Po pierwsze wiarygodność Wywiad z Pawłem Strózikiem – rektorem PWSZ w Raciborzu
Z rektorem PWSZ Pawłem Struzikiem rozmawia Wojciech Żołneczko.
O wielomilionowych inwestycjach, dyskusji nad zmianą nazwy oraz anonimowych komentarzach rozmawiamy z rektorem raciborskiej uczelni, dr Pawłem Strózikiem.
– Od kilku miesięcy na terenie PWSZ widać ruch ekip remontowych. Niedawno zlikwidowano sypiące się ogrodzenie, które nie przynosiło uczelni chluby. Co jeszcze zmieniło się w ostatnim czasie?
– Kończymy główne prace, na których realizację uczelnia pozyskała zwiększoną subwencję z Ministerstwa Edukacji i Nauki. To między innymi uporządkowanie przestrzeni wokół uczelni – terenów zielonych oraz ogrodzenia, które nadawało się wyłącznie do rozbiórki. Jednak najważniejszą kwestią jest remont pracowni dydaktycznych. Wyremontowaliśmy 26 dużych sal dydaktycznych od podłogi po sufit. To jest przedsięwzięcie, którego w tej uczelni nie było od czasów budowy obiektu. W ślad za tym poszło wyposażenie – nowe ławy, krzesła, projektory, pomoce dydaktyczne. W wielu salach zainstalowaliśmy lub jeszcze zainstalujemy telewizory o przekątnej ponad 70 cali, które również będą pełniły rolę prezenterów treści dydaktycznych. Naszym celem jest, żeby uczelnia była centrum nowoczesnej dydaktyki. Żeby studenci natrafiali nie tylko na potencjał dydaktyczny w postaci nauczycieli akademickich, ale też na potencjał techniczny, który umożliwia przekazanie wiedzy w maksymalnie komfortowych warunkach, z maksymalnie udrożnionym kanałem dotarcia do odbiorcy, czyli naszych studentów.
– Mówi pan, że od budowy tego kompleksu nie było tu prac na taką skalę. Ile to wszystko kosztowało?
– Subwencja, którą pozyskaliśmy na ten cel to 2,5 mln zł. To było drogie przedsięwzięcie, ale i tak mieliśmy to szczęście, że prace przetargowe ruszyły dosyć szybko i udało nam się wskoczyć w „stare” ceny na rynku budowlanym. Dziś ten sam remont kosztowałby więcej.
– Oprócz remontu sal i zmian w bezpośrednim otoczeniu uczelni budujecie też centrum symulacji medycznej. Na jakim etapie jest to przedsięwzięcie?
– Budowa centrum symulacji medycznej wysokiej wierności wpisuje się w program rozwojowy kierunku pielęgniarstwo. Projekt jest dzisiaj realizowany zgodnie z harmonogramem. Udało się nadrobić wszystkie zaległości. Aktualnie zakończyliśmy już prace budowlane. Wykonano wszystkie sieci, których takie centrum potrzebuje, m.in. instalację tlenową, instalację na podciśnienie, klimatyzację, czyli instalacje, jakie posiada „prawdziwy” szpital. W tej chwili trwają przetargi na wyposażenie w specjalistyczny sprzęt, łącznie z fantomami, które wiernie symulują zachowania człowieka. Kształcenie studentów pielęgniarstwa na symulatorach to najnowsze trendy i przyszłość edukacji, dlatego bardzo się cieszę, że już na początku nowego roku kalendarzowego rozpoczniemy je u nas. Najbliższe centra symulacji są w Opolu oraz aglomeracji śląskiej. W naszej okolicy takiego centrum nie ma. Budowa kosztowała 2,7 mln zł. Szacujemy, że wyposażenie centrum w aparaturę będzie kosztować kolejne 1,5 mln zł.
– Podczas inauguracji nowego roku akademickiego wspominał pan o możliwej zmianie nazwy uczelni na Akademię Nauk Stosowanych. Czy nie obawiacie się, że wraz ze zmianą nazwy będziecie musieli rozpocząć od nowa proces budowy rozpoznawalności marki uczelni? Wydaje się, że PWSZ zakorzeniła się dość głęboko w świadomości mieszkańców.
– Rozważając zmianę nazwy rozpoczynamy szeroką dyskusję w uczelni. Zmiana nazwy nie jest obowiązkiem i można ją potraktować jako pewien płynny proces. Nowelizacja ustawy zawiera kryteria ilościowe i jakościowe, które spełniamy. Dlatego warto bliżej się temu przyjrzeć. Utrata rozpoznawalności, o której pan wspomina, to ważny argument, ale elementy symboliki uczelni, jej barwy i kształt logo, które decydują o rozpoznawalności, pozostałyby bez zmiany. Zmianie uległaby jedynie nazwa. Planujemy zapytać naszych odbiorców, zasięgnąć opinii w otoczeniu społeczno-gospodarczym uczelni, jak zmiana nazwy wpłynęłaby na naszą rozpoznawalność. Jeśli z naszych analiz wyniknie, że plusów jest więcej niż minusów, to będziemy szli w tym kierunku. Jeśli okaże się, że PWSZ jest na tyle silną marką, że nie warto w tej chwili z niej rezygnować, to od tego odstąpimy.
