Raciborzanie zdobyli najwyższy szczyt Szwajcarii. To była najtrudniejsza wyprawa
– Rok temu przez ogromne zmęczenie, brak aklimatyzacji oraz trawers starym szlakiem zostaliśmy zmuszeni przez nasze organizmy do odwrotu z wysokości 4300 m n.p.m. W tym roku bardziej przygotowani, wyspani oraz zaaklimatyzowani postanowiliśmy zaatakować najwyższy szczyt Szwajcarii – Dufourspitze 4634 m n.p.m. – pisze raciborzanin Szymon Warsz.
Przyzwyczaić się do wysokości
Dokładnie 7 sierpnia o 1.50 wyjechaliśmy z Raciborza w kierunku Szwajcarii. Tym razem grupa 6-osobowa. Szymon, Marek oraz Przemek z Raciborza, Aleksander z Bielska-Białej oraz Justyna i Darek z Krakowa. W miasteczku Zermatt spędziliśmy następne 9 dni. Pierwsze kilka dni wyprawy to czas na aklimatyzację naszych organizmów na wyższych wysokościach. Weszliśmy na Wisshorn (2936 m n.p.m.) oraz dotarliśmy pod Wellenkuppe (3803 m n.p.m.). Bardzo ważnym w wysokich górach jest przygotowanie organizmu na pobyt w najwyższych partiach Alp. Wejście na „dach” Szwajcarii podzieliliśmy na dwa dni. Pierwszy dzień zakładał wejście na wysokość niespełna 3000 m n.p.m., przenocowanie, a drugiego dnia... atak szczytowy. Przenieśmy się zatem w najwyższe góry Europy.
Podejście...
11 sierpnia 2021 r. o 10.15 wyruszamy z miasteczka Zermatt w kierunku stacji Furi. Od samego początku mamy na sobie plecaki ważące ponad 20 kg, a w nich 5 l wody z jedzeniem na dwa dni oraz niezbędny sprzęt wysokogórski. Po dotarciu na stację Furi kierujemy się na Riffelberg (2580 m n.p.m.). Przychodzimy tam o 12.40. Niestandardowe obciążenie już daje się nam we znaki. Robimy tam około 40 minut przerwy na jedzenie i picie. Ruszamy dalej. Teraz czeka nas trawers góry Gornergrat. Bardzo przyjemny, bo z górki. Niestety, za chwilkę będzie trzeba ponownie odrabiać straconą wysokość.
Szlakiem Panorama Weg kierujemy się w stronę schroniska Monte Rosa Hutte. Lodowiec Gornergletscher rok temu był dużo trudniejszy i mniej bezpieczny. Na szczęście przez rok dużo się zmieniło i teraz przejście przez szczeliny przebiegło bezproblemowo. Zatrzymujemy się dokładnie na jeden kilometr drogi od schroniska Monte Rosa. Postanawiamy rozbić tam obóz (Base Camp). Jest 17.30, około 25 stopni na plusie, fenomenalna pogoda. Zaraz po zachodzie słońca temperatura spada gwałtownie do około 0°C. Ubieramy się ciepło i idziemy spać.
...i atak na szczyt
12 sierpnia pobudka o 2.00. Sen tej nocy oceniam na mocno średni. Myślę, że spałem maksymalnie 2 godziny. Reszta ekipy podobnie. Zawsze coś… Czas na śniadanie i w drogę! Około 3.00 wyruszamy z naszego base campu. 20 minut później meldujemy się przy schronisku Monte Rosa. Od tego momentu, aż na szczyt idziemy już ciągle pod górkę. Kolejne 250 m w pionie pokonujemy sprawnie po kamieniach. Docieramy na wysokość 3150 m n.p.m. Zaczyna się lodowiec, który zostanie z nami do samego szczytu. Ciągle jest ciemno. Na wysokości 3700 m n.p.m. powoli zaczyna świtać. Rozpoczyna się dzień. Jeszcze przed nami długa droga zanim złapiemy pierwsze promienie słoneczne. Temperatura około -7°C. Droga ciągle wiedzie lodowcem. Mamy przetartą ścieżkę, więc poruszamy się sprawnie. Dokładnie o 7.00 przekraczamy wysokość 4000 m n.p.m.
Coraz mniej tlenu w powietrzu przekłada się na wolniejsze tempo wspinaczki. Ruszamy dalej. O 9.00 docieramy do grani (na początku śnieżnej) na wysokość 4300 m n.p.m. W końcu pierwsze promienie słoneczne oświetlają nasze twarze. Ale z drugiej strony zaczyna nam wiać, więc jest jedynie kilka stopni cieplej. O 9.30 osiągamy wysokość 4500 m n.p.m. Grań, która na początku była śnieżna, zmienia się w śnieżno-skalną, czyli klasyczny miks alpejski. Teren robi się coraz trudniejszy.
Wysokość 4600 m n.p.m., do szczytu już niewiele, natomiast grań wyraźnie się wypłaszcza. Przed nami najtrudniejsze fragmenty trasy. Lodowy kominek, który ma 10 m pokonujemy sprawnie. Trochę martwimy się co będzie na zejściu, ale nie ma teraz czasu na takie rozważania. Do wierzchołka coraz bliżej. Pora na ostatni fragment ubezpieczony w prywatną linę. Raki oraz skała to trudne połączenie, ale czasami nie ma wyboru. Pokonujemy go bezproblemowo i o 11.10, po 8 godzinach i 10 minutach wędrówki meldujemy się na najtrudniejszym szczycie projektu Korony Europy. Najwyższy szczyt Szwajcarii jest nasz !
Na wierzchołku trochę wieje, więc spędzamy tam tylko 20 minut i schodzimy w dół. Droga zejściowa przebiega pomyślnie, a śnieżno-skalną grań pokonujemy sprawnie. Dalsza część zejścia to lodowiec oraz długi trekking aż do Zermatt. Wyprawę kończymy o 23.00 po 37 godzinach „wyrypy”. Wszyscy zadowoleni. Rewelacyjna wędrówka. Niezapomniane przeżycia.
Zapraszam do śledzenia naszego projektu na Facebooku i YouTube pod nazwą @szlakiemwnieznane. Na serwisie YouTube można już zobaczyć film z całej wyprawy.
Szymon Warsz