym słowem, tylko dostaliśmy trochę państwowej pomocy i sprzedaliśmy część majątku spółdzielni – wyjaśnia pani wiceprezes. Kontynuuje, że obecni zarządzający nie chcieli wyprzedaży dziedzictwa Ramety. – Ale stanęliśmy jako firma pod ścianą. Mając do wyboru nową halę i obecną siedzibę fabryki, która wymaga remontu, na który nas już nie stać, pozostało nam jedno. Zrobiliśmy to, ale ze ściśniętym sercem – zaznacza Mikoś. To w końcu matecznik Ramety.
Po pierwsze: spłacać długi
Wieści o poprawie sytuacji w Ramecie szybko się rozeszły w branży meblarskiej. Co to oznacza dla spółdzielni? – Dostajemy telefony, że mamy pieniądze z rządowej Tarczy, ze sprzedaży siedziby i padają pytania, to dlaczego nie spłacamy długu? My musimy te pieniądze „wkładać do każdej szufladki” według misternie opracowanego planu. Nie wolno nam zaspokajać jednego wierzyciela kosztem drugiego. Postępowanie restrukturyzacyjne stworzyliśmy wspólnie z prawnikami, to poważne przedsięwzięcie. Pozyskane pieniądze dzielimy tak, żeby nikt z wierzycieli nie był pominięty. Żeby nikt nam nie zarzucił niegospodarności – podkreśla A. Mikoś. Z jednej strony poprawa sytuacji finansowej, nowe zamówienia i produkcja pełną parą, z drugiej oczekiwania płacowe załogi. – Chcielibyśmy lepiej płacić i to jak najszybciej, ale z tego co pozyskujemy musimy naliczać pieniądze na raty z wierzycielami. Bo tak z nimi ustaliliśmy i dlatego nie ma pod bramą komorników, dzięki czemu fabryka normalnie działa – twierdzi A. Mikoś. – Docelowo chcemy zatrudnić 50 – 60 osób, za jakiś czas nawet więcej, ale trudno aktualnie o wykwalifikowanych i zaangażowanych w pracę pracowników. Być może będziemy zmuszeniu zatrudnić kogoś z zagranicy, chociaż wolelibyśmy zatrudniać osoby z naszego regionu. Powoli zaczyna brakować na rynku rąk do pracy – podsumowuje A. Mikoś.
„Zalety” koronawirusa
Obecni zarządzający firmą powiedzieli Nowinom dlaczego Rameta przez moment stanęła pod ścianą. Paradoksalnie „pomógł” koronawirus, bo epidemia sprawiła, że wszystkie wcześniejsze problemy się nasiliły. – W normalnych realiach te procesy toczyłyby się dłużej, a tak musieliśmy podejmować radykalne kroki i szybkie decyzje. Produkcja stanęła, a przedsiębiorstwo ponosiło koszty – przypomina wiosenne miesiące A. Mikoś. Co istotne, na Ramecie w pandemii nadal ciążyły stare długi. – I kontrahenci dobrze o tym wiedzą. Na ostatnich rozmowach z naszymi partnerami biznesowymi to właśnie usłyszeliśmy: przed epidemią też nam nie płaciliście na czas, spóźnialiście się notorycznie – relacjonuje wiceprezes Ramety. Takiej sytuacji aktualny Zarząd nie mógł dalej tolerować.
Transfery i długi
Aleksandra Mikoś i Marek Wyrostek uważają, że zadłużenie firmy powstało wskutek złego nią zarządzania. – Już dzisiaj wiadomo, że chodzi o kilka osób z dotychczasowej kadry zarządzającej i nadzorującej. Te nieprawidłowości, które mamy na myśli, a które są przedmiotem zainteresowania prokuratury znajdują potwierdzenie w dokumentacji firmy. Chodzi o transakcje, które widzimy „namacalnie” jak one się odbywały. Znaleźliśmy transfery pieniężne z podwykonawcami i innymi firmami na wysokie kwoty, które odbywały się często ze znaczną szkodą dla spółdzielni. Sporo informacji o podejrzanych transakcjach przyniosły również przeprowadzone kontrole i weryfikacja stanów magazynowych. Zastanawiające jest też zadłużanie Ramety w innych firmach na kwoty liczone w milionach, którego wcześniej nie spłacano w ogóle. Aktualizowane jest źródło powstania każdego z długów, gdyż Rameta sporo produkowała, a pieniądze gdzieś się traciły w dziwnej siatce należności utkanej z innymi kontrahentami. Teraz kwestionujemy niektóre z takich wierzytelności. Nam nie wolno podawać teraz więcej szczegółów, bo trwa postępowanie policji w tej sprawie, ale w firmie przeprowadziliśmy już własne procedury, wewnętrzne postępowanie i wiemy co mówimy. Podejrzeń jest więcej, nie doszliśmy jeszcze do wszystkich spraw. Zależy nam, żeby wszystkie wyjaśniono – podkreślają zgodnie wiceprezesi.
Spółdzielcy naciskają
Szefowie Ramety złożyli zawiadomienie do prokuratury rejonowej w sprawie możliwego nadużycia uprawnień przez grupę osób, które wcześniej miały decydujący wpływ na działalność Ramety. Jak zaznacza szefostwo fabryki, straty spowodowane takim działaniem mogą być wielomilionowe. – Oprócz własnego poczucia obowiązku względem zakładu i potrzeby wyjaśnienia całej sprawy uzyskiwaliśmy również liczne sygnały od załogi i spółdzielców o różnych nieprawidłowościach, których nie dało się ignorować i które wymagały weryfikacji. Jeśli informacje przekazywane przez osoby dobrze zorientowane potwierdzą się, to będzie można mówić o celowych wyłudzeniach lub skrajnej niegospodarności na niespotykaną skalę. Postępowanie w tej sprawie jest od kilku miesięcy w toku, policja uzyskała stosowne dokumenty i przesłuchuje kolejnych świadków – informuje M. Wyrostek. Czekamy na wynik śledztwa.
(ma.w)