– Aktualnie PWSZ ma w swojej ofercie studia licencjackie, inżynierskie, a dla kierunku pedagogika wczesnoszkolna również studia magisterskie. Jak wyglądają wyniki naboru na te ostatnie?
– Nabory na studia magisterskie są stabilne. Utrzymują się na poziomie dużej grupy wykładowej, 35 – 40 osób.
– Skoro widać stałe zainteresowanie studiami magisterskimi, czy planujecie otwarcie studiów magisterskich również na innych kierunkach?
– Mówiąc o studiach magisterskich musimy wziąć pod uwagę dwie grupy wymogów. Po pierwsze są to wymogi formalne, dotyczące programu kształcenia. Po drugie są to wymogi kadrowe. Aby prowadzić studia magisterskie, należy zatrudniać kadrę o odpowiednich stopniach i tytułach naukowych. W tej chwili znajdujemy się w zagadkowym okresie. Okres pandemii pokazał, że pewne zjawiska przebiegają w sposób zupełnie nieplanowy, czasami bardzo zadziwiający. Kierunki, które do niedawna wydawały się bardzo atrakcyjne, straciły na atrakcyjności. Zyskały kierunki, o których wcześniej nie powiedzielibyśmy, że mogą być atrakcyjne. To zjawisko aktualne w skali kraju. Na przykład uczelnie, które prowadzą ekonomię, gremialnie stwierdzają, że taki kierunek cieszy się o wiele mniejszym zainteresowaniem. Potwierdzają to najnowsze, opublikowane wczoraj, wyniki pulshr.pl. Wzrosła atrakcyjność kierunków informatycznych oraz paramedycznych, pomimo protestów tych środowisk zawodowych. Takie tendencje zauważamy i do czasu, aż pojawi się pewna stabilność, bardzo trudno będzie podjąć decyzję o uruchomieniu nowego kierunku studiów magisterskich. Nam się oczywiście marzy magisterski kierunek z pielęgniarstwa. Tym bardziej, że mając monoprofilowe centrum symulacji medycznej mamy obiekt, który moglibyśmy w pełni wykorzystać i wypełnić życiem, a im więcej będzie tam studentów, tym koszty utrzymania będą łatwiejsze do poniesienia. Dlatego wydaje mi się, że magisterskie studia pielęgniarskie byłyby bardzo trafionym pomysłem. W przypadku innych kierunków trzeba być bardzo ostrożnym, bo studia magisterskie nie są finansowane przez ministerstwo w pełnym zakresie, tylko są finansowane w zakresie 60% kosztów.
– Proszę to rozwinąć.
– Jeśli przyjmiemy, że na studiach licencjackich dostaje pan na jednego studenta tysiąc złotych, to na jednego studenta studiów magisterskich kwota subwencji wynosi 600 złotych. Taka jest polityka państwa – aby uczelnie naszego typu nie prowadziły dużej liczby studiów magisterskich, bo my jesteśmy głównie od kształcenia na studiach pierwszego stopnia. Z tego wynikają też pewne kierunki rozwoju uczelni. Lepiej prowadzić studia licencjackie i inżynierskie niż magisterskie. W tym sensie namysł nad otwieraniem nowych kierunków magisterskich jest pogłębiony i nie spieszymy się z tym. Jesteśmy uczelnią dobrze dopasowaną do otoczenia społeczno-gospodarczego. To znaczy, że liczba studentów koreluje z liczbą miejsc praktyk i liczbą miejsc pracy po ukończeniu studiów, a także z liczbą wszystkich podmiotów gospodarczych oraz instytucji, które są w otoczeniu uczelni. To legitymizuje działalność naszej uczelni. Gdybyśmy mieli sytuację, w której nasi absolwenci nie znajdowaliby miejsc pracy, to nasze nauczanie stałoby pod znakiem zapytania, bo po co kształcić na kierunkach, których absolwenci są niepotrzebni na rynku pracy? W tej chwili uczelnia jest dobrze wpisana w otoczenie i każdy nowy kierunek może to poprawić, ale może też pogorszyć.
– A czy z tego otoczenia płyną sygnały: potrzebujemy ludzi z wiedzą i umiejętnościami, w których wy nie kształcicie?
– Każdy z sześciu naszych instytutów ma tzw. radę interesariuszy. To są przedstawiciele rozmaitych firm oraz instytucji, którzy sygnalizują nam, na jakich pracowników mają zapotrzebowanie. Na niektóre sygnały odpowiadamy bardzo szybko – czy to kierunkiem, czy to specjalnością. W ten sposób powstała specjalność „bezpieczeństwo publiczne” na kierunku bezpieczeństwo państwa. Treści programowe zaproponowały służby mundurowe jednostek z Raciborza (straż graniczna i policja). Mamy też inne zapytania, np. o kształcenie w języku włoskim czy francuskim. Na to zapotrzebowanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, bo wiązałoby się to z zatrudnieniem kosztownej kadry dydaktycznej, której nie ma tu na miejscu, a po wykształceniu stu filologów francuskich oraz stu filologów włoskich nie byłoby dalszego zapotrzebowania na absolwentów takiego kierunku.
– A jak jest z turystyką? Tego kierunku nie udało się w tym roku uruchomić z powodu zbyt niskiego naboru.
– Podjęliśmy w tym roku bardzo dużo działań w celu uatrakcyjnienia tego kierunku. Powstał zupełnie nowy program studiów z naciskiem na tematy ekonomiczne, na wątki związane z organizacją turystyki i rekreacją. Uczelnia zainwestowała spore środki w kampanię promocyjną, m.in. powstał profesjonalny film, który promował kierunek. Mimo to wyniki naborowe nie przyniosły spodziewanego efektu. Być może w okresie pandemii na tyle odczuwalny jest zastój w turystyce, że nie udało nam się przekonać odpowiedniej liczby chętnych do tego, żeby podjęli studia. Jednak cały potencjał turystyki w postaci programu i kadry jest zachowany. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku – okresie po pandemii – uda nam się przekonać odpowiednią liczbę osób. Tego typu model działania, czyli rekrutacja raz na dwa lata, jest w uczelni znany. Został już zastosowany np. w przypadku filologii czeskiej, na której jednego roku robiliśmy przerwę w rekrutacji z powodu niewystarczającej liczby chętnych, a następnego roku zgłosiła się już liczba, pozwalająca na otwarcie kierunku. Chcę zapewnić, że nie rezygnujemy z turystyki. Jesteśmy w kontakcie z biurami podróży oraz wpływowymi przedstawicielami branży, m.in. z panem Adamem Wawocznym – prezesem zarządu Śląskiej Organizacji Turystycznej. Jednak decyzja o otwarciu kierunku musi mieć uzasadnienie ekonomiczne. Jeśli nie bilansuje nam się rachunek zysków i strat, to podejmowanie decyzji o otwarciu kierunku byłoby brakiem odpowiedzialności. Wydajemy przecież publiczne pieniądze.
– Odnoszę wrażenie, że ostatnie wybory nowych władz uczelni dogłębnie podzieliły środowisko akademickie. Choć od tego czasu minął już ponad rok, w komentarzach pod artykułami na temat uczelni nadal widać echa tych podziałów. Po ich treści można wnioskować, że to są komentarze „insiderskie”, pisane przez osoby związane z PWSZ. Jak pan się na to zapatruje?
– Trudno mi się odnosić do anonimowych komentarzy. Mogę zapewnić, że drzwi mojego gabinetu są stale otwarte. Jeśli ktoś chce przyjść z dobrą radą czy krytyką, to zapraszam. Jestem gotowy do szczerej rozmowy face to face na temat spraw uczelni, odbyłem takich rozmów wiele i mogę powiedzieć, że często przynosiły one pozytywny wynik. Kilka razy skorzystaliśmy z mądrych sugestii. Uważam, że w uczelni nastąpił olbrzymi progres w zakresie kultury organizacji. Dziś każdy z pracowników wie, jaka jest jego rola, jakie są jego zadania i czego od niego oczekujemy. Zostało to precyzyjnie zdefiniowane. To nie tylko ułatwia pracę, ale także – co równie ważne – tonuje nastroje.
– Dużo pan mówi o tym co się dzieje, co będzie się działo. Jaką uczelnią chciałby pan, aby była PWSZ na koniec pana kadencji?
– Chciałbym, aby Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Raciborzu była wiarygodnym, poważnym partnerem wielu znaczących firm w otoczeniu. Takim, który dobrze kształci i przygotowuje do zawodów poszukiwanych na rynku pracy. Aby nasi studenci i absolwenci odgrywali znaczącą rolę w życiu regionu, by byli do niej profesjonalnie przygotowani. Takich osób już teraz są dziesiątki, często piastują eksponowane stanowiska: naszym absolwentem jest starosta raciborski Grzegorz Swoboda, prezydent Raciborza Dariusz Polowy również studiował na PWSZ. Chciałbym, aby pracownicy uczelni, studenci oraz jej absolwenci byli dumni z raciborskiej Alma Mater!