Czy nie można było uniknąć podtopień w Borucinie?
Wskutek nawałnic, które 12 i 13 maja przetoczyły się przez region, w gminie Krzanowice po raz kolejny najbardziej ucierpiał Borucin. Tamtejsi mieszkańcy przekazywali nam wówczas, że to największa woda, z jaką kiedykolwiek mieli do czynienia. – Tak źle jeszcze nie było – żalili się. Przy każdym kolejnym zalaniu tej części gminy, miejscowi coraz głośniej mówią o potrzebie kompleksowego rozwiązania tego problemu. Temat pojawił się również na ostatniej sesji rady miejskiej.
Zabezpieczyć, a nie leczyć
Radny Damian Kurka pytał burmistrza Andrzeja Strzedullę czy gmina będzie zwracała się do wojewody Jarosława Wieczorka bądź parlamentarzystów w sprawie zabezpieczenia Borucina przed zalewaniem. – Żeby zabezpieczyć, a nie leczyć skutki – radził rajca. Argumentował, że być może taka pomoc przydałaby się przy wykupie terenów na budowę zbiorników lub wałów przeciwpowodziowych.
Burmistrz Strzedulla odparł, że „duże zadanie” związane z przebudową kanalizacji deszczowej w Borucinie (od domu kultury w kierunku wylotu na Bojanów) zgłoszono do Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Chodzi o część środków dedykowanych na działania dla terenów popegeerowskich. Nabór nie został jeszcze rozstrzygnięty. – Zabiegamy też o wsparcie lokalnych parlamentarzystów przy ocenie tych wniosków – powiedział włodarz. Ponadto, jak zauważał burmistrz, Państwo ma możliwości przekazania środków finansowych gminie na odbudowę zniszczeń przeciwpowodziowych i zapobiegania tym skutkom w przyszłości. – Jest więc mała furtka do rozbudowy tej kanalizacji, ale priorytetem jest usuwanie skutków tych klęsk – powiedział. Wyjaśnił jednocześnie, że inwestycja szacowana jest na 3 mln złotych, a jej wykonanie „nie do końca załatwi cały problem Borucina, który głównie związany jest z ukształtowaniem terenu”.
Potrzebne zbiorniki
Radny Kurka radził, że warto wybudować „coś przed Borucinem, wśród pól”. – Dlatego jest ten pomysł budowy zbiorników przy ulicy Kopernika – odpowiedział burmistrz. – Wykupy gruntów trwają, tego nie da się zrobić w dwa dni – dodał. Przypomnijmy, z dokumentacji projektowej wynika, że zbiorniki mają mieć 2,5 tys. metrów sześciennych, co zdaniem burmistrza Strzedulli pozwoli na przytrzymanie nawalnej wody przez około 15 – 20 minut, a w efekcie ma uchronić sołectwo od podtopień. Jednak nie tak prosto przychodzi ich wybudowanie, bo nie wszyscy właściciele chcą sprzedać swoją własność.
Wina rolników?
– Ten kierunek wody, który był przy tych ostatnich podtopieniach, był zupełnie inny, jak miało to miejsce w zeszłym roku. I tu nie ma co się łudzić, że technicznie da się to rozwiązać jakoś idealnie. Bo widzimy to po powiatach: wodzisławskim, raciborskim, rybnickim, że tam, gdzie były uprawy, duże areały, to stamtąd popłynęły olbrzymie masy błota, przed którymi się nie da zabezpieczyć – kontynuował burmistrz. Te słowa, skłoniły radnego Damiana Kurkę do zadania pytania, czy gmina może nakazać rolnikom tak sadzić uprawy, aby przy kolejnych tego typu sytuacjach, mogły przytrzymywać wodę na polach. – To jest sprawa rządu – odparł przewodniczący Jan Długosz. Dodał, że tylko takie rozwiązanie może coś przeciwdziałać temu problemowi w przyszłości.
Nieuniknione zdarzenie
Radny Andrzej Woźniak spytał z kolei, czy zmieniło się nastawienie mieszkańców, którzy wcześniej nie chcieli sprzedać gminie terenów pod budowę zbiorników przeciwpowodziowych. – Nie mieliśmy takiej informacji – odpowiedział A. Strzedulla. Wskazywał jednocześnie, że gmina, tak czy inaczej nie uniknęłaby podtopień, przy takiej ilości opadów, które spadły nad Borucinem. – Jeżeli takie opady będą w przyszłości i będzie taka sama kultura upraw, to przy takim nachyleniu gruntu tego nie da się zabezpieczyć. Nie wiem, co należałoby wybudować, by takie ilości tego błota zmagazynować, gdzieś przytrzymać – powiedział wprost.
(mad)