Piórem naczelnego: Lekarz czy zawiadowca?
Mariusz Weidner - Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Stała Czytelniczka opowiedziała mi swoją historię, której doświadczyła, korzystając z tzw. wieczorynki czyli nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w szpitalu na Gamowskiej. Trafiła tam z silnym bólem w nodze. To seniorka, każde stłuczenie i rana goją się długo i stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia. Raciborzanka czekała na swoją kolej wizyty lekarskiej, ale siedząc blisko drzwi gabinetu słyszała, jak medyk obsługuje kolejnych pacjentów. Były nimi małe dzieci, przywiezione przez rodziców. Lekarka obejrzała pierwsze i zdecydowała, że trzeba jechać z dzieckiem do szpitala w Rybniku. Drugiemu pacjentowi wskazała kierunek: szpital wodzisławski. Gdy przyszła kolej naszej Czytelniczki pani doktor spytała ją: gdzie woli pani jechać, do Wodzisławia czy Rybnika? Starszą panią, która ze służbą zdrowia miała do czynienia wielokrotnie w swoim życiu, pyta nas czy tak ma wyglądać wizyta u lekarza, bo jej przypomina bardziej pobyt na stacji kolejowej, gdzie zawiadowca kieruje ruchem pociągów. Przyznała, że do tego typu pracy nie potrzeba specjalistów po medycynie, bo może to robić każdy, kto wie, gdzie w pobliżu Raciborza znajdują się szpitale. To, czego doświadczyła ta pani jest smutnym podsumowaniem już półtorarocznej działalności raciborskiej lecznicy w warunkach pandemicznych. Na Gamowskiej nie otrzymała pomocy, tylko wskazówkę, gdzie może się po nią udać. – Całe życie płacę składki! – podkreśliła moja rozmówczyni. Ktoś z rodziny zawiózł ją na izbę przyjęć do Wodzisławia Śląskiego. Obsłużono ją tam szybko i sprawnie. Jedyne czym mogłem pocieszyć tę kobietę, to zapowiedź dyrektora szpitala, że z początkiem sierpnia ruszy w Raciborzu odcovidowana urazówka. Wtedy lekarka z „wieczorynki” nie powie choremu, że ma wsiadać w samochód, tylko udać się do innej części szpitala w Raciborzu